Dolna

Nie ma na Dolnym Mieście ulicy Miejskiej albo Miastowej. Ale jest za to ulica Dolna. Ulica która już na samym początku swojej historii miała jakieś związki z dołem, a dokładniej z rowem.

Przez sam jej środek (mniej więcej tam gdzie biegnie teraz charakterystyczna ścieżka w kształcie sinusoidy prowadząca w stronę kiosku z gazetami) płynęła kiedyś woda wypełniając jeden z poprzecznych rowów odwadniających. Oba brzegi tego rowu miały osobne nazwy. Temu od strony północnej nadano nazwę 1. Grabengasse  czyli Pierwsza Rowowa (chociaż inne źródła podają, że była to Druga Rowowa). A temu z przeciwnej strony – 1. Adebargasse  czyli Pierwsza Bociania (chociaż podobnie jak w poprzednim przykładzie – inne źródła podają, że była to Druga Bociania).

Był taki okres (do XVII wieku) w historii Dolnego Miasta w którym nosiło ono nazwę – Świńskie Łąki. Był też taki okres (II połowa XVIII wieku) w historii ulicy Dolnej w którym nosiła ona nazwę Kuschenecke  czyli Świński Zakątek. Ale tylko w tej części od współczesnej Łąkowej do Jaskółczej i Szuwary (dalej w kierunku Kamiennej Grobli ulica ta nazywała się Mittelgasse  czyli Środkowa). Znamy nawet przypadek jednej uciekającej świnki, która goniąc z ulicy Szuwary przebiegła przez ulicę Dolną i dotarła aż do Kamiennej Grobli. Ale to nie od tego wydarzenia ta ulica przyjęła swoją nazwę. Szczególnie, że miało ono miejsce w II połowie XX wieku. A do tamtego czasu nazwa ulicy Dolnej jeszcze kilka razy ewoluowała.

Plan z lat 1866-69 pokazuje w tym miejscu nadal dwie ulice. Od Kamiennej Grobli do skrzyżowania z ulicami – Szuwary i Jaskółczą biegnie cały czas wspomniana ulica Środkowa. A dalej w kierunku Łąkowej biegnie ulica Strandgasse (czyżby przypominała ksztatem „Wydłużony pasek”)?… Druga dekada XX wieku przynosi ostatnią przedwojenną zmianę – ulica w całym swoim odcinku przyjmuje nazwę Strandgasse.

Po 45 roku ulica Dolna składała się początkowo z trzech odcinków – do dwóch przedwojennych dołączył też fragment, który potem przyjął nazwę ulicy Sempołowskiej. Widać to dokładnie na zaprezentowanym fragmencie planu z 1946 roku. Potem powrócono do przedwojennego podziału i do dzisiaj ulica Dolna biegnie swoimi dwoma historycznie wyznaczonymi fragmentami.

Parter w budynku na ulicy Dolnej 4 przechodził chyba najczęstsze zmiany, jeżeli chodzi o swoje przeznaczenie. Po wojnie mieścił się w nim na początku sklep pana Maksymiliana Piaseckiego oraz VII Komisariat Milicji Obywatelskiej (telefon 310-75). Ten drugi funkcjonował tam jeszcze co najmniej do 1960 roku. Było też ADM (pani Jadwigo – dziękujemy za uzupełnienie). W tym budynku działało też w latach 60. Gdańskie Przedsiębiorstwo Nasienne „Centrala Nasienna”, a także Dyrekcja oraz Rada Zakładowa Gdańskich Restauracji Dworcowych „WARS”. W latach 70. i 80. (na pewno jeszcze w 1990 roku) było tu Junackie Biuro Pracy oraz Wojewódzka Komenda OHP (telefon 31-80-31). W 1990 roku działała w tym miejscu podobno Ekspozytura Rejonu w Gdańsku Przedsiębiorstwa Obsługi Technicznej Maszyn i Obrotu „PONAR-REMO” (czy ktoś to może potwierdzić?). Młodsi mieszkańcy pamiętają już pewnie w tym miejscu lombard po schodkach. A obecnie od kilku lat jedną część zajmuje Centrum Caritas „Na Dolnej” – w ramach którego działają: Dzienny Dom Seniora „Gdański Wigor” im. Jana XXIII; Klub Seniora – „Starsza Młodzież” oraz Dom Sąsiedzki „Dolne Miasto”. A drugą – Kolonia Artystów.

Zniknęły już przypisane do ulicy Dolnej wszystkie sklepy i zakłady usługowe. Jako pierwszy zniknął chyba sklepik w kamienicy na rogu ulicy Dolnej i Szuwary. Po parterowym budyneczku gdzie była kiedyś naprawa maszyn do pisania, potem m.in. sklep z kurczakami i sklep drogeryjno-chemiczno (TANIA CHEMIA) to już nie ma śladu. A i sklep spożywczy po drugiej stronie też w tym roku dobiegł swojego żywota i jest zamknięty na cztery spusty. Przez jakiś czas na jego tyłach odbywała się też sprzedaż ryb, który potem przeniesiono na ulicę Chłodną o czym cały czas oznajmia wielki napis ze strzałką na jednej ze ścian. A chyba pod koniec lat 80. na zielonym placyku przy ogrodzeniu Muszelki stała przyczepa campingowa z zapiekankami (kto pamięta?). Natomiast rok 89 i 90 przyniósł wysyp towarów sprzedawanych w tamtych okolicach prosto z bagażników i przyczep samochodowych. Pamiętam jedną ciężarówkę z rowerami i jeden samochód dostawczy po brzegi wyładowany dywanami. A to tylko maleńki wycinek tego w co można było wtedy w ten sposób się zaopatrzyć. A skoro o handlu mowa – to do momentu rozpoczęcia rewitalizacji – na placyku na Dolnej kwitł jeszcze jeden tradycyjny handel lokalny – prosto z kamiennej studni na tym rogu blisko dawnej Pasmanterii. Owoce, warzywa, kwiaty, grzyby – świeże, tanie, pachnące. Nawiązując do tych grzybów – to mieszkańcy ulicy Dolnej pamiętają jeszcze dodatkowo smak pieczarek zbieranych na trawniku przed domem. Chleb, pasztetowa i surowe pieczarki – tak wyglądało ówczesne danie dnia!

Dwa z moich bardzo wczesnych artykułów opublikowanych w tym serwisie dotyczą wspomnień związanych z samochodami ciężarowymi marki PragaŻubr pana Zwierzchowskiego, które parkowały kiedyś na ulicy Dolnej. Dokładniej przed tym domem, gdzie podobno kiedyś na środku podwórka rosła agawa. A skoro poruszyłem wątek motoryzacyjny – to przez jakiś czas na Dolnej bliżej Łąkowej funkcjonował postój taksówek. Po rewitalizacji – niespodziewanie powrócił, ale na drugą stronę jezdni – bliżej ulicy Szuwary. W dzisiejszych czasach takie postoje jednak nie cieszą się już takim zainteresowanie jak kiedyś i ja osobiście nigdy w tamtym nowym miejscu taksówki oczekującej na pasażerów nie widziałem.

Warto w tym miejscu przywołać jeszcze jedno wspomnienie związane z ulicą Dolną. Przez wiele lat na wysepce blisko kiosku stał przedmiot pożądania wielu mieszkańców tej dzielnicy – aparat telefoniczny w telefonicznej budce. Ile tajemnic szeptanych do słuchawki wybrzmiało w jej środku?… Ile dobrych wiadomości dotarło na drugą stronę kabla?… Ile razy odkładano słuchawkę na widełki po usłyszeniu sygnału „Wrzuć monetę!” albo „Rozmowa kontrolowana”?… I w końcu – ile monet zjadł sam bezduszny aparat?… Chyba nigdy nie znajdziemy odpowiedzi na te pytania. Szczególnie, że po budce wszelki ślad zaginął tak samo jak po czynnej jeszcze kiedyś zielonej żelaznej pompie.

Historię ulicy Dolnej zakończę bardzo egzotycznym wspomnieniem. W połowie lat 70. wielokrotnie kroczył jej środkiem mężczyzna z… małpą na smyczy. Mieszkał na Łąkowej 12 na II piętrze i miał na imię Adam (właściciel, nie małpa). Dotrzeć do zdjęcia na którym zarejestrowano taką scenę z rezusem… – to byłby chyba cud!

Autor pierwszej czarno-białej fotografii budynku Dolna 4: Artur Wołosewicz.

Źródło: Sobiecka L., Kaliszczak M. (ed.), Gdańsk – Dolne Miasto. Dokumentacja historyczno-urbanistyczna, PP Pracownie Konserwacji Zabytków Oddział w Gdańsku Pracownia Dokumentacji Naukowo-Historycznej, Gdańsk 1979.

Dwa pozostałe czarno-białe zdjęcia z ulicy Dolnej należą do Bogdana Płuzińskiego.

Kolorowe zdjęcie budynku na rogu ulicy Dolnej i Szuwary pochodzi z albumu p. Adama Mauksa.

Autor artykułu: Jacek Górski.

Podczas pisania korzystałem z fragmentów ciekawego wywiadu jaki miałem przyjemność przeprowadzić wiosną 2017 r. z Panem Adamem Mauksem – byłym mieszkańcem ulicy Dolnej.

[mappress mapid=”162″]

Możesz również polubić…

18 komentarzy

  1. leszek-666 pisze:

    Witam,Pana od Zubra znalem,po przerzuceniu kabiny z zubra na kabine jelcza byl juz to samochod innej marki,byl to przejom lat 60 -tych na 70-te,pot em byl star a pozniej znowu jelcz

  2. Jadwiga pisze:

    Na Dolnej 4 po komisariacie milicji byl ADM w ktorym pracowalam.

  3. Jacab pisze:

    Adam z małpką to może być kolega Sapieha.Może ma zdjęcia.właściciel żubra czy jelcza nie nazywał sie Zwierzchowski moim zdaniem.Państwo Zwierzchowscy mieszkali w podwórku pod Płuzińskimi.a samochód należał do pana który handlował owocami (parę razy podbieraliśmy jabłka ze skrzynek) i mieszkał na Dolnej 3,chyba na piętrze….już wiem pan Wojda!! A na telefoniczną budkę wielokrotnie planowaliśmy włam…..bo tam były pieniądze przecież. Były próby…..całe szczęście że dokładnie nie pamiętam 🙂 O agawie też słyszałem.Na pewno na środku podwórka były resztki posadzki (może dalej są),w zagłębieniu gdzie stała często kałuża i tam podobno stała ta agawa

  4. Bociek pisze:

    Dolna a k a Strandgasse na przedwojennym zdjęciu: https://fotopolska.eu/971371,foto.html
    (Proszę zajrzeć do komentarzy, nie sugerować się wyłącznie przypisaniem do Rycerskiej 🙂

  5. LeAnet pisze:

    Tuż za kioskiem był duży kamień. Na nim przez wiele wiele lat handlowała kwiatami moja ciocia Stasia. Mieszkała po sąsiedzku, na Sempolowskiej. Kwiaty natomiast uprawiała na działce ROD im Rejtana przy Modrej…

  6. Beata pisze:

    W mojej pamięci funkcjonuje jeszcze fakt, że sklep spożywczy, funkcjonujący na Dolnej, w zbudowanym po wojnie pawilonie był początkowo sklepem samoobsługowy, bodaj pierwszym w naszej dzielnicy. To były chyba lata 60-te.Długo to nie trwało, chyba się w tej dzielnicy nie do końca sprawdziło. Natomiast narożna kamienica ulicy Szuwary i Dolna, nie wiem czemu potocznie nazywana była szubienicą

  7. Bogdan pisze:

    Do historii domu przy Dolnej 4 należy dodać jeszcze funkcjonowanie placówki ORMO (Ochotnicza Rezerwa Milicji
    Obywatelskiej) w miejscu po komisariacie milicji. Działała na parterze budynku do pocz. lat 70-tych. Na II piętrze
    znajdowały się mieszkania dla milicjantów z rodzinami.
    Natomiast mała przybudówka obok domu 10a w którym mieszkałem, to dawny warsztat naprawy rowerów, właścicielem był p. Skolimowski a po jego śmierci syn.
    Nazwiska panów Wojda-od ciężarówek oraz p.Sapiecha z małpką się zgadzają, znaliśmy się dobrze.
    Chłopca w samochodziku na zdj.poznaję – to mały Bogdan P. Pamiętam jak tata uczył jeździć. Z jego najstarszym
    bratem Andrzejem się kolegowaliśmy.
    I jeszcze jedno miejsce związane z ul.Dolną, to targowisko które znajdowało się w miejscu przedszkola aż do szkoły
    65 na miejscu placu na Jaskółczej i wieżowców. Ul. Dolna przecinała je w stronę ul. Kamienna Grobla.
    Z pocz.lat 60-tych targowisko przeniesiono na drugi brzeg Motławy na Chmielną.
    Na rogu ul, Szopy-Dolna na terenie targowiska mieścił się mały parterowy domek zamieszkały przez dozorcę oraz
    jego matkę i żonę. Władek i Anna Z. tak mieli na imię, byli alkoholikami. Wiecznie awantury,pijaństwo, bijatyki, interwencje milicji były na porządku dziennym. A my mieszkając obok z okna oglądaliśmy ten cyrk.
    Często wspominam wydarzenia z tych miejsc i gotów jestem przekazać je innym.
    Pozdrawiam redakcję i miłośników Dolnego Miasta.

  8. Beata M. pisze:

    Też pamiętam targowisko przy ulicy Szuwary i pana Skolimowskiego z punktem naprawy rowerów, a także wózków dziecięcych. Wcześniej pan Skolimowski miał warsztat naprawczy w kamienicy na rogu ulic Królikarnia i Łąkowa. Reperował tam sprzęt domowy, taki np. jak żelazka. Chyba jakieś stały nawet na wystawie. Później w tym miejscu funkcjonował sklep spożywczy, potocznie nazywany „pod zegarem”.Na piętrze nad nim znajdował się warsztat zegarmistrzowski i w oknie wystawiony był duży zegar pokazujący aktualną godzinę. Zawsze w drodze do szkoły (nr 65), sprawdzałam ile mam jeszcze czasu do rozpoczęcia lekcji, czy muszę podbiec czy mogę iść spokojnym krokiem. Pan zegarmistrz był starszym panem z rozwichrzoną czupryną i jako jeden z nielicznych w tym czasie potrafił naprawiać stare zegary kurantowe. Rodzice wzywali go w razie potrzeby do naszego dużego, stojącego zegara. Pozdrawiam

  9. Bogdan S. pisze:

    Nawiązując do wpisu p. Beaty muszę przywołać do pamięci inne punkty handlowe na zbiegu ul. Łąkowa-Dolna-
    Sempołowskiej- Królikarnia czyli w centrum Dolnego Miasta. Obok kiosku RUCH przed którym była wieczna
    kolejka w oczekiwaniu na dostawę gazety Wieczór Wybrzeża, był stragan z warzywami. Właścicielami byli państwo
    Chochołowscy mieszkający na Łąkowej. Po drugiej str. ulicy pomiędzy Sempołowską a Królikarnią znajdował się
    sklep spożywczy prowadzony przez małżeństwo Skinder ( do lat 70-tych).
    Na placu przy Łąkowej gdzie obecnie jest wieżowiec, przed świętami sprzedawano choinki a latem funkcjonowało
    wesołe miasteczko i ciągle psujące się karuzele.
    Pozostając wspomnieniami przy handlu z lat 60-tych pamiętam ,,szmaciarza” który skupował szmaty,butelki oraz
    makulaturę. Objeżdżał konnym wozem całą dzielnicę dając sygnał dzwonkiem. Inny pan przychodził pod dom
    ostrzyć noże. Dobre patelnie można było kupić od Cyganów. Tabory ich stały nad Motławą przy Kamiennej Grobli.
    Spoglądając wyżej widać było na dachu kominiarza (łapano się za guzik – na szczęście), a na niebie nie było samolotów ani dronów tylko była moda na puszczanie latawców.
    Pozdrawiam Bogdan S.

  10. Beata M. pisze:

    Kontynuując wątek handlowy można jeszcze wspomnieć o drewnianym kiosk na zbiegu ulic Sempołowskiej i Łąkowej, w którym znajdował się punkt repasacji pończoch (dla młodszych – repasacja to tzw. „łapanie oczek” w pończochach czy rajstopach, czyli ich naprawianie. Kiedyś było to powszechne zjawisko, nie wyrzucało się ich z braku dostępu i z oszczędności). Obok stał niewielki, prawie miniaturowy kiosk z lodami. Oczywiście były nakładane specjalną łyżką z dużych termosów pomiędzy dwa kwadratowe kawałki wafelka. Zawsze staraliśmy się wyprosić u rodziców drobne na ten lubiany przez nas przysmak. Z innych punktów handlowych w tej lokalizacji pamiętam jeszcze punkt totolotka, położony obok sklepiku państwa Skinderów.
    Państwo Skinderowie po reorganizacji przestrzeni handlowej w wspomnianym przez Pana Bogdana rejonie, prowadzili jeszcze przez jakiś czas sklep spożywczy, ale zlokalizowany po drugiej stronie ulicy Łąkowej (chyba w okolicy nr 4), który później został przekształcony w sklep monopolowy. Pamiętam długie kolejki, które ustawiały się tam w okresie „kartkowego alkoholu” , oglądane z okien mojego mieszkania (mieszkałam po drugiej stronie ulicy – Łąkowa 50) . Pozdrawiam, Beata Mazurek.

  11. Beata M. pisze:

    Kontynuując wątek handlowy można jeszcze wspomnieć o drewnianym kiosk na zbiegu ulic Sempołowskiej i Łąkowej, w którym znajdował się punkt repasacji pończoch (dla młodszych – repasacja to tzw. „łapanie oczek” w pończochach czy rajstopach, czyli ich naprawianie. Kiedyś było to powszechne zjawisko, nie wyrzucało się ich z braku dostępu i z oszczędności). Obok stał niewielki, prawie miniaturowy kiosk z lodami. Oczywiście były nakładane specjalną łyżką z dużych termosów pomiędzy dwa kwadratowe kawałki wafelka. Zawsze staraliśmy się wyprosić u rodziców drobne na ten lubiany przez nas przysmak. Z innych punktów handlowych w tej lokalizacji pamiętam jeszcze punkt totolotka, położony obok sklepiku państwa Skinderów.
    Państwo Skinderowie po reorganizacji przestrzeni handlowej w wspomnianym przez Pana Bogdana rejonie, prowadzili jeszcze przez jakiś czas sklep spożywczy, ale zlokalizowany po drugiej stronie ulicy Łąkowej (chyba w okolicy nr 4), który później został przekształcony w sklep monopolowy. Pamiętam długie kolejki, które ustawiały się tam w okresie „kartkowego alkoholu” , oglądane z okien mojego mieszkania (mieszkałam po drugiej stronie ulicy – Łąkowa 50) . Pozdrawiam, Beata M.

  12. Bogdan pisze:

    Rzeczywiście tak było. Raz stałem z kartką żeby kupić trunek – później robiło się samemu, bez czyjejś łaski.
    Ale to już czasy prawie współczesne.
    Przy ul. Ułańskiej/Łąkowa mieściła się budka spożywcza nazwana ,,Zielona Budka”, czy ktoś pamięta ?
    No i bar Kotwica. Było powiedzenie, że kto zarzuci tam swoją kotwicę to na zawsze.
    Ile to wspomnień tylko z jednej ulicy ! Szkoda że tak mało ludzi się tym dzieli.
    Czekam na dalsze, bo temat jest nie do wyczerpania.
    Pani Beata zaraz pewnie coś dorzuci, a ja to sobie przypomnę.
    Pozdrawiam, Bogdan

  13. Beata M. pisze:

    Do „zielonej budki” oczywiście uczęszczałam, prowadziło ją małżeństwo, pani miała na imię Eugenia lub Genowefa, stąd potocznie chodziło się do sklepu do „Gieni”. Kiedy rozpoczęto budowę nowej trasy linii tramwajowej właściciele przenieśli się że sklep okiem na ulicę Chłodną, w rejon przesmyku w kierunku Ułańskiej. Ale warto też wspomnieć, że nie byli oni pierwszymi właścicielami tej. tzw. ” zelonej budki”. Przedtem (lata 60-te) prowadziła ją mocno starsza Pani, która o ile się nie nazywała się Rzeszowska. W asortymencie produktów występowały rzadko nie występujące w państwowych sklepach produkty, takie jak duże czerwone okrągłe lizaki, cukrowe słomki, twarde galaretki, zwane przez nas myszki (może dlatego, że miały kształt myszek), cukierki anyżowe, trójkątne przekładane masą wafle i inne „pyszności” w szklanych słojach. To wszystko było dla nas dzieci dużym obiektem zainteresowania. Pozdrawiam, Beata Michno

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *