Jak zostałem członkiem Rzepklubu
Był 9 sierpnia 1984 roku. Czwartek. Druga połowa wakacji. W lipcu byłem na kolonii w Czerniawie. A pod koniec sierpnia wybieraliśmy się do rodziny do Milanówka. Ale akurat w opisywanym czasie siedziałem w domu.
Już teraz nie pamiętam – czy specjalnie wyszedłem do kiosku na Łąkowej po ten „Świat Młodych”, czy może kupiliśmy go w drodze na rynek na Chmielnej. Ale jestem przekonany, że prawie natychmiast przeczytałem kolejny odcinek komiksu z ostatniej strony (a był nim „Jan – przybysz znikąd”) oraz „Uśmiech numeru” z tej samej ósmej strony. Następnie rozciąłem scyzorykiem złączone kartki i zajrzałem na szóstą stronę, aby zobaczyć – jaki samochód opisywany był w cyklu „Świat na czterech kółkach”. Okazało się, że było to trzy amerykańskie modele – Chrysler Laser, Ford Mustang i Pontiac Fiero.
Kolejnym stałym elementem czwartkowych wydań był Rzepklub. Zatem spojrzałem na przedostatnią stronę i… rozpoznałem znany mi żart rysunkowy z kierowcą i przywiązanym do drzewa komentatorem jego napraw. Skupiłem wzrok na tekście w żółtej ramce i… potwierdziły się moje przypuszczenia.
Za sprawą kilku wysłanych wcześniej do Rzepa żartów słownych i rysunkowych wyszperanych w różnych kolorowych starych czasopismach zostałem tego dnia oficjalnie przyjęty do grona członków Rzepklubu.
Po jakimś czasie wyciąłem z gazety zieloną winietę numeru oraz sam tekst i żart, a następnie nakleiłem je na kartkę papieru i zachowałem na pamiątkę. Nie wiem dlaczego, ale przez wiele lat kartka ta tkwiła w jednym z zeszytów w który wklejałem zdjęcia samochodów. Tkwiła, tkwiła, aż… zginęła. Na szczęście udało mi się dotrzeć do drugiego oryginalnego numeru z tego dnia. I dzięki temu mogę całą historię ubarwić zaprezentowanymi skanami.
Tak się złożyło, że jeszcze w tym samym roku późną jesienią Rzepklub ogłosił ogólnopolską weryfikację członków Rzepklubu. Wysłałem swoje potwierdzenie i w ten sposób moje imię i nazwisko po raz drugi i ostatni pojawiło się na łamach „Świata Młodych”.
Dokładnie w rocznicę tego wydarzenia wspominał i archiwalnymi materiałami podzielił się Jacek Górski.
Ciekawa historia. Super się czyta takie wspomnienia 🙂