Dwie tarcze i jedna wskazówka (część II)

Część I

Jest rok 2025.
Liceum numer VI w Gdańsku - pamiątkowa tablica z nadania imienia szkoleProszę i otrzymuję. Dzięki uprzejmości i otwartości pani wicedyrektor Karoliny Grześkowiak (zbieżność nazwisk z dyrektorem Zbigniewem Grześkowiakiem 1972-1991 przypadkowa) otrzymuję zgodę na eksplorację dawnych kronik szkolnych. Kiedy wchodzę do gabinetu i zastaję na biurku wszystkie te skarby historycznej przeszłości „mojej” szkoły, żołądek tańczy paso doble a serce rozpływa się w lukrze.
Na początku przeglądam chaotycznie, jakbym chciała ogarnąć wszystko naraz. Powoli jednak wypracowuję metodologię i skupiam się na wybranych faktach.
Dwadzieścia lat od momentu ponownego uruchomienia szkoły, dokładnie 14 czerwca 1967 r. ma miejsce niezwykła uroczystość. Szkoła zyskuje imię: Obrońców Helu. Najlepiej odda ten moment zamieszczona poniżej kronika fotograficzna.

Liceum numer VI w Gdańsku - Zdjęcie ze ślubowaniaKażdy, kto spędził w tej szkole cztery lata swojej nauki doskonale wie, że nie sposób ogarnąć ramieniem czasu wszystkich przeżytych tu chwil. A tym bardziej zawrzeć ich na skromnej powierzchni jednego artykułu. Może zatem warto pokusić się o kolejny…
Niech przemówią zatem flesze z minionych lat, które z radością udostępniam, mając nadzieję, że uruchomią one Wasze osobiste wspomnienia.

Ja mam ich wiele, ale przytoczę jedno, które zakrawa na dance macabre.

Jestem w klasie biologiczno-chemicznej. Pani Budzińska, nauczycielka biologii, każe nam na najbliższe zajęcia przynieść dżdżownice. Zastanawiam się, gdzie można by je znaleźć. Wpadam na pomysł, że na pewno znajdę choć jedną na przyszkolnym, żyznym skalniaczku. Zapraszam na te łowy koleżankę. Nie chcąc grzebać w ziemi gołymi rękami, wyrzucam sobie, że nie zabrałam żadnego narzędzia, nawet „głupiej” łyżki. Przeszukuję pobliski teren i znajduję kawałek zakrzywionej blachy z ostrym końcem. Początkowo zachowuję się pilnie i cierpliwie (jak na ogrodnika przystało), ale po jakimś czasie, nieco rozdrażniona nieudanym „polowaniem”, zaczynam się wygłupiać i wymachując prymitywnym narzędziem, udawać człowieka pierwotnego. W pewnym momencie trafiam na opór. Odwracam się i widzę przerażający widok. Z czoła mojej koleżanki leci obficie krew…

O Boże! Rozwaliłam Ci głowę!

– mówię
Na co moja lekko już zamroczona koleżanka odpowiada:

no trudno…

Skończyło się szyciem. A bliznę nosi dzielnie do dziś. Nadal się przyjaźnimy. A dżdżownicę pożyczyłam.

Winna jeszcze jestem wyjaśnienia tytułu.
Liceum numer VI w Gdańsku - zegarTarcze są dwie: jedna stanowi centralny element odrestaurowanego zegara znajdującego się na budynku szkoły (zniszczony oryginał znajduje się na parterze w holu głównym) a drugą każdy uczeń nosił na ubraniu (my mieliśmy już nowoczesne, plastikowe przypinki). I wreszcie wskazówka – wskazówka zegara. Inna, bo pojedyncza i zakończona symbolem pszczoły, która w zamyśle miała nieść zachętę i przesłanie, by uczniowie oddawali się nauce z taką pracowitością jak robią to pszczoły.

Autorka tekstu: Katarzyna Gwoździńska

Liceum numer VI w Gdańsku - 2025 rok

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. Anna Nawrocka-Morze pisze:

    Kazdego roku we wrzesniu wszystkie klasy płynęly na Hel i pierwszaki miały tam ślubowa ie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *