Albin Sprada we wspomnieniach wnuczki Pauliny Landowskiej
Zapraszamy serdecznie do lektury wywiadu z Pauliną Landowską – wnuczką pierwszego powojennego piekarza z Dolnej Bramy.
Kim dla Pani był Albin Sprada?
Dziadkiem, a jego żona Janina była moją babcią.
Albin i Janina mieszkali…
Do roku 1945 w Toruniu, a po wojnie przeprowadzili się do Gdańska. Dziadek był piekarzem, więc od razu zaczął tu szukać domu z piekarnią. I znalazł: przy Dolnej Bramie 12. Na podwórku leżały jeszcze gruzy. Wszędzie poniewierały się rzeczy, których Niemcy nie zdążyli zabrać. Sam budynek przetrwał wojnę, lecz był bardzo zniszczony. Dziadek odbudował co mógł i uruchomił działalność. Prosperował świetnie, co w czasach władzy ludowej budziło niechęć, podobnie jak cała prywatna inicjatywa. Nałożono mu więc bardzo wysokie podatki. Dziadek udźwignął ten ciężar, zniszczył go dopiero następny zakaz: wypieku w godzinach nocnych. A kiedy piekarnia ma prowadzić wypiek, jak nie w nocy? Dziadek zamknął biznes i zatrudnił się w innym, lecz nadal mieszkał przy Dolnej Bramie 12, na piętrze budynku, nad swoją dawną piekarnią.
Który to był rok?
Dokładnie nie wiem. Za Bieruta, na początku lat pięćdziesiątych. W pomieszczeniach piekarni otwarto wtedy rozlewnię wody gazowanej, która działała przez jakiś czas. Potem lokal stał zamknięty na głucho i popadał w ruinę, aż na początku lat siedemdziesiątych wynajął go od miasta pan Józef Majchrowski (tata obecnego właściciela piekarni) i uruchomił produkcję.
A Pani dziadkowie nadal mieszkali nad piekarnią?
Tak, dziadek mieszkał tam aż do śmierci, w roku 1968, a babcia została z dwójką dzieci – moją mamą i jej bratem bliźniakiem. Moja mama po wyjściu za mąż mieszkała tam jeszcze przez jakiś czas, a po urodzeniu pierwszego dziecka (czyli mojego brata) przeniosła się na Żabiankę. Nad piekarnią została więc moja babcia z synem, który ożenił się i wraz z żoną oraz córkami mieszkał przy Dolnej Bramie jeszcze wiele lat. Babcia i wujek zmarli, lecz ciocia z opiekunką wyprowadziły się stamtąd w roku… No, nie pamiętam dokładnie którym.
Na drzwiach jest napis kredą „K + M + B – 2012”
Mam wrażenie, że mieszkali tam dłużej…
Pani ciocia miała opiekunkę do dzieci ?
Ta. Opiekunka została po babci, która miała wykształcenie gimnazjalne, więc w tamtych czasach wysokie. Gdy zatem moja ciocia urodziła bliźnięta, to zatrudniła pomoc – młodą dziewczynę z Kaszub o pięknym imieniu Hildegarda. W zamian za pomoc i opiekę nad bliźniakami miała dach nad głową, wikt i opierunek. Mówiliśmy na nią Hilda. Ciocia Hilda, bo z czasem stała się członkiem naszej rodziny.
W mieszkaniu nad piekarnią – zwłaszcza latem – musiało być bardzo gorąco…
Nie, nie pamiętam nieznośnych temperatur. Natomiast zapach fermentujących drożdży unosił się i przesiąkał ubrania. Nam to nie przeszkadzało, przyzwyczailiśmy się, ale dla osób postronnych mógł być nieprzyjemny.
Ale Pani już nie mieszkała nad piekarnią, prawda?
Nie, urodziłam się i spędziłam dzieciństwo na Żabiance, lecz odwiedzałam babcię i wujka przy Dolnej Bramie bardzo często. Pamiętam stamtąd mały ogródek obok piekarni; przepiękny, zadbany – oczko w głowie mojego wujka. Pamiętam też psa mojej babci. Miał na imię Finek, wyglądał groźnie, lecz był bardzo łagodny; szwendał się po całej okolicy i miał mnóstwo potomstwa. Ktoś kiedyś doniósł na milicję, że pies piekarzowej go pogryzł; a Finek był już wówczas bardzo stary i nie miał czym gryźć. To zapewne któreś z jego dzieci lub wnuków było winne. Przyszedł jednak zomowiec i kazał Finka uśpić. Nie było dyskusji, takie mieliśmy czasy…
Pamięta Pani stamtąd coś jeszcze?
Tak. Szczury wielkości kotów. Mama opowiadała mi, że gdy raz zostawiła mojego starszego brata w wózku na podwórku i weszła na chwilę, na górę, coś zabrać, to po zejściu zobaczyła szczura, próbującego wspiąć się do wózka… Co jeszcze? Podobno przedwojenny właściciel tego domu, bardzo majętny Niemiec, odwiedził Dolną Bramę w latach dziewięćdziesiątych, aby zobaczyć jak wygląda. Lecz żadnych szczegółów nie znam. Bywałam tam wówczas coraz rzadziej.
A teraz? Bywa Pani czasem w piekarni przy Dolnej Bramie?
W samej piekarni byłam chyba tylko raz, dawno temu. Klientów obsługiwała jeszcze wtedy mama pana Ryszarda. Na mój widok westchnęła – ależ pani jest podobna do Wiesi… Bo ja jestem córką Wiesi – odpowiedziałam. To było takie miłe. Długo wspominała dawne czasy – czuję się jakbym wróciła do młodości – mówiła. Byłam też ostatnio na Żabim Kruku, więc poszłam zobaczyć budynek piekarni. I zrobiło mi się smutno, bo zapadł już zmrok, a w oknie nad piekarnią było ciemno. Za czasów cioci i Hildy zawsze świeciło się tam światło. Zobaczyłam, że jasno jest na dole, na parterze, w piekarni; zauważyłam przez okno pana Ryszarda, chciałam wejść i porozmawiać, ale zabrakło mi odwagi. Furtka na podwórko była otwarta, więc wpadłam jak do siebie, lecz dalej już nie miałam śmiałości.
Gdzie Pani teraz kupuje chleb?
Nie mam ulubionej piekarni. A gdy tylko znajdę czas – sama piekę. Odziedziczyłam ten talent po dziadku…
Rozmowę przeprowadził Kuba Terakowski.
Lista piekarzy na której pod adresem Dolna Brama 12 figuruje nazwisko Sprawdz Albin zamiast Sprada Albin opublikowano w informatorze „Poznaj Gdańsk” z 1949 roku. Ogłoszenie prasowe pochodzi z „Dziennika Bałtyckiego” – nr 303 z 21 XII 1955, str. 3. Wycinek pochodzi z „Księgi Adresowej Gdańska” z lat 1940-1941.
Super