A może jak udaję, że jestem kierowcą Warszawy…
Na podwórku jak zwykle o tej porze zebrała się spora gromadka chłopaków i dziewcząt z pobliskich domów na Łąkowej. Od tego z numerem 27, poprzez 28, 29, 30, a nawet 31 i dalszych. Rozpoznać można było wśród nich m.in. Kaczora z tej przybudówki na podwórku, Marka Ceglińskiego, który chwalił się swoim nowym rowerem, Edka, Kapsla i Gębę. Ten ostatni mieszkał akurat na Jaskółczej, bo trzeba wspomnieć, że i z tej ulicy przychodziła wiara na ich wspólne podwórko z kasztanowcem.
Któryś z chłopaków z przejęciem opowiadał o nowym filmie z Winnetou, który podobno warto obejrzeć w kinie. Inny mówił, że słyszał rano w radiu najnowszą piosenkę Czerwonych Gitar. A wtedy jedna z dziewcząt dodała, że w najnowszej Nowej Wsi jest wywiad z Klenczonem. Druga smutno dodała, że chętnie by kupiła, ale niestety starzy obcięli jej kieszonkowe za tę ostatnią prywatkę z której wróciła późno po północy. Ktoś prosił Marka, aby dał mu pojeździć trochę na rowerze. Ktoś inny pytał się, czy nie mają ochoty na oranżadę ze środkowej spółdzielni. A kolejna dziewczyna chciała się dowiedzieć, czy nie wiedzą co się dzieje z… A wtedy z bramy wyszła jak na złość jedna z sąsiadek z balią pełną upranej pościeli i zaczęła ją wieszać na podwórku na sznurkach przeciągniętych między jedną a drugą komórką, najpierw oczywiście przecierając te sznurki wilgotną ściereczką. Cała ekipa musiała się przenieść w inne miejsce. Bo gdzie przy wapniakach rozmawiać o takich poważnych sprawach. Oni tego nie rozumieją.
Przeszli przez całe podwórko i wyszli na ulicę Jaskółczą. I wtedy pojawił się ten ostatni z ich paczki. Stał i uśmiechał się do nich pokazując palcami na to, co dyndało mu na wysokości piersi. A było to nic innego jak pierwszorzędnej klasy aparat fotograficzny polskiej produkcji marki Druh. Wszyscy natychmiast obskoczyli go dookoła. Skąd masz?… Pokaż!… Działa?… A klisza jest w środku?… Zrobisz mi zdjęcie?… I mnie… I mnie… I mnie…
Zgodził się na kilka portretów. Wszyscy pozowali mniej więcej w tym samym miejscu. Więc szybko im się to znudziło. I wtedy jeden z chłopaków wpadł na pomysł. Na tym parkingu przez przychodnią stała garbata warszawa. Podszedł do kolegi z aparatem, coś mu szepnął na ucho, tamten się uśmiechnął i skinął głową. Pierwszy z chłopaków stanął przy drzwiach warszawy od strony kierowcy. Lewą ręką złapał za klamkę, a prawą zaczął grzebać przy zamku, udając, że wkłada kluczyk do dziurki i za chwilę otworzy te drzwi, a potem wsiądzie do środka, uruchomi silnik i odjedzie w siną dal. Pstryk – i zdjęcie zrobione. Wszyscy w śmiech. I w dobrych humorach poszli szukać kolejnych plenerów do zdjęć… Tylko Kaczor, nie mógł z nimi niestety pójść, bo go matka jak na złość zawołała do domu.
Kto wie czy było tak… Kto wie czy było tak…
Autorem wyimaginowanej historyjki podwórkowej jest Jacek Górski. Z jego domowego archiwum pochodzi też zaprezentowane zdjęcie. Oraz zdjęcie Marka na rowerze. Autor czarno-białej fotografii środkowej spółdzielni: Artur Wołosewicz. Źródło: Sobiecka L., Kaliszczak M. (ed.), Gdańsk – Dolne Miasto. Dokumentacja historyczno-urbanistyczna,