11-CJ

Symbol 11-CJ wyszyty na ręcznikachRaz na jakiś czas przychodził w naszym domu taki moment w którym uzbierała się już dość solidna porcja brudnej pościeli i ręczników. I stanowiło to widoczny znak, że dłużej nie można było zwlekać z wypraniem tych rzeczy. I to wypraniem nie w domowej Frani czy też Światowidzie. Wybierało się wówczas jedno pogniecione prześcieradło, rozkładało się je na podłodze i umieszczało na nim wszystkie pozostałe zebrane prześcieradła oraz poszwy, poszewki, jaśki, koperty, ścierki i ściereczki, ręczniki kąpielowe i mniejsze ręczniczki, obrusy i serwety. Całość zawijało się we wspomniane prześcieradło tworząc coś na kształt tobołka. A potem moja mama szła z tym tobołkiem do klatki obok, gdzie znajdowała się „Śnieżka” – punkt przyjmowania i wydawania rzeczy do prania.

Symbol 11-CJ wyszyty na poszwie na pierzynęOd czasu do czasu towarzyszyłem mojej mamie. Wychodziliśmy z kamienicy na Łąkowej 29, mijaliśmy schodki do „środkowej spółdzielni” i przechodziliśmy pod numer 28, gdzie na parterze po prawej stronie (tam gdzie teraz jest zakład fryzjerski) znajdowało się wejście do wspomnianego punktu. A w środku moją uwagę zawsze przykuwała ogromna waga towarowa na której kładło się tobołek z praniem do zważenia. Z tego co pamiętam stała ona prawie pod samym oknem. Na ścianie najdalej od okna zaś była chyba jakaś popielato-szara okleina w kratkę do wysokości mniej więcej metra zakończona drewnianą albo plastikową listwą. Wchodząc do środka, po przeciwnej stronie znajdował się kontuar (a może to blat tego kontuaru był w kratkę?…) za którym stała Pani wypisująca kwit stanowiący dowód przyjęcia rzeczy do prania.  Pisała na nim – ile sztuk konkretnych elementów pościelowych zostało przyjętych z dokładnym podziałem na ich rodzaj, ile było ręczników, ile ściereczek, a ile obrusów. Symbol 11-CJ wyszyty na ręcznikachPrzystawiała pieczątkę, notowała na nim datę przyjęcia i być może datę odbioru. A następnie wręczała go mojej mamie. Natomiast chyba całą ścianę za wspomnianą Panią wypełniały rzędy półek poprzedzielanych pionowymi ściankami na mniejsze boksy. W takich boksach leżały już czasami inne tobołki i zawiniątka z praniem czekające na swoją podróż do pralni. Albo też paczuszki z praniem wypranym. Bo za jakiś czas (mnie się zdaje, że chyba mniej więcej po tygodniu) moja mama schodziła ze wspomnianym kwitem ponownie do Śnieżki albo wchodziła tam wracając z zakupów – okazywała go tej samej pani, która albo szła na zaplecze i przynosiła stamtąd albo też ściągała z jednej z półek i wręczała w zamian za kwit – ładnie zapakowany w szary papier komplet wypranej i wykrochmalonej bielutkiej pościeli. Sztywnej, pachnącej i złożonej na kant.

Raz na jakiś czas podjeżdżał pod Śnieżkę samochód ciężarowy marki Robur albo Avia albo jeszcze jakiś inny i odbierał wszystkie tobołki oraz ubrania na wieszakach. Bo punkt ten przyjmował też do prania spodnie, marynarki, garnitury, sukienki, koszule z mankietami, płaszcze. Oferował też czyszczenie chemiczne. Kiedy już wszystko zostało odebrano – kierowca jechał z ładunkiem do pralni (być może ktoś z Państwa wie, gdzie ona się znajdowała) w której wszystkie te rzeczy były gromadzone i ostatecznie prane w ogromnych bębnowych pralkach. Łąkowa 28 I w tym momencie przyszedł czas na rozwinięcie tajemniczego ciągu znaków z tytułu tego artykułu. Dwie wspomniane cyferki i dwie literki przedzielone myślnikiem jeszcze od czasu do czasu znajduję gdzieś na jakimś spranym ręczniku albo prześcieradle. 11-CJ wyszyte czerwonym kordonkiem ręką mojej babci. W ten sposób każdy klient oznaczał swoje rzeczy przeznaczone do prania, aby nie zginęły one w otchłani ogromnej pralki przemieszane z rzeczami innych klientów. Numer 11 był najprawdopodobniej numerem tego punktu oddawania i odbierania rzeczy z pralni na ulicy Łąkowej 28. A CJ to pierwsze litery nazwiska i imienia mojej babci – Ceglińskiej Janiny. System takiego oznaczania sprawdzał się w praktyce, bo nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek moja babcia dostała coś innego niż oddała.

A czy Państwo pamiętacie może jakimi symbolami wyszywaliście swoje rzeczy przeznaczone do prania w „Śnieżce”?…

Kolorowe zdjęcia z symbolami 11-CJ pochodzą z bieliźniarki autora. Natomiast czarno-białe zdjęcie na którym widać dom na ulicy Łąkowej 28 powstało w 1979 r. Jego autorem jest A. Wołosewicz. A źródłem pochodzenia: Sobiecka L., Kaliszczak M. (red.), Gdańsk – Dolne Miasto. Dokumentacja historyczno-urbanistyczna, PP Pracownie Konserwacji Zabytków Oddział w Gdańsku Pracownia Dokumentacji Naukowo-Historycznej, Gdańsk 1979.

Autor artykułu: Jacek Górski.

P.S. W którymś momencie „Śnieżka” na Łąkowej (ale podejrzewam, że nie tylko ta tutaj) zaczęła też oferować swoim klientkom dodatkową usługę. Uruchomiono punkt podnoszenia oczek i repasacji pończoch. W czasach kryzysu takie usługi były na wagę złota. Panie pamiętające tamte czasy z pewnością tę opinię potwierdzą.

[mappress mapid=”63″]

 

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Maria Rybińska pisze:

    Wełniane swetry i sukienki mojej mamy oddawałam do pralni na ul Garncarskiej , a tam przyszywano kwitek wypisywany kopiowym ołówkiem-takie wspomnienie obok.

  2. Danusia pisze:

    Moja mama, pomimo, że mieszkaliśmy przy Łąkowej, również korzystała z pralni przy Garncarskiej. Wynikało to z faktu, iż pracowała w drukarni na podwórzy Domu Prasy. Swoje płaszcze oddawała nieomal – „po drodze”. Też pamiętam ołówek kopiowy 🙂

  3. Jolanta Urszula pisze:

    pamiętam dokładnie,że kierowniczką pralni była Pani Witkowska…

    • Ryszard pisze:

      Tak , to była moja mama a 11 to był numer punktu przyjęć. Zapach zaplecza wciąż mam w pamięci Punkt repasacji prowadziła jej koleżanka. Punktów gdzie prania się odbywały było kilka , na pewno w Sopocie gdzie była centrala firmy i na Oruni. Jezeli mnie pamięć nie myli to obok piekarni , tej przy zajezdni , był magiel gdzie zdarzało mi się nosić lniane obrusy i zasłony .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *