Coś małego i czarnego
Opowiem Wam taką historię.
Miałam kota, który zachowywał się jak pies. Witał wszystkich przy drzwiach, ocierając się o nogi i głośno mrucząc.
Pewnego razu wróciłam do domu ok. 23. Było to kilkanaście lat temu. Był ciepły letni wieczór. Okna pootwierane – jak to latem. Weszłam do mieszkania, ale kot tym razem nie przywitał mnie przy drzwiach. Przestraszyłam się, że stało się coś, że może wypadł przez okno (mieszkam na 3 piętrze w starej kamienicy na Dolnym Mieście). Odłożyłam torebkę, położyłam w kuchni zrobione wcześniej zakupy i wyruszyłam na poszukiwania kota.
Znalazłam go w sypialni. Kot siedział w kącie pokoju. Jego wzrok przykuwało coś małego i czarnego. Kot był tak zaaferowany, że nie zwrócił uwagi na fakt, że wróciłam do domu. Podeszłam bliżej i zobaczyłam co to… Był to mały skulony nietoperz. Przestraszyłam się, że kot zrobił mu krzywdę. Poszłam do kuchni, przyniosłam rękawice – takie grube gumowe, wzięłam ostrożnie nietoperza i obejrzałam jego skrzydła – były całe. Żałowałam, że nie mam pod ręką aparatu fotograficznego. Wróciłam do sypialni, zgasiłam światło i otworzyłam szeroko okno. Nietoperz odleciał, cały i zdrowy. Odetchnęłam.
A kot? Ocknął się i jak gdyby nigdy nic się ze mną przywitał.
Przygodę wspominała Elżbieta Woroniecka
Zdjęcie mopka pochodzi ze strony Lasów Państwowych.