Trudne rozstania
Witajcie moi drodzy czytelnicy.
Niektórzy z Was znają mnie tylko z wierszy na stronie Opowiadacze Historii. Inni osobiście i jesteśmy w bardzo dobrych relacjach sąsiedzkich czy wręcz przyjacielskich. A jeszcze z innymi znamy się przez przypadek osobiście. Ale przez pryzmat miejsca w którym mieszkam… a dokładnie kamienicy Dolnego Miasta, która pod wieloma względami budzi ciekawość (zwłaszcza u uczestników spacerów z Lokalnymi Przewodnikami), budzi lęk o jej stan i przyszłość. Nie będę zgłębiała tu spraw związanych z dawnym losem samej kamienicy, bo o tym dowiecie się właśnie na spacerach z Lokalnymi Przewodnikami, ani o jej przyszłości, bo nie moja to już sprawa (są ludzie, którzy mają większą w tym władzę).
Poruszę fakt, iż na przestrzeni ostatnich kilku lat poprzez sytuację w jakiej się znalazłam, tak naprawdę dopiero poznałam moich sąsiadów z dzielnicy.
Na Dolnym Mieście jestem od urodzenia. Dla mnie to całe życie… Tu miałam chrzest, Pierwszą Komunię. Tutaj kończyłam szkołę podstawową. Stąd dojeżdżałam do szkoły średniej, a potem do pracy. Tu założyłam rodzinę (choć mąż był obcy, nietutejszy) i tu zamieszkałam… najpierw z rodzicami, a gdy moja rodzina się rozpadła – z wielu powodów – z córką. A po kilku latach do naszej małej rodzinki dołączył pies… niezwykły adopsiak za to zwykły mieszaniec 8^). Był jak my dwie – porzucony, po przejściach… Może dlatego tak się wszyscy kochamy. On znalazł dobry dom, my członka rodziny, który nie pozwala poddać się depresji, złym wpływom złych ludzi… za to dobrych przyciąga z daleka. Dzięki niemu wyszłam do ludzi, na ulice mojej dzielnicy, których i które powinnam znać! Przecież tu się wychowałam, a jednak okazało się, że życie w cyklu dom – praca (szkoła) – dom to nie życie.
Najlepszym przykładem jestem właśnie ja. Kobieta zdołowana, sponiewierana, na granicy absurdu życia. Trafiłam na cudownych ludzi, którzy też mieszkają tu, na Dolnym Mieście, od urodzenia lub z jakichś powodów tu zamieszkali lub z jakichś powodów musieli stąd wcześniej wyemigrować i żyją dla tej dzielnicy i żyją tą dzielnicą. Są to osoby dużo starsze ode mnie, w moim wieku jak również młodzież.
Jak wiadomo dzielnica ma swój klimat (jak każda inna dla osób tam mieszkających), krążą o niej różne opinie (jak o każdej innej…).
Jednak życiowe nietrafne decyzje, niektórzy napotkani ludzie i los zdecydowali, że muszę opuścić mój azyl.
Dopiero w obliczu takich sytuacji człowiek odczuwa lęk przed czymś, czego nigdy nie robił! Lęk przed przeprowadzką.
Jednakże w obliczu takiego wyzwania człowiek dowiaduje się, ile w nim siły, samozaparcia i ilu życzliwych i bezinteresownych ludzi ma wokół siebie. To właśnie w ciągu ostatnich kilku lat tak NAPRAWDĘ zżyłam się z ludźmi właśnie stąd.
Mówię o ISE – Inkubatorze Sąsiedzkiej Energii, które w takich życiowych sytuacjach jest bardzo trafnym projektem. Jak również FOSA – Fundacja Oparcia Społecznego Aleksandry czy Dzienny Dom Opieki Seniora Wigor. Osobiście nie miałam z tą ostatnią instytucją do czynienia. Jednak ludzie, których spotykam na dzielnicy – owszem. Są to czasem prości ludzie, którym pandemia zabrała możliwość jedynych kontaktów międzyludzkich, czego właśnie starszym, często samotnym osobom brakuje.
Bez żadnego rozgłosu czy wpisywania się na listy zostałam cichym wolontariuszem starszych sąsiadów. I właśnie pandemia oraz zwierzęta zbliżyły nas do siebie. A ta sytuacja, która mnie osobiście dotknęła, czyli eksmisja (niestety) do innej dzielnicy, nakłoniła mnie do podzielenia się z Wami moimi rozterkami, które właśnie mnie naszły.
Będą to trudne rozstania. Już nie będzie tak częstych spotkań ze znajomymi czy z moim Ojcem. Bo tak, Jemu udało się po eksmisji zostać na dzielnicy i cieszę się, że chociaż w dni wolne będę mogła tu wracać.
Szukając pozytywów w tej sytuacji (bo uwierzcie są też takie!) cieszę się, że poznam tam nowych sąsiadów (którzy już przyjęli mnie pozytywnie), nową dzielnicę oraz, że nie będzie to masakrycznie daleko, ale tylko za górą, za rzeką… spacerem 20 minut do ujrzenia początków cywilizacji, 25 minut do skrótu jaki wiedzie na początki cywilizacji i 40 minut do wszystkich ludzi, którzy tu, na Dolnym jeszcze zostają. Nic tylko się cieszyć, bo w ramach rewitalizacji nigdy nie wiadomo, gdzie ich los poniesie, bo poniesie. Zatem do czasu definitywnych rozstań jest jeszcze trochę czasu 8^) i z niego mam zamiar korzystać jak najczęściej.
Na dowód przedstawię Wam kilka zdjęć z miejsc mojego starego życia na Dolnym oraz początków nowego życia w drodze na nowe.
Pozdrawiam BanAni.
Prawie wszystkie kolorowe zdjęcia są autorstwa BanAni. Zdjęcie z budynkiem ISE zrobiła Elżbieta Woroniecka.
Autor czarno-białej fotografii: Artur Wołosewicz.
Źródło: Sobiecka L., Kaliszczak M. (ed.), Gdańsk – Dolne Miasto. Dokumentacja historyczno-urbanistyczna, PP Pracownie Konserwacji Zabytków Oddział w Gdańsku Pracownia Dokumentacji Naukowo-Historycznej, Gdańsk 1979.
„Może Ci się spodoba” – ? Bardzo! Fantastyczne te wspomnienia, rozterki, doświadczenia zwykłych ludzi, mieszkańców, sąsiadów, może koleżanki z sąsiedniej klasy, może kiedyś razem stałyśmy w kolejce w piekarni,
może byłyśmy razem na baczku ???? Fajnie, że możemy się TU spotykać.