Mały krok człowieka…
50 lat. Kiedy to przeleciało?
Pamiętam to jakby to było wczoraj. Mieliśmy mały telewizor Belweder. Cała rodzina zasiadła przed nim w letni ciepły wieczór 20 lipca 1969 roku. Były wakacje, okazja podniosła, więc rodzice pozwolili nam wyjątkowo długo oglądać telewizję. Oczekiwanie na odłączenie się lądownika i tę chwilę, kiedy astronauta stanie na srebrnym globie urozmaicaliśmy sobie rozmowami, wyglądaniem oknem (jakby to coś dało, albo przyspieszyło bieg wydarzeń).
I nastąpił ten moment… drzwi do lądownika otworzyły się i pojawił się. Telewizor był czarno-biały, jakość obrazu nie była rewelacyjna. Przysunęliśmy się bliżej do ekranu. Zachłannie wpatrywaliśmy się w każdy ruch, oczekiwanie na ten pierwszy krok, zejście z drabinki. Ależ to były emocje.
I stało się. Neil Armstrong stanął na powierzchni księżyca. Wracał na tę drabinkę kilkakrotnie i zeskakiwał ciesząc się jak chłopiec. Przyciąganie na Księżycu jest mniejsze i człowiek jest pozornie lżejszy. Neil podskakiwał jak mały chłopiec. Po chwili za oknem wzeszło słońce. Ciepłe światło zalało i rozświetliło pokój. Nie było jeszcze budynku przed naszym domem. Słońce pojawiało się wówczas nad domami na ulicy Śluza. Było ogromne, czerwone, piękne i wyjątkowe. Poranek był wyjątkowy. Tam, w górze rozpoczęła się nowa epoka i ja mogłam tego doświadczyć. Mały krok dla człowieka, ogromny skok dla ludzkości…
I chociaż minęło 50 lat pamiętam tę noc spędzoną z rodzicami przed małym czarno-białym ekranikiem, tę ognistą kulę słońca pojawiającą się nad dachami kamienic na Dolnym Mieście i smak herbaty zaparzonej przez mamę…
Autorka wspomnień – Elżbieta Woroniecka.
Prezentowane zdjęcia pochodzą z rodzinnego albumu autorki.
Warto też przeczytać: