Maciek

Macieja trudno było nie zauważyć.
Charakterystyczna czupryna, przewieszona przez ramię torba fotograficzna, aparat w ręku. Był zawsze tam, gdzie działo się coś ważnego, wyjątkowego.
Znałam go od lat, ale nie osobiście. Bo któż go nie znał lub nie kojarzył. Chyba w Gdańsku nikogo takiego nie było…
Osobiście poznałam go na pierwszym spotkaniu Opowiadaczy w Łaźni. Został zaproszony jako jeden z prelegentów tego dnia. Zaprezentował zdjęcia autorstwa swojego taty i swoje własne. Były zdjęcia śmieszne, ciekawe, dokumentujące życie w naszym mieście. Były też zdjęcia z Dolnego Miasta i to nas interesowało chyba najbardziej.

Ale głównie będzie to opowieść o historii pewnego zdjęcia.
Wtedy z Maćkiem spotkałam się ponownie. W wydanych przez Macieja albumach „Zdjęcia zwykłe niezwykłe” w części III – na stronie 57 umieścił on zdjęcie zrobione przez jego tatę w 1965 roku. Przedstawia ono przeprawę promową ze Świbna do Mikoszewa. Na promie stoi „Ogórek”, widać też grupę ludzi czekających na wyjście z cumującego promu. Na pierwszym planie rzuca się w oczy mężczyzna z dużym psem. Oglądając ten album pomyślałam o wszystkich naszych (czyli mojej mamy i taty, mojej siostry Krysi i moich) podróżach kolejką wąskotorową z dworca mieszczącego się za stadionem GKS na ul. Elbląskiej do babci mieszkającej wtedy w Jantarze. Przerwa w podróży była właśnie w Świbnie, gdzie pasażerowie przesiadali się na wspomniany prom. Przepływając Wisłę prom kończył swój rejs w Mikoszewie, a tam dalej wąskotorówka wiozła nas właśnie do Jantaru. Przyglądałam się uważnie zdjęciu i zauważyłam kilka postaci podobnych do… nas. Pomyślałam, że super by było zobaczyć w powiększeniu to właśnie zdjęcie i wspomniane postacie. Nawiązałam kontakt z KFP Macieja Kosycarza, podałam dokładnie o które zdjęcie mi chodzi i umówiłam się na spotkanie. Odszukane zdjęcie miałam okazję zobaczyć w powiększeniu na monitorze komputera. I rzeczywiście. Na zdjęciu jest moja mama, moja siostra i ja oraz ręka mojego taty z charakterystycznym zegarkiem Atlantic. Zakupiłam to zdjęcie. Otrzymałam je z certyfikatem. Wisi u mnie na ścianie jako zdjęcie rodzinne.

Od tego momentu Maciej zaczął mnie kojarzyć, że ja to ja… Przy tej ilości znajomych można stracić głowę. Ale On witał mnie zawsze z uśmiechem. Przy okazji różnych uroczystości starałam się zrobić Jemu zdjęcie, wysyłając je ze słowami: bo wiem, że fotografowie mają ich niewiele. Kiedyś robiąc koło siebie zdjęcia pogroził mi palcem i ze śmiechem powiedział: konkurencja. To był chyba najlepszy komplement, jaki usłyszałam od tak wspaniałego fotografa. Kiedy podpisywał mi kalendarz na 2020 rozmawialiśmy o następnym. Zapytałam, czy mógłby być ze zdjęciami Gdańska z góry i poprosiłam o chociaż jedno zdjęcie z Dolnego Miasta. Już nie powieszę kalendarza na 2021 rok… Bardzo Go nam będzie brakowało…

Autorka wspomnień: Elżbieta Woroniecka.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *