Z notatnika organizatora i uczestnika święta ulicy Zielonej i Dnia Sąsiadów w 2015 r.

Sobota rano.

Wózek z leżakamiO szóstej rano niebo było błękitne, a niewielkie chmurki znaczyły swoje rzadkie na nim ślady. Jestem przekonany, że wszyscy myślący o festynie na ulicy Zielonej słuchali dzień wcześniej prognozy pogody, a w sobotę rano wyglądali przez okno i patrzyli w górę na obłoki oceniając ich barwę. Była mlecznobiała. Zapowiadał się ładny dzień.

Pierwsze osoby pojawiły się na placyku przy Zielonej jeszcze przed ósmą. Zaczęło się wielkie przygotowanie do wspólnego sąsiedzkiego świętowania i budowanie kawiarenki przy Zielonej. Każda para rąk była przydatna. Z dawnej tramwajowej zajezdni zaczęły przyjeżdżać na miejsce festynu pierwsze donice, po nich drzewka, ozdobne trawy i małe kamyczki. Jeden z samochodów dostawczych wyładowano drewnianymi paletami. W kolejnych rundach zwożono 30 leżaków i 20 kubików wypożyczonych od zaprzyjaźnionego z nami Instytutu Kultury Miejskiej. Wszystkie rzeczy zaczęły powoli znajdować swoje miejsce przeznaczenia na trawniku (leżaki, kubiki), na tyłach zajezdni (palety) albo już pod domami na Zielonej (donice i rośliny).

Dmuchanie balonikowW tym samym czasie inna grupa na placu zajmowała się rozwieszaniem proporczyków, nadmuchiwaniem balonów, rozstawianiem stołu, wstawianiem kwiatów do wiaderek i tworzeniem plenerowej wystawy archiwalnych i współczesnych zdjęć z ulicy Zielonej i okolic. Do tańców było jeszcze dużo czasu, ale podest do tańczenia też zaczął już powstawać w godzinach porannych. Koleżanka Katarzyna zaczęła tworzyć ogromny mural. Pojawili się też sympatyczni panowie od nagłośnienia. I w tle zaczęła sączyć się delikatna muzyka.

Sobota przed południem.

Danka organizuje pchli targO godzinie 11:00 prawie wszystkie wspomniane wcześniej drewniane palety zapełniły się dobrem przyniesionym specjalnie o tej porze na pchli targ. I zaczęło się wielkie handlowanie pod czułym okiem Opowiadaczki Danusi. Piszący te słowa już w pierwszej minucie zarobił złotówkę na szklanej wyciskarce do cytrusów. Ale z tego co wiem takich okazji było o wiele więcej. „Grube tomy o sztuce poszły za pchle pieniądze” i pojechały do Gdyni. Znajomy filokartysta „kupił fajną odznakę i zdobył adres ciekawego sklepu z militariami”. A w niejednym dziecięcym pokoiku wymieniło się kilka zabawek. Przy okazji część książek zakupionych na targu (np. taka z przepisami na potrawy z papryki) znalazła swoje kolejne życie na stole od ping-ponga gdzie Opowiadaczka Ania z mężem uruchomili obszerny kącik bookcrossingu.

Przy donicyNa ulicy Zielonej prace też cały czas posuwały się do przodu. Donica pod ścianę domu, drzewko do donicy, trawa do korytka, zabezpieczenie z kamyków i na koniec uroczyste pozowanie przy nowej zielonej ozdobie. I tak dokładnie dziesięć razy. Mieszkańcy Zielonej wspólnie z animatorami projektu, starsi i młodsi, panie i panowie, sąsiedzi i sąsiadki.

ZdjeciaNo i zdjęcia – już prawie wszystkie rozwieszone w oryginalny sposób jak pranie na sznurkach. Czarno-białe zdjęcia z rodzinnych albumów i kolorowe zdjęcia zrobione w tym roku aparatem cyfrowym. Przeszłość mieszająca się z teraźniejszością. Zielona, Dobra, Toruńska, Przyokopowa uchwycone w kadrze 25, 30, 50, 60 czy nawet 80 lat temu. I dzielni mieszkańcy Zielonej pracujący w maju i czerwcu br. na terenie dawnej zajezdni i budujący wspólnie gigantyczne donice. Pierwsze komentarze osób oglądających wystawę. Pierwsze zagubienia w dawnej przestrzeni Dolnego Miasta i pierwsze odnajdywanie się na fotografiach.

Południe

W samo południePchli targ trwał w najlepsze. W tłumie zaczęli wyróżniać się swoimi strojami przesympatyczni ludzie z grupy rekonstrukcyjnej Garnizon Gdańsk. Kolega Darek naszykował już wystrzałową niespodziankę. Kukułka dwanaście razy odezwała się „Zielona, Zielona, Zielona…”. Nadszedł więc czas na oficjalne otwarcie święta Zielonej i Dnia Sąsiadów. Dwie sympatyczne koleżanki – Ewelina Szulc i Agnieszka Jurecka opowiedziały o tym jak zrodził się cały ten zielony pomysł i jak w dniu pikniku jest on ostatecznie urzeczywistniany. Kilka słów od siebie powiedział też p. Grzegorz Sulikowski – Kierownik Referatu Rewitalizacji w Urzędzie Miejskim. A następnie odbyło się symboliczne przekazanie mieszkańcom ulicy Zielonej zielonego klucza do ich ulicy. To m.in. na Ich cześć Darek oddał pierwszy, ale jak się miało później okazać, nie ostatni wystrzał z moździerza. I dzień sąsiada rozwijał się w najlepsze. Przybywało coraz więcej osób i coraz więcej dzieci.

Wczesne popołudnie

Malowanie twarzyDla dzieci atrakcją było z pewnością malowanie buź w wielobarwne motylki, biedronki i kotki. Z tego zadania bardzo dobrze wywiązały się dwie przedstawicielki poradni Fosa z ulicy Toruńskiej. Każda dziewczynka lub chłopiec mogła też zmalować coś zielonego na białym papierze rozwieszonym na płocie. Albo pobawić się w inne drobne gry.

W czasie kiedy dzieci zamieniały się w postaci z bajek, dorośli ostawili się w kolejce do mierzenia ciśnienia. Zaprzyjaźnione z nami Centrum Zdrowia Eter-Med bezpłatnie przeprowadzało takie właśnie badania przy okazji częstując jabłkami i wodą.

Do kolonii Artystów udała się pierwsza najmłodsza wiekiem grupa zainteresowana pogawędkami o sztuce Huberta Bilewicza. Potem jeszcze dwukrotnie – już dla starszych słuchaczy – ten sam prelegent poruszał temat „śmieci artystycznych” .

Pojawił się też ogień w palenisku co znaczyło, że można było rozpocząć wielkie grillowanie.

A dla miłośników mody Centrum Sztuk Współczesnych „Łaźnia” przygotowało udział w projekcie tworzenia ozdobnych ubiorów i dodatków do nich w kolorze zielonym.

Losowanie nagrodJednym z pomysłów związanych ze świętem ulicy Zielonej była oryginalna krzyżówka z hasłami dotyczącymi wyłącznie koloru zielonego. Pierwsze diagramy zaczęły krążyć po kawiarence na Zielonej kilkadziesiąt minut po dwunastej. A po trzech, czterech kwadransach przystąpiono do losowania zielonych nagród. Tymek z ulicy Zielonej wyciągał kolejne kartki, a trójka wskazanych przez niego zwycięzców utrzymała po agrestowej galaretce. I wtedy spadły na wszystkich pierwsze krople deszczu. Kto miał, wyciągał parasol. Kto go nie miał lub nie zdążył – chował się pod namiotem obsługi technicznej, pod wszystkimi dostępnymi drzewami albo w samochodzie. A sprytne dzieci błyskawicznie znalazły schronienie pod stołem przykrytym czerwoną ceratą.

Popołudnie

Deszcz nie trwał zbyt długo. Ale wystraszył odrobinę uczestników. Na szczęście ciepłe promienie słońca ponownie przyciągnęły na Zieloną dobrze znane już osoby jak i nowych sąsiadów. A ci przynieśli ze sobą różne smakołyki i wiktuały, które błyskawicznie znikały ze stolika.

Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że furorę zrobiło stanowisko ze smalcem i ogórkami kiszonymi własnej roboty. Gdyby ktoś chciał oba przepisy – proszę do nas napisać albo odezwać się w komentarzach pod artykułem.

Garnizon - pokazJeżeli zdjęcia pozwoliły nam na jakiś czas przenieść się do różnych dekad XX wieku, to kolejny punkt programu czyli historyczny pokaz mody zaprezentowany przez wspomniany już wcześniej Garnizon pozwolił wsiąść do wehikułu czasu i przenieść się w jeszcze odleglejsze stulecia. Ubrania wojskowe i ubrania cywilne, stroje dla panów i dla pań, przeznaczenie odpowiednich elementów stroju (czy wiecie Państwo np. dlaczego kobiety ze służby nosiły na głowach czepki?…). Wszystko okraszone ciekawym i dowcipnym komentarzem Krzyśka Kucharskiego, które jest wręcz urodzony do tej właśnie roli. A na zakończenie pokazu przyszedł czas na kolejny wystrzał z moździerza.

Ponieważ zbliżała się już godzina 15:00, zatem na najbliższe dwie godziny Dzień Sąsiada i Święto ulicy Zielonej oddaliśmy we władanie Kociewsko-Kaszubskiej Orkiestrze Dętej „Torpeda”, która umilała nam czas proponując różne gatunki muzyczne. Obok marszy pojawiła się muzyka filmowa. Obok amerykańskich standardów słychać było muzykę ludową. Dla każdego coś miłego. I najważniejsze – była to muzyka nie tylko do słuchania, ale i do tańczenia. Bo jak Państwo pamiętacie – na wszystkie osoby chętne czekały już od rana klasyczne „deski do tańczenia”. I faktycznie – powoli zaczęły się one zapełniać. Taniec w deszczuA już furorę zaczęły robić w czasie kolejnego deszczu. No bo w końcu jak często można sobie na Zielonej potańczyć między kroplami deszczu w rytm motywu przewodniego z komedii „Gang Olsena” albo „Vabanku” ?… Rozbawione dzieci pląsające z zielonymi szarfami nad głowami i dorośli tańczący bez butów, klasyczne krakowiaki i wywijane hołubce, solo, w duecie i w większej grupie  – takie rzeczy to tylko na Dolnym Mieście.

Czas przy muzyce minął bardzo szybko. A sama muzyka odgoniła chmury tak efektywnie, że od tamtego czasu do końca festynu już nikt więcej nie przemoczył ubrania. W ramach uzupełnienia przed zebraną publicznością zadebiutowały dwa dziecięce zespoły. Najpierw duet dziewczynek-biedronek zaśpiewał piosenkę o bezpieczeństwie w sieci. A potem dziewczęce trio wykonało bardzo poważną piosenkę niekoniecznie wyuczoną na zajęciach z muzyki w szkole podstawowej.

Późne popołudnie

Ponieważ powoli zbliżała się godzina 17:30 – na nasz piknik przybywały osoby chcące wziąć udział w spacerze poprowadzonym przez Aleksandra Masłowskiego. Niech za recenzję tego wydarzenia posłuży wiadomość jaką Opowiadacze Historii dostali następnego dnia Aleksander MaslowskiW ostatnią sobotę miałem przyjemność uczestniczyć w spacerze organizowanym przy okazji święta ulicy Zielonej. W tym miejscu chciałem podziękować i pogratulować prowadzącemu wiedzy i zaangażowania. Niestety nie znam nazwiska Pana, który nas oprowadzał, niemniej zrobił na mnie duże wrażenie. Na tyle duże, że chciałem się dowiedzieć czy byłoby możliwe zorganizowanie „prywatnego” zwiedzania Dolnego Miasta pod przewodnictwem tego Pana. Chcielibyśmy mianowicie w niewielkiej grupie rodziny i przyjaciół poznać lepiej historię tego miejsca. Proszę o informację czy jest możliwe zorganizowanie tego typu spaceru, jakie byłyby warunki i koszty”. Czy trzeba coś jeszcze dodawać.

O godzinie 19:00 część osób udała się do Kolonii Artystów na ulicy Dolnej 4 w której rozpoczynał się wernisaż wystawy Mariusza Warasa „M-City” . A potem tradycyjnie już ruszyły Otwarte Pracownie Artystyczne. A część odpoczywała sobie na leżakach, siedziała na kubikach albo relaksowała się na trawie. Spotkanie po latachDzieci budowały sobie domy z drewnianych pali, przyozdabiały je świeżymi kwiatami,  z kubików robiły sobie telewizory i oglądały w nich „telewizję”. I nie było minuty, aby przy galerii zdjęć nie zatrzymywała się jakaś osoba, para, większa grupa osób i aby nie padały komentarze dotyczące jednej czy drugiej prezentowanej fotografii. A ile dawnych znajomości się przy okazji odnowiło… Bardzo trafne spostrzeżenia dotyczące tej części święta ulicy Zielonej opisała w swoim artykule „Pamięć” Ela Woroniecka. Przeczytajcie, jeżeli jeszcze nie mieliście okazji.

Wieczór

Wielki biały ekranNa luźnych rozmowach o ulicy Zielonej, o Dolnym Mieście, o Gdańsku i nie tylko upływał czas osobom przebywającym o tej porze w kawiarence na Zielonej. Część z nich zajadała kromki chleba podpieczone na grillu, część czekała już na projekcję filmu, który zaplanowany został na godzinę 22:00. Ale zanim na dużym dmuchanym ekranie postawionym wcześniej wspólnymi siłami przez kilku krzepkich mężczyzn pojawiły się pierwsze sceny z filmu „Czarny kot, biały kot” widzowie mogli obejrzeć kilka filmów animowanych zrealizowanych przez działającą w Królewskiej Fabryce Karabinów grupę Smacznego. A potem już zgodnie z planem – ponad dwie godziny lekkiej bałkańskiej komedii oglądanej pod rozgwieżdżonym niebem wspólnie z mieszkańcami Dolnego Miasta. „Trwaj chwilo trwaj, jesteś taka piękna!” chciałoby się zaśpiewać – gdyby nie obowiązująca od kilku godzin cisza nocna…

Mniej więcej 19 godzin na nogach bez chwili wytchnienia. Ale warto było. Warto było zrobić coś wspólnie dla ulicy Zielonej. Udało się poznać przesympatycznych mieszkańców tamtej części Dolnego Miasta. Udało się wspaniale spędzić czas z sąsiadami. Udało się zazielenić Zieloną. To była wyjątkowo udana sobota. I już nie mogę się doczekać kiedy za rok otworzymy lodziarnię na Chłodnej, wyciągniemy królika z kapelusza na ulicy Królikarnia albo pobijemy rekord świata w jednoczesnym grupowym staniu na jednej nodze w pozie jaskółki na Jaskółczej.

Za zaangażowanie w projekcie „Zielona Zielona” Opowiadacze Historii dziękują pięknie mieszkankom i mieszkańcom ulicy Zielonej, Ewelinie Szulc, p. Agnieszce Jureckiej, p. Justynie Gabriel oraz sympatycznym studentkom Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. To co – kiedy wspólna burza mózgów w sprawie święta dzielnicy w roku 2016 r? Dziękujemy też Instytutowi Kultury Miejskiej za wsparcie w ramach akcji „Dni Sąsiadów”.

Autorka zdjęć – Elżbieta Woroniecka.

Autor artykułu – Jacek Górski.

[mappress mapid=”28″]

P.S. Lista galerii ze zdjęciami z festynu na Zielonej.

  1. Facebook. Autor – Darek Słowikowski.
  2. Facebook. Autorka – Anna Klara Muszyńska.
  3. Facebook. Autorka – Barbara Oder.
  4. Facebook. Autorka – Elżbieta Woroniecka.
  5. Facebook. Autorzy – Elżbieta Woroniecka i Jerzy Gajewicz.
  6. Facebook. Autorka – Orka Wrzeszczańska.
  7. Facebook. Autorki – Etermedki.
  8. Facebook i Facebook. Autorki – administratorki profilu Zielona Zielona.
  9. Facebook. Strona – Wkręć się w Trójmiasto.
  10. Google Photos. Autorzy – Strefa Prestiżu.
  11. Fmix. Autor – Robert Krygier.
  12. Picasaweb. Autorka – p. Justyna Gabriel.

Jeżeli robiliście Państwo zdjęcia i chcecie się nimi z nami podzielić – zachęcamy do kontaktu z nami.

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. Danusia pisze:

    To kiedy następna taka impreza ?

  2. Tomasz Bryk pisze:

    Jacek, Ty normalnie marnujesz się w tej informatyce, masz ukryty talent literacki !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *