Ulica Łąkowa już na zawsze będzie tak dla mnie wyglądać

Są historie, które piszą się same. Są takie, które nosi się w głowie, ale nie można ich zbyt łatwo przerzucić na papier – nie chcą się za łatwo ujawnić.

Wstyd przyznać, ale zawsze wydawało mi się, że Gdańsk kończy się na Złotej Bramie. No, może na nabrzeżu Motławy ze spichrzami. Okazuje się, że można w wieku czterdziestu trzech lat przeżyć wstrząs historyczny. Nie wspominając już o tym, że człowiek jest tak przywiązany do swoich przekonań i „mi-się-wydaje”, że nawet nie zada sobie trudu, żeby je sprawdzić w lepszych źródłach niż zakamarki pamięci. Moje olśnienie rozpoczęło się punktualnie o 13:00 13 marca 2016 roku pod fontanną Neptuna. Najpierw pan Jacek zniszczył moje najgłębsze przekonanie, że Długi Targ od zawsze był deptakiem, a potem to już było coraz gorzej. Chociaż właściwie coraz lepiej i ciekawiej. Zdjęcia dokumentalne nie kłamią – Długim Targiem jeździły kiedyś tramwaje. Trochę przypomina to historię ulicy Chmielnej w Warszawie. Kiedyś przemianowana na Rutkowskiego, w czasach mojego dzieciństwa i młodości, była regularną ulicą z chodnikami i jezdnią. W 1990 roku władze miasta podjęły decyzję o powrocie do oryginalnej nazwy ulicy Chmielnej. Zamknięto ją dla ruchu samochodowego i zrobiono deptak – od ulicy Marszałkowskiej aż do Nowego Światu. W tej chwili już tylko „najstarsi górale” pamiętają, że kiedyś tamtędy jeździły samochody i autobusy, a ulica Rutkowskiego była znana z butików, do których jeździło się kupić mniej lub bardziej modne ciuchy.

Wracając do Gdańska – dwie urocze wieże o nazwie Stągwie Mleczne, czyli dzbanek na mleko i dzbanuszek na śmietankę tuż, tuż za Zieloną Bramą zachęcają do wejścia w Długie Ogrody. Ulica zachęca, ale my skręcamy w prawo i oglądamy to, co zostało z mostu Rogoźników. Szkoda, że z wody sterczą wyłącznie smętne resztki, szczególnie po wysłuchaniu całej o nim historii. Fascynujące patrzeć na most Podwala Przedmiejskiego i słuchać historii o następnym moście, którego też już nie ma. Most Baileya zwany „Ikeą dla armii” – system wymyślony przez Donalda Baileya. Składany jest z elementów i – w czasie wojny – mógł być zbudowany nawet pod ostrzałem, ale w Gdańsku służył dość długo również w czasach powojennych, a potem rozebrany, w elementach pojechał służyć w innym miejscu.

Okazuje się, że sztuka jest wszędzie. I daleko i blisko, w zasięgu ręki, a nawet pod mostem i to par excellence. Jak się dobrze przyjrzeć, to bursztyn można znaleźć nie tylko na plaży nad morzem po sztormie, ale również w żwirze na Kamiennej Grobli pod mostem Podwala Przedmiejskiego. I to całkiem spore bryłki. A po zmierzchu one nawet świecą. I podnosi się głowę do góry, a tam patrzą na nas nasze oczy – wewnętrzna strona estakady jest pokryta lustrami. Każdy kontempluje swoje odbicie widząc kogoś innego niż codziennie rano w lustrze w łazience. Czy to efekt innych luster czy okoliczności? Może tak działa bezpośrednie zetknięcie ze sztuką? Można za każdym razem odkryć coś nowego – nawet patrząc na wbitą w most ciężarówkę.

Zdjęcie żołnierza z Atelier Fritza KrausegoPo drugiej stronie ulicy patrzą na nas bloki, wysokie zupełnie jak gierkowskie wybudowane w Warszawie. Nawet kolory podobne. A jednak podobieństwo jest złudne – wśród bloków odnajdujemy bardzo stare budynki, w przejściu zaskakują malunki Masonów na suficie. Odkrycie na miarę co najmniej odkrycia Ameryki! Nikt nie wie dokładnie skąd się wzięły, ale co najzabawniejsze – masa ludzi, którzy tam przechodzą, nie ma pojęcia, jakie skarby można odkryć w tym niepozornym przejściu. Zupełnie jak historia zakładu fotograficznego Fritza Krauzego czy jasnowidza z ulicy Chodnej z domu pod numerem 2. Niezwykłe, że ocalały niektóre fotografie z zakładu Krauzego i dziś można obejrzeć stylizacje żołnierzy (najprawdopodobniej z pobliskich koszar) oraz pomysły na wykończenie fotografii przez samego mistrza. Jestem zachwycona – oprócz opowieści mogę dotknąć wypukłości na odbitce. Nie mam pojęcia jak fotograf wpadł na pomysł takiego zdobienia (uczciwie przyznaję kiczowatego, ale mającego swój urok), ale patrząc na ówczesne fotografie, było to niezwykle innowacyjne. W swoim fachu był na pewno prekursorem.

13 marca 2016 r. na Dolnym MieścieA potem wchodzimy w słynną ulicę Łąkową. Jest obłędne słońce, które oślepia, ale jednocześnie pięknie maluje wszystko, co jest na ulicy. Jest tak niezwykle pięknie, że zapadam się w zachwycie i przestaję w ogóle słyszeć, co mówi pan Jacek i reszta wycieczki. Przestaje mnie cokolwiek interesować poza tym cudownym słońcem na wszystkich, nawet najmniejszych powierzchniach. Wszędzie się iskrzy i uśmiecha do mnie światło, do tego jeszcze mgiełka. Niezwykle subtelna, ale widać ją – nie jest taka nieśmiała, jak się wydawało na początku. Obijam się między samochodami i krawężnikiem, potykam się o wszystkie wystające elementy na drodze. Nie mogę się skupić na niczym innym – jest tylko ten przepiękny widok ulicy. Gdzieś w tle słyszę głosy, ale treść do mnie nie dociera. Na zawsze ulica Łąkowa będzie dla mnie tak wyglądać. Tam odnalazłam tę chwilę szczęścia – jakkolwiek patetycznie i ckliwie to brzmi.

Mogłabym tam zostać na zawsze, ale oprócz poganiania przez uroczego przewodnika, dokucza mi zimno. I tak proza życia bierze górę, trzeba niedługo skończyć wycieczkę. Jeszcze tu wrócimy.

Zdjęcie żołnierza zrobione w atelier Fritza Krausego pochodzi z kolekcji Opowiadaczy Historii.

Autorka artykułu i wszystkich zamieszczonych współczesnych zdjęć: Magdalena Pawlak z Warszawy.

 

This slideshow requires JavaScript.

Możesz również polubić…

6 komentarzy

  1. Dagny pisze:

    Też jestem pod wrażeniem. W zeszłym roku, w sierpniu byłam na takiej wycieczce na ulicy Łąkowej i wracam. W zeszłym tygodniu zabrałam 15 letniego syna. „Mamo to niesamowite, tu się czuje powiew dawnego świata”. Piękny i wzruszający komentarz. A jeszcze mu nie pokazałam malowidła masonów, wrócimy na ulicę Łąkową. Piękne jest Dolne Miasto 🙂

  2. Anna pisze:

    ,,wśród bloków odnajdujemy bardzo stare budynki, w przejściu zaskakują malunki Masonów na suficie. Odkrycie na miarę co najmniej odkrycia Ameryki! Nikt nie wie dokładnie skąd się wzięły, ale co najzabawniejsze – masa ludzi, którzy tam przechodzą, nie ma pojęcia, jakie skarby można odkryć w tym niepozornym przejściu. „- mogę prosić o wyjaśnienie o co chodzi, bo powiem szczerze, mieszkam ulice obok i nie mam pojęcia o co chodzi? Hmm

  3. Anonim pisze:

    Jak każdy się tak zachwyca, to niech wejdzie w jakakolwiek uliczkę albo na podwórka całe w dziurach, gdzie mają się bawić dzieci? Nawet swobodnie samochodem nie można wjechać.

  4. toya pisze:

    stagwie mleczne są za zielona brama , nie złotą.

Skomentuj toya Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *