GEZAR Unimor 1958-1978

W 1978 roku Gdańskie Zakłady Elektroniczne Unitra Unimor świętowały swoje dwudziestolecie. Z tej okazji przygotowano m.in taki pamiątkowy, okolicznościowy proporczyk. Swoją drogą – czy ktoś jeszcze dzisiaj pamięta coś takiego jak proporczyki?…

Najprawdopodobniej z powodu tej okrągłej rocznicy – wiosną 1978 roku ukazał się artykuł w „Wieczorze Wybrzeża” (aż na trzy szpalty) w którym oprócz historii zakładu opisano bieżącą sytuację Unimoru. A jak ona wyglądała ponad 40 lat temu?…

Produkowano wówczas trzy typy telewizorów: dwa odbiorniki tranzystorowo-lampowe: 20-calowy Neptun-424 i 24-calowy Neptun-624 oraz jeden odbiornik zwany modułowym częściowo wyposażony w tranzystory, a częściowo w układy scalone z jedną jedyną lampą, którą był kineskop. Nazwa tego telewizora to Neptun-625. Na maj planowana była produkcja pierwszej partii telewizorów Neptun-626 z instalacją sensoryczną. Trwały też prace projektowe nad urządzeniem do regulacji telewizora zdalnie – z odległości nawet 4-5 metrów. A w 1980 roku miał wejść do produkcji kolorowy telewizor z 16-calowym kineskopem.

Poważnym problemem z którym borykał się zakład były niedobory w obudowach. Firmy z Warszawy („Polcolor”) i Łodzi z którymi Unimor współpracował w tym zakresie nie wywiązywały się z dostaw. Z tego powodu odnotowano w pierwszych dwóch miesiącach 1978 roku 20,5 tysiąca godzin postojowych, a w całym pierwszym kwartale nie wyprodukowano około 5 tysięcy telewizorów.

Aby zaradzić tym problemom, technicy z Unimoru zaprojektowali i zbudowali z odpowiedniego tworzywa zupełnie nowe formy umożliwiające we własnym zakresie produkcję (metodą wtryskową) tylnej ścianki telewizora. Kolejny obowiązek, który przejęto na siebie w Gdańsku było przykręcanie do obudowy czterech plastykowych nóżek. Wprowadzając te usprawnienia zakład wziął na siebie koszty materiałów i robocizny. Ale dzięki tym udogodnieniom zdecydowanie zwiększono produkcję już w pierwszych dniach po zmianach.

Na tym jednak lista pomysłów racjonalizatorskich się nie zamknęła. W 1978 roku myślano też nad tym jak obniżyć koszty nieekonomicznego transportu wspomnianych skrzynek z Warszawy czy Łodzi do Gdańska. Rocznie wydawano na to 60 mln złotych. Kwota ta mogła wystarczyć na zbudowanie własnej montowni. Wspomniane zakłady z centrum Polski dostarczałyby elementy składowe obudowy w ekonomicznych paczkach, a już na miejscu odbywałby się finalny montaż. Tutaj na przeszkodzie stały jeszcze techniczne problemy z klejem. Klej starej generacji musiał długo schnąć. Używanie go wiązałoby się ze zbudowaniem dodatkowych dużych pomieszczeń suszarni. Aby tego nie robić, myślano o wprowadzeniu nowych technologii opartych na klejach, które wiązały zdecydowanie szybciej.

Długi transport odbijał się też na jakości dostarczonych skrzynek. Kontrola techniczna potrafiła zakwestionować około 10 procent każdej dostawy. Aby nie cofać uszkodzonych skrzynek do Warszawy lub Łodzi, co podrażałoby koszty, przedstawiciele obu producentów na miejscu czyli w Gdańsku dokonywali napraw reklamacyjnych.

Nie wszyscy o tym wiedzą, ale na 20-lecie działalności Unimor mógł się też pochwalić pełną automatyzacją niektórych swoich procesów produkcyjnych. I tak każdą z maszyn w cyklu produkcyjnym dotyczącym tworzyw termoplastycznych obsługiwała wcześniej jedna osoba odpowiedzialna za sprawdzenie jakości otrzymanych wyrobów i czystości formy po wykonaniu każdego detalu. Po zmianach pracę ludzi w tym zakresie zastąpiono wagą elektroniczną. Miała ona zaprogramowane poprawne ciężary poszczególnych plastikowych elementów. Jeżeli element wyprodukowany był bezbłędnie, jego waga zgadzała się z odpowiednią wartością na skali. Jeżeli jednak pomiar odbiegał od normy, system rejestrował tę anomalię, natychmiast wstrzymywał pracę danej maszyny, alarmując jednocześnie dźwiękowo i świetlnie o zaistniałem nieprawidłowości. W ten sposób praca wielu osób została zastąpiona pracą jednego, który nadzorował poprawność działania wagi. Nie napisano tylko – czy był ktoś, kto nadzorował pracę wspomnianego nadzorcy 8^).

Unimor chwalił się też w tym artykule skonstruowaniem „przyrządu do szybkiego i łatwego przeprowadzania pomiarów elektrycznych elementów telewizora”. Miał on formę przystawki do seryjnego odbiornika. Pracownik dokonujący pomiarów mógł odczytywać wyniki na ekranie. Widział na nim świecące linie, które albo się pokrywały albo wręcz przeciwnie.

Ostatnim tematem, który poruszono w kwietniu 1978 roku była budowa „nowego zakładu na peryferiach Gdańska, w dzielnicy Nowolipie”. Kompleks miał składać się z galwanizerni, lakierni, hali wtryskarek produkujących detale z tworzy sztucznych oraz hali montażu odbiorników. Wspomniana galwanizernia wyposażona w automaty z NRD była już wówczas prawie gotowa. Najważniejsze jednak było zakończenie budowy dwóch hal produkcyjnych.

Ciekawe czy z okazji otwarcia wspomnianego zakładu na ulicy Trzy Lipy też wręczano jakieś proporczyki…

Tekst opracowano na podstawie artykułu „Skrzynka dla Neptuna” opublikowanego w „Wieczorze Wybrzeża” – numer 85 z piątku 14 kwietnia 1978 roku autorstwa Władysława Gabriałowicza.
Jacek Górski

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. "Byle jakość" pisze:

    Ciekawe ujęcie tematu od strony kleju, ale w tamtych czasach główny problem jakości to była „byle jakość” pracy ogólnie pojęta! Stąd te 10% odrzucanych skrzynek, były to niedoróbki produkcyjne ale dużą część stanowiły uszkodzenia transportowe. Ponieważ telewizor w mieszkaniu był częścią umeblowania to skrzynka była pokryta lakierem epoksydowym na wysoki połysk – jak wszystkie meble. Kartony ze skrzynkami były przerzucane wielokrotnie, magazyn, transport, kolej, transport,magazyn, hala produkcyjna to i uszkodzeń było wiele a drogi były nie takie jak dziś. Głównie pękał lakier epoksydowy na rantach i narożnikach, więc stolarz Antoni Mudlaff miał zawsze stertę skrzynek do poprawki. A było to pracochłonne, żywica epoksydowa musiała dobrze wyschnąć, potem cyklinowanie i szlifowanie papierem ściernym, polerowanie pastą. Później skrzynki produkowały również Gdańskie Zakłady Meblowe. Problem rozwiązał się sam gdy do całego przemysłu meblarskiego wkroczyły płyty wiórowe pokryte folią winylową.
    P.S.
    Oprócz proporczyków królowały wtedy dyplomy wręczane przy różnych okazjach np. Święto 1 Maja.

    Marek Chrzanowski

  2. Krzysztof, Starogard Gd. pisze:

    Zaskoczyło mnie, że w 1978 roku produkowano tylko Neptuny 424, 624 i 625. Na chłopski rozum, powinno być tego więcej. Zapewne w 1979 doszły Neptuny 429 i 629, a w 1980 – 430, 630. Byłem na wycieczkach zarówno na Rzeźnickiej, jak i na Nowolipiu. Ale było to już w latach 90-tych, inne realia. Na Youtube jest filmik „Wielka kolekcja telewizorów z Unimoru” wstawiony przeze mnie. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *