Kto się bał karuzeli? A kto ciemności?
Mam wrażenie, że każdy z nas, będąc dzieckiem miał jakieś „strachy”. Dla jednych, to były myszy, które wprowadziły się na trzecie piętro, dla kogoś innego – noga- znaleziona na strychu na Łąkowej 4 … /może ten ktoś opisze TU swoje wspomnienia z tą nogą?/
Dla przykładu, na Dolnym Mieście, na przełomie lat 70. i 80., ja bałam się: zejścia do ciemnej komórki, po węgiel, oraz obowiązkowo – duchów na strychu, albo wejścia na schody w budynku, w którym mieszkałam, gdy akurat nie było prądu / bo dawniej często były awarie/, a tam, gdzie mieszkałam był tylko tzw. świetlik w suficie, a okien nie było. Wówczas, po ciemku trzeba było wejść aż na trzecie piętro i dla dzieciaka to był wyczyn.
Bardzo dobrym powodem do bania się były opowieści koleżanek lub kolegów z podwórka o „czarnej łapie” lub „czarnej Wołdze” /znacie?/ Można się było bać niezadowolenia mamy, gdy dzieciak za późno wracał z podwórka, a na jej wołanie przez okno:
Danusia- do domu!
nie było reakcji 8)
Nie tak dawno, przeglądając artykuły w regionalnym portalu, trafiłam na temat, który również dotyczy Dolnego Miasta. Otóż, chodzi o karuzelę. Gdzieś w połowie lat 70., na plac przy wejściu do przedszkola ul. Szuwary, przyjeżdżała karuzela. Być może, wcześniej też tam bywała, jednak ja zapamiętałam pewną straszną sytuację z moim udziałem.
Mieszkańcy tłumnie odwiedzali to wspaniałe miejsce i korzystali z różnych atrakcji. W mojej pamięci utkwiło mi takie doświadczenie. Poszłyśmy z koleżankami /myślę, że mogłyśmy mieć max 7 lat/, na karuzelę łańcuchową. Zapłaciłyśmy za bilety, a pan z obsługi pomógł każdej z nas – usadowić się na krzesełku. Jakoś tłumów nie było, być może to był środek tygodnia. Karuzela ruszyła, a my na pojedynczych krzesełkach wirowałyśmy w kółko, drąc się wniebogłosy ze strachu. Było bardzo uroczo 8) Szczególnie, dla obserwatorów na ziemi. Myślę,że im się zdawało, że my krzyczymy z radości, a my wręcz przeciwnie – ze strachu. Na dodatkowe nieszczęście, podczas jazdy, spadły mi buty z nóg i starszy chłopak /Jasiu G.- już się nie gniewam/, schował mi te pantofle do pomieszczenia pod podestem, gdzie był silnik.
Gdy karuzela sie zatrzymała, blada i zielona Ja, z zawrotami głowy i przeżyciami żołądkowymi, cała zrozpaczona tym pędem karuzeli – miałam dodatkowy powód do rozpaczy. Były to wspomniane zaginione buty. Kolega miał zabawę, a ja w płacz, bo stałam taka zielona i bosa. Na szczęście w końcu Jasiu się zlitował i przy pomocy pana z obsługi, zwrócono mi moje buty. Mogłam już bezpiecznie iść do domu i pożalić się mamie.
Od tamtej pory nigdy już nie jeździłam na żadnej karuzeli.
Czy jest tu ktoś, kto też pamięta tę karuzelę? A może też się ktoś bał tak jak ja?
Wspominała: Danuta Płuzińska-Siemieniuk.
Zdjęcie ze zbiorów Jolanty Janowskiej pochodzi z 1975 roku, ale zostało zrobione w innym czasie niż wspomniany epizod z butami.
Swoją drogą jest w naszych zbiorach bardzo mało zdjęć tej karuzeli na Dolnym Mieście. Może ktoś takie posiada i chciałby się nimi z nami podzielić.
Pochodzenie zdjęcie czarnej wołgi – Oliver Tank, CC BY-SA 3.0 Public domain, via Wikimedia Commons.
Tak, pamiętam… Kiedyś przyjechał „diabelski młyn”. Początkowo byłam zachwycona, ale też wysiadłam…zielona i nigdy więcej nie miałam ochoty na żadną karuzelę. Opowieści o „czarnej wołdze” i „czarnej łapie” były w tamtych czasach ekscytujące, w końcu telewizja chyba dopiero wkraczała do naszych domów ?
O tej nodze to pierwsze słyszę chociaż mieszkałem tam od dziecka ( od 1960 ) do końca… końca, rozbiórki kamienicy
Rozbiórki kamienicy znaczy