Trójka

Klasa pierwszaNie pamiętam mojego pierwszego dnia. Zresztą co się dziwić było to 50 lat temu. A dokładniej 50 lat 1 miesiąc i 9 dni. Stary budynek szkoły nr 3, którą kilka lat wcześniej ukończyła moja siostra Krysia, pełen zakamarków, starych mozaikowych posadzek, drewnianych podłóg w klasach, ławek starych i drewnianych z blatem pod kątem i połączonych z siedziskiem tak, że stanowiły jedną całość. Nie siedziało się w nich jakoś specjalnie wygodnie. Moja koleżanka Karina i ja byłyśmy najmniejszymi uczennicami w klasie i dla nas te ławki były po prostu za duże. W blacie ławek po środku były kałamarze z atramentem (który to nasi dowcipni koledzy potrafili wypijać… brr!…), pisało się bowiem piórami ze stalówkami (tutaj była rywalizacja kto ma ładniejszą i bardziej błyszczącą ). Drewniane piórniki z ołówkami, temperówką, gumką myszką, zapasowymi stalówkami i co potwierdzą zapobiegliwsi – zwykle były to dziewczynki – zapasowym piórem. W tornistrach było kilka zeszytów, kredki do szlaczków, książka do matematyki i Elementarz Falskiego. Klej roślinny lub guma arabska, wycinanki, nożyczki, farbki wodne i pojemniczek na wodę do tychże farbek plus pędzelek lub dwa.. ale to w dni kiedy były zajęcia plastyczno-techniczne. Zapomniałabym o atlasie geograficznym, ale to w późniejszych latach. No i liczydła.

Ela_z_kolnierzykiem_z_logoChodziliśmy w granatowych lub czarnych fartuszkach, z białymi kołnierzykami i naszytą obowiązkowo tarczą. Tarcza musiała być także na płaszczykach i kurtkach. Wszystkie dzieciaki słuchały z wypiekami na twarzach, co powie nasza wychowawczyni Pani Swobodzińska. Nie było szatni, więc płaszczyki i worki na strój do W-F-u wisiały w klasach na wieszakach na ścianie. Na początku w klasach były piece, ale później przebudowano ogrzewanie i nastały kaloryfery. W piwnicy była kotłownia i codziennie Pan Jarzębowski, który był i woźnym i palaczem dbał, żeby nam dzieciakom było ciepło. Pan Woźny JarzębowskiPamiętam, że rozpoczęcie i zakończenie lekcji oznajmiał właśnie Pan Jarzębowski lub jego żona ręcznym dzwonkiem z którym czasami wychodził na boisko, żeby zgarnąć dzieciarnię do klas po przerwie. Obok naszej szkoły wyrosła druga szkoła, nowiutka i pachnąca, z własną salą gimnastyczną , której my nie mieliśmy i korzystaliśmy z ogromnej sali w sąsiedniej Łaźni Miejskiej. Dzieci z tamtej szkoły patrzyły na nas pogardliwie mówiąc o nas: ci ze starej budy.

Naszym dyrektorem był Pan Kulczycki, który był postrachem wszystkich chłopców ponieważ namiętnie za każde najmniejsze przewinienie ciągnął za uszy lub za baczki. Kiedy pojawiał się na horyzoncie, wszyscy stawali na baczność i ustawiali się w pary przed klasami. Matematyki uczył pan Dankiewicz, historii pani Własiuk, muzyki pani Pierzchała, geografii w późniejszych latach nasza druga wychowawczyni pani Ryczanowska. Przyrody pani Krzyśków, a rosyjskiego pani Gawlik. Chemia była z panią Bławat… chyba… pamięć już nie ta… Liczę na Waszą …

Wszystkie zdjęcia pochodzą z albumu Elżbiety Woronieckiej.

Autorka artykułu: Elżbieta Woroniecka.

[mappress mapid=”57″]

 

Przeczytaj też:

To lisy… a to dom.

Mozaika.

 

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Jarek J. pisze:

    Pozdrawiam .Fajnie powspominać.

  2. TiDim pisze:

    Super się czyta !

  3. Mirek pisze:

    Patrzę na to zdjęcie i widzę moją klasę. To nic, że do mojej pierwszy raz poszedłem we wrześniu 1964, że była na ulicy Kartuskiej, że szkoła miała numer 68. Na zdjęciu to „moja klasa”. Te same twarze. Ten na pierwszym planie, sympatyczny blondynek. To mógłbym być ja. Biały kołnierzyk, ostro wykończony i przypinany na guziczki do mundurka. Dziewczynki miały zaokrąglone kołnierzyki, ale sądząc po zdjęciu nie wszystkie. Może kiedyś spotkaliśmy się na jakimś obozie zuchowym lub harcerskim. Na zawodach szkolnych. Może na biegu patrolowym rozpoczynającym się przy dopiero co oddanym Domu Harcerza a kończącym nad jeziorem Otomińskim ? Może byliśmy konkurentami na zawodach latawcowych ? Zwycięzca mógł przelecieć się samolotem nad Gdańskiem. Mnie się nigdy nie udało. A Wam ? Braliście udział w konkursie na najlepsze lodowisko podwórkowe ? Pewnie nie. Mieliście Motławę i fosę. W podstawówce, nigdy się do Was nie zapuszczałem. Potem w liceum bywałem od czasu do czasu. Chodziłem do Ósemki i miałem w klasie kumpli z Dolnego Miasta i Starego Przedmieścia. W wolnych chwilach po lekcjach graliśmy „w nogę”. Aby było sprawiedliwie spotykaliśmy się na boiskach znajdujących się pomiędzy Biskupią Górką i Chełmem. Teraz mieszkam na Zaspie. Od czasu do czasu przychodzę na Wasze spotkania. Patrzę jak zmienia się Wasza dzielnica. Wchodzę na stronę internetową. Czasami rano, na wiadukcie nad torami kolejowymi na Zaspie mijam pana Jacka. Pewnie idzie do pracy. Jadę samochodem więc nawet nie udaje mi się kiwnąć ręką na powitanie. Czasami, jak pochylam się na takimi fotografiami, to nachodzą mnie refleksje. Urodziłem się w Gdańsku. Wszystkie moje wspomnienia wiążą się z tym miastem. Mój ojciec przyjechał tu z małej wsi pod Rzeszowem. Mama z Gdyni. Kaszubska rodzina o niemiecko brzmiącym nazwisku. Czy ja już jestem pełnoprawnym „Gdańszczaninem” ?

  4. Beata pisze:

    Cudowny opis…wzruszający…a może pan Jarzębowski czy p. dyrektor Kulczycki to „przeczyta” ?? Kałamarze, stalówki, nasze stare zeszyty i pamiętniki z sekretami… jak fajnie, że możemy TU właśnie powspominać…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *