Jerzy Gajewicz

Miał takie same inicjały jak ja. Kiedy w 2012 roku dostrzegłem literki JG pod kilkoma portretami Opowiadaczek i Opowiadaczy w naszych subiektywnych przewodnikach – chciałem wyprowadzić wszystkich z błędu i zaprzeczyć, że to nie ja robiłem te zdjęcia. Ale uświadomiono mi, że przecież to tylko zbieżność liter, bo inicjały te należą do Jerzego Gajewicza. I mieli rację.

Gdyby nie Dolne Miasto i Opowiadacze Historii – być może nasze ścieżki nigdy by się nie skrzyżowały. A tak… poznaliśmy się w 2011 roku właśnie tutaj na Dolnym Mieście. A znajomość ta zaowocowała tym, że wspólnie przez prawie 8 lat spotykaliśmy się – najczęściej właśnie na Dolnym Mieście podczas różnych wydarzeń organizowanych przez Opowiadaczy i nie tylko.

Z nieodłącznym aparatem fotograficznym. Czasami w przebraniu odpowiednim do scenerii wydarzenia. W ostatnich latach z dodatkowym wyposażeniem w postaci laski.

Dzięki tej Jego pasji do fotografowania nasza kronika zdjęciowa stała się bogatsza o ogromną porcję zdjęć. Lubił robić nie tylko klasyczne portrety albo zdjęcia grupowe. Kronikę rozpoczynał od zdjęć zrobionych w drodze na dane wydarzenie, a kończył na zdjęciach wykonanych w drodze powrotnej. A gdzieś tam w środku były też fotografie np. plakatu albo ulotki w dużym zbliżeniu. Za sprawą takiej serii zdjęć za każdym razem można było poznać trasę jaką pokonywał przed i po wydarzeniu oraz na co lub kogo zwrócił szczególną uwagę w jego trakcie. Czasami zdjęcia były ustawiane, ale większość z nich powstawała spontanicznie.

W jego towarzystwie był i czas na żarty i czas na sprawy poważne. Miał duże doświadczenie i ogromną wiedzę. I jednym i drugim chętnie się z nami dzielił. To dzięki Jego zaangażowaniu szybko poradziliśmy sobie z napisaniem statutu naszego stowarzyszenia. Wnosił też konkretne propozycje do naszych planowanych działań. Zawsze zabierał też głos na zebraniach sprawozdawczych.

W korespondencji mailowej do zdjęć dodawał swoją relację z wydarzenia w którym brał udział. A przy okazji dzielił się swoimi przemyśleniami na tematy poruszane podczas wykładu albo spaceru.

Kiedy w lipcu 2012 roku uczyliśmy się sztuki przeprowadzania wywiadów, to własnie Jerzy był jednym z moich pierwszych rozmówców. Tematem do snucia wspomnień były Jego czasy szkolne.

 

Taki właśnie pozostanie w mojej pamięci i pamięci Opowiadaczy Jerzy Gajewicz czyli Opowiadacz Bajek – Jurek z borucich chmurek (jak lubił się podpisywać w korespondencji mailowej do nas).

Autor wspomnień – Jacek Górski.

Zdjęcia są autorstwa – Elżbiety Woronieckiej i Jacka Górskiego.

P.S. Na portalu ukazał się do tej pory jeden i jak teraz już wiemy, że jednocześnie ostatni artykuł napisany przez Jurka. A dokładniej ubiegłoroczna relacja -„Premiera przewodnika „Dzielnica fabrycznych kominów”. 8 października 2017 r.

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Wspaniała postać Pana Jerzego,przykro bardzo,że już Go nie zobaczę,często widzieliśmy się na wernisażach,różnych ,ważnych spotkaniach,zawsze z kamerą,robił mi wiele zdjęć,a potem wysyłał e-mailem,życzliwy przyjaciel Gdańszczan

  2. Maciek pisze:

    Ach, kojarzę tego pana. Gdzieś jest może dostępny album jego autorstwa?

  3. Danuta Joppek pisze:

    danuta joppek
    13 mar 2016, 01:07
    do jerzy

    Gaju Gaiku Ulubiony,
    Przepraszam że dopiero dzisiaj odpisuję i dziękuję; nawałnica prac zawodowych
    i już nie wiem jak się nazywam – dobrze,że mi przypomniałeś nazywając mnie tak pięknie, na różnoraki sposób w swoich mailach…
    Nie chciałam Ci pisać po prostu „dzięki” tylko troszku więcej, stąd zwłoka.
    Tak pięknie napisałeś o tym poniedziałkowym spotkaniu…
    Wiele Twoich dobrych, pięknych, oryginalnych tekstów o moich obrazach i mojej nieskromnej osobie mam, chciałbym to kiedyś zebrać i wydać. Może zrobię jakąś wystawę – z obrazów, które komentowałeś ( tak mi teraz przyszło do głowy) i wtedy pięknie to ożenię…

    Dziękuję Ci od serca za Ciebie jaki jesteś. Trzymaj się – trzymaj się Gwiazdy Polarnej, trzymaj się rogu Nowego Księżyca, trzymaj się Promienia Słonecznego i bujaj sobie giczałami bez troski…
    daNutta Wdzięczna

    PS „daNutta” – tak, m.in. nazywał mnie Jerzy Boruta von Bzura, Gaju od Ruczaju. Napisałam „między innymi”, bo używał wobec mnie różnych jeszcze innych imion; wyobrażnia Jego była niewyczerpana. Kronikarz wernisaży, komentator niezrównany, ekscentryczny, wspaniały! Bardzo Go brakuje…

  4. Beata pisze:

    Ależ to miłe wspomnienia o tym Panu… Wspaniałe !!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *