K jak pliszKa siwa
Każda pliszka swój ogonek chwali.
To powiedzenie zna prawie każdy. Ale tu trzeba zaznaczyć, że jest to tylko część prawdy . Każda pliszka – tak, bo mamy różne pliszki. Jest pliszka siwa, pliszka cytrynowa, pliszka żółta i górska. Reszta powiedzenia to już czasowe przeniesienie. Pierwotna forma dotyczyła liszki czyli samicy lisa o pięknej kicie, a że pliszka też macha swoim długim ogonkiem – zostało to jej przypisane.
Na Dolnym Mieście możemy spotkać jej najliczniejszy gatunek z rodziny pliszkowatych czyli pliszkę siwą.
Pliszkę żółtą można spotkać niedaleko. Też nad Motławą, na polach rzepaku w Krępcu.
Wracając do siwej, to jak nazwa wskazuje większą część jej szaty stanowi kolor siwo-szary. Nawet jej biała pierś wydaje się szara. Ogon, podgardle i czubek głowy czarne. Bardzo kontrastuje jej białe czoło. Zawsze jak ją widzę, przypomina mi się przez ten wygląd film „Krzyk” i ten właśnie dzień czyli 30.11 każdego roku. Przyjrzyjcie się jej dokładnie – to czarne oko osadzone w bieli trochę ma przerażający wygląd. Może tak ma być i to natura zrobiła swoje, bo pliszka siwa może przez swój wygląd ale i przez swoje ruchliwe zachowanie przegonić dużo większe od niej ptaki drapieżne takie jak krogulec.
Taki wygląd ma samiec, samica jest mniej kontrastowa, troszkę delikatniejsza i mniej straszna 😉
Gdzie ją spotkać? Na każdym odcinku spacerowym fosy. Jako jedyna z pliszek jest bardzo związana z człowiekiem. Gniazduje w starych budynkach, stertach gruzu, cegieł i kamieni. Nie jest zbytnio płochliwa, potrafi biegać, nie skakać, w małej odległości od spacerujących ludzi. Wtedy możemy przypatrzyć się jej sprawności, która pozwala łapać jej różne owady. Duże ważki łapie jak chce, w locie, biegnąc po ścieżce lub skacząc po wodnych roślinach.
Pliszkę siwą możemy obserwować dość długo bo pierwsze osobniki pojawiają się już w marcu a ostatnie odlatują w październiku. Będąc na spacerze rozejrzyjmy się czy pliszka siwa nie poluje gdzieś obok nas. Można czasami się pośmiać z jej akrobacji i podziwiać jaj sprawny ogonek.
Autor gawędy i wszystkich prezentowanych zdjęć – Mariusz Lehmann