Lany Poniedziałek

Wielkanoc na Dolnym Mieście na pewno nie różniła się niczym szczególnym od świąt w innych dzielnicach Gdańska. Tutaj dreptało się ze święconką w Wielką Sobotę do naszego Kościoła na ul. Łąkowej, chodziło się do spowiedzi, w niedzielę wielkanocną szło się na rezurekcję, a potem się świętowało z rodziną.
Ale ja o moich wspomnieniach z lanego… Nie wspominam go najlepiej… No cóż, bycie dziewczynką w „tamtych” czasach było trudną rolą. Każde wyjście do kościoła i w ogóle wyjście z domu kończyło się potężnym „zlaniem” przez kolegów, którzy to przebijali się w ilościach wyłapanych i oblanych koleżanek. Tak więc na naszych biednych głowach czasami lądowała zawartość kilku wiader i wiaderek wody zaczerpniętej z „kanału”… Pamiętam, że przebierałam się jednego roku trzy razy, żeby dojść do kościoła i w końcu… zrezygnowałam. Zmiana całego odzienia nie wyłączając bielizny nie wzbudzała zachwytu mojego i moich koleżanek.
Kilka lat później zaobserwowałam jeszcze jedno zjawisko. W oknach kamienic pojawili się bardziej leniwi, którzy przez okna swoich mieszkań wypuszczali woreczki napełnione wodą… pół biedy, kiedy taki woreczek lądował przed nami z wysokości parteru. Gorzej natomiast, kiedy leciał z wysokości trzeciego piętra i wcelował centralnie w czubek naszej głowy… brrr.

Dzisiaj przyglądałam się trójce kilkuletnich chłopców biegających pistoletami na wodę. Nie mieli zbyt wielu chętnych kandydatów do oblania… No cóż tradycja musi być, ale niech będzie to właśnie z umiarem. Chociaż tamto lanie wody jednak wspominam.

Autorka zdjęć i wspomnień: Elżbieta Woroniecka.

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. Ania pisze:

    Gratuluję dobrego tekstu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *