Historyjki o gumach do żucia
I. Tego placyku na rogu Łąkowej i Ułańskiej już od lat nie ma. Za to jest tam teraz przystanek tramwajowy.
W tym miejscu, na rogu stał kiedyś warzywniak. Było to królestwo owoców i warzyw. Ale to, co najbardziej mnie, jako dziecko wówczas fascynowało, budziło moje pożądanie i zafascynowanie, to były ogromne czerwone lizaki i kulki, czyli gumy do żucia w takim wielkim słoju. Jako bardzo mały chłopiec, byłem bardzo ciekaw – z czego robi się gumę do żucia. Któregoś razu zdobyłem się na odwagę i zapytałem pana właściciela zielonej budki, z czego się robi gumy. A on z bardzo poważną miną odpowiedział…
– ze starych kaloszy…
II. Gdy rozpocząłem naukę w szkole podstawowej nr 65 na ulicy Śluza – gumy do żucia nadal były dużą atrakcją. Nauczyciele nie pozwalali nam żuć gumy na lekcji, więc przyklejało się gumę pod ławką. Co sprytniejsze osoby, po zakończeniu lekcji szukały pod ławkami gum, zapomnianych przez właścicieli. Nikomu nie przeszkadzało, że ktoś już wcześniej trzymał tę gumę w paszczy 😎
Gdy guma była już totalnie bez smaku, to żeby jeszcze tchnąć w nią odrobinę życia, gryzło się ją razem z kawałkami grafitu z kredki. Dzięki temu nadawało się jej żywą barwę. Ileż było radości, gdy ktoś miał zieloną, czerwoną lub niebieską gumę do żucia. Jestem przekonany, że wiele kolejnych roczników podstawówki też tak robiło jak my. Wy też?…
Wspominał Zbyszek Wolak.
Oryginalne opakowanie kredek pochodzi z archiwum Opowiadaczy.