Dom w którym się urodziłam

Moje dzieciństwo i młodość upłynęły na Dolnym Mieście. Dom na ulicy Szczyglej, w którym się urodziłam, stoi do dzisiaj. I chociaż, zabity deskami wywołuje smutek, to budzi także wspomnienia. Połowę mojego życia mieszkałam na Dolnym a drugą, póki co, mieszkam na Mazurach. Często wracam, do miejsc mojego dzieciństwa. Spaceruję ulicami, które były moimi. Obserwowałam jak się wyludniają i patrzę jak się zmieniają.

Na Szczyglej – najpierw, jako repatriantka zamieszkała moja mama Władzia z dwoma braćmi. W 1947 roku zajęli dwa mieszkanka na parterze, po lewej i prawej stronie z oknami od ulicy. W głębi po prawej stronie było jeszcze jedno lokum. Każde składało się z małej ciemnej kuchenki i małego pokoju z jednym oknem. Kibelek był wspólny, na korytarzu pod schodami. Żyli sobie tam biednie, ale wesoło. Mieszkanko braci było domem otwartym. Spotykało się tam i pomieszkiwało wielu młodych ludzi. Bywał tam również Władek – młody chłopak z okolic Sandomierza. Z opowiadań wiem, że zagiął parol na Władzię. Trochę to trwało. Pobrali się w 1951 roku w Kościele NPNMP na Łąkowej. Wesele było na dwa mieszkania, ale małżonkowie zamieszkali w tym po lewej. Po roku urodziłam się ja – Wanda. Tato pracował w GZF, mama zajmowała się mną i domem. W mojej pamięci zachowały się obrazy robiące wrażenie na kilkuletniej wówczas dziewczynce… Ciemny korytarz, strasząca ubikacja z drzwiami z desek. W drzwiach tych były szpary i zamek z przesuwanym zamknięciem, dzisiaj wiem, że to zamek puszkowy. Spłuczka wisiała nad kibelkiem, a po pociągnięciu za łańcuszek, na końcu którego była taka gładka biała rączka, okropnie dudniła. Pamiętam, że mama czasami sadzała mnie na oknie. Nogi, którymi ciągle wymachiwałam, zwisały mi za parapet, a mama rozmawiała z sąsiadkami. Na końcu korytarzyka naprzeciw drzwi wejściowych, było wyjście na podwórko. Tam znajdowały się komórki (składziki), w których przechowywano opał. Po prawej stronie od podwórka mieszkała starsza Pani – Pani Lewandowska. W tym czasie miałam zakaz wchodzenia na górę. I nie wchodziłam, chociaż dom ma dwa piętra.

Po paru latach zwolniło się lokum na drugim piętrze. Mama wystarała się o jego przydział. Mieszkanie składało się z większej kuchni w której była toaleta, mająca również ścianki z desek i z pokoju z dwoma oknami, do którego wchodziło się z kuchni. Nad nami był jeszcze niziutki stryszek z malutkim okienkiem. Tam nocowaliśmy, gdy latem odwiedzali nas goście z różnych stron. Pamiętam remont, który zrobiła administracja. Kibelek obudowano ściankami z cegły, w kuchni wybito w ścianie dziurę i wstawiono malutkie okienko. Okienko to jest w tej gołej ceglanej, powojennej ścianie do dziś. Na każdym piętrze znajdowały trzy identyczne mieszkanka. Z mieszkańców na pierwszym piętrze pamiętam Panią Subocz, która również pochodziła z Wilna i kumplowała się z moją mamą. A poza tym pracowała w kinie i raz w miesiącu przynosiła bilety z przydziału. Także, ,,lataliśmy” z tatą do Kameralnego na bajki. Na drugim, oprócz nas mieszkali Państwo Wysoccy, Margotka, która była moją matką chrzestną i Paweł. Do nich chodziłam posłuchać kanarka. W mieszkaniu na końcu korytarza, żyło małżeństwo Urbańskich. Pan był malarzem i odnawiał mieszkania. Nasze miało kolor zielony i było ,,powałkowane” w palmy, co potrafiło uruchomić wyobraźnię. Pani Olga miała siostrę, Panią Paczoskową. Ta mieszkała tam, gdzie jeszcze niedawno miało lokum ISE. Po paru latach zamieniliśmy to mieszkanko na większe. Przeprowadziliśmy się na Toruńską. Na naszym miejscu zamieszkali starsi Państwo Jurkiewicze.

Moje życie podwórkowe kręciło się między Szczyglą, Wyskokiem, Kurzą. Tych podwórek już nie ma. Nie ma również bram, w których sklepieniach odbijały się nasze dziecięce głosy. Nie ma też wielu domów i ludzi. Dom na Szczyglej stoi zabity deskami. A z rozbitego okna w moim mieszkaniu ciągle powiewa firanka. Gdy patrzę w te okna, mam wrażenie, że za chwilę wyjrzy mama i krzyknie… obiad! Tego również już nie będzie. Ale przecież powstaje nowe i to cieszy.

Autorka wspomnień i kolorowych zdjęć – Wanda Siwonia

Autor czarno-białych fotografii budynków na ulicy Szczyglej: Artur Wołosewicz. Źródło: Sobiecka L., Kaliszczak M. (ed.), Gdańsk – Dolne Miasto. Dokumentacja historyczno-urbanistyczna, PP Pracownie Konserwacji Zabytków Oddział w Gdańsku Pracownia Dokumentacji Naukowo-Historycznej, Gdańsk 1979.

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. Norbert pisze:

    Też tam mieszkałem ale nie znam autorki A znam lokatorów

  2. Beata pisze:

    „A z rozbitego okna w moim mieszkaniu ciągle powiewa firanka…” piękne, sentymentalne wspomnienia…
    Wzruszające…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *