Jeżeli dzisiaj czwartek, to idziemy na rynek

Może Ci się również spodoba

5 komentarzy

  1. Beata pisze:

    Och, ten rynek… świetny opis ! Pamiętam… bałam się przechodzić po tym moście prowadzącym na rynek. Najgorzej było kiedy jechał tramwaj… Całe szczęście, że mama zagadywała mnie, żebym nie miała za dużo czasu na myślenie i słuchanie tego stukotu tramwaju. Wszystko jednak mijało, kiedy kupiłyśmy pachnące malinki, jabłuszka itp.
    Kiedy zniknął rynek – żałowałam bardzo, ale tego mostu – nigdy !!!

  2. Beata pisze:

    O, tyle co pamięta Pan, to niestety ja nie pamiętam… ale wspaniale się czytało !

  3. Jarek pisze:

    Tamten rynek dla dzieciaka to było magiczne miejsce. Odbywał się w poniedziałki i czwartki. Dla przypomnienia w PRL-u poniedziałek był tzw. dniem bezmięsnym – zamknięte były sklepy mięsne, czy jak je wówczas nazywano – rzeźniki. Ale na rynku zawsze był full mięsa- i tzw. rąbanka i wędliny. Były też doskonałe wyroby mleczarskie – w kanach mleko prosto od krowy, w słoikach prawdziwa śmietana, w drewnianych osełkach prawdziwe masło, w lnianych ręcznikach twarogi i mnóstwo jajek – kurzych, gęsich, kaczych, indyczych, perliczych, przepiórczych. Do tego owoce i warzywa, dżemy, marmolady, powidła, miód i ciasta. I ten cały zwierzyniec, który można było oglądać i dotykać – od koni wyprzęgniętych z wozów, przez żywe kaczki, gęsi, kury, indyki, perliczki, przepiórki, króliki, kozy, świnie, psy i koty…, a w okolicy ruin spichlerza Wielbłąd swoje miejsce mieli gołębiarze. Takie darmowe polskie zoo. Ziemniaki kupowało się na metry, a zboże na worki. Na tzw. tandecie można było do woli oglądać znaczki, monety i banknoty z okresu WMG i kupić stare obrazy, meble i wyposażenie poniemieckich domów. A koło jednego z nielicznych ocalałych w tej okolicy domów działał bar piwny. Nie pamiętam jak się nazywał, ale wszyscy mówili na niego „U Brudasa”. Dorosłym serwował jasne i ciemne piwo z kija, a dzieciakom oranżadę i mandarynkę. Na rynku można było nawet nagrać pocztówkę dźwiękową (np. z życzeniami dla mamy czy babci). Cyganie handlowali patelniami i garnkami, żuławiacy koszami z wikliny, druciarz lutował garnki, a szlifierz ostrzył noże, tasaki, nożyczki i noże maszynek do mięsa. Można było kupić puchowe pierzyny i poduszki; kożuchy, buty, uprząż i baty dla furmanów; pelisę i kołnierz z lisa lub futro z karakułów dla żony; swetry, skarpety, czapki i rękawice robione na drutach; serwetki i obrusy dziergane na szydełku; makatki i ściereczki do kuchni; wiadra, miski, kanki, gąsiory na wino… i wiele, wiele jeszcze.

  4. Beata Michno pisze:

    Może już mało kto pamięta, ale pierwsza lokalizacja tego targowiska była po drugiej stronie mostu w rejonie ulicy Szuwary.Nie było tam jeszcze bloków mieszkalnych, ani przedszkola Muszelka

Skomentuj Beata Michno Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Rozmiar czcionki
Kontrast