Mieszkałam na placu Wałowym pod numerem 15d
Na placu Wałowym mieszkałam w latach 1948-63 pod nr 15d. Nasz dom stał właściwie na terenie szkoły GTZN, potem przekształconej w Tech. Mech-El. Ale graniczył z placem Wałowym bramą obok południowej strony Zbrojowni. Chodziłam do Szkoły Podstawowej nr 7 opodal placu, więc to właśnie na nim bawiliśmy się w klasy, skakankę, (z bardzo wymyślnymi zadaniami) w wojnę, chociaż była to gra zabroniona (!), w piłkę, w chowanego. Na boisku naszej szkoły moda była na dwa ognie – graliśmy namiętnie w każdej wolnej chwili. Na placu Wałowym mieszkały moje serdeczne koleżanki – Krysia M., Grażyna S., Hania K. a w szkole – Krysia Sz. Kilka koleżanek z ul. Na Stoku dołączało do naszych zabaw. Zimą centrum rozrywek stanowiła „górka” czyli bastion Św. Gertrudy od północno-wschodniej strony. Zjeżdżaliśmy na łyżwach, sankach albo na czym popadło – na uliczkę pod ścianę drukarni. Ruch samochodowy był niewielki, ale i tak trzeba było trochę uważać.
W lecie wykorzystywaliśmy do kąpieli odnogę Motławy przy ul. Żabi Kruk (przystani tam chyba jeszcze nie było). Tuż obok w domu z pruskim murem mieszkała moja przyjaciółka Hania S. i tylko ta znajomość utrzymała się na dłuższe lata – szkoła średnia, studia… Z czasem „mała ojczyzna” placu powiększała się, rodzice pozwalali mi chodzić za Bramę Nizinną np. zbierać jasnotę, aby po ususzeniu „zarobić” na lody albo cukierki. Chodziłam również na ul. Rzeźnicką; w koszarach mieszkali żołnierze, po drugiej stronie był zakład fryzjerski i fotograficzny a dalej – cel częstych wypraw – sklep spożywczy. Nie zapomnę sposobu sprzedawania mleka: z dużej bańki ekspedientka nalewała specjalnym czerpakiem mleko do naczyń klientów, np. mniejszych baniek. Ówczesne mleko miało tę zaletę, że się zsiadało, czego nie można powiedzieć o współczesnym. Kiedy podrosłam pozwalano mi już chodzić dalej – do sklepów na ul. Ogarnej.
Po skończeniu Szkoły Podstawowej (rok 1954) uczęszczałam do I LO przy Wałach Piastowskich. Ale mieszkaliśmy nadal w tym samym domu pod nr 15d. Ojciec był najpierw dyrektorem GTZN, potem pracował w Technikum Mech.-El. i w Technikum Zaocznym. Z budynkiem tej szkoły przy ul. Augustyńskiego też wiążą się moje wspomnienia – pierwszy wyrwany ząb w gabinecie p. dr Bułakowskiej, przedstawienia teatru w auli szkolnej, potem kino, a w latach 1957-58 – sobotnie potańcówki, na które dziewczęta tłumnie przychodziły, bo chłopcy z technikum słynęli z urody i …twarzowych mundurów. Nam – uczennicom I LO zwanego klasztorem Dominika (od imienia zacnego dyrektora p. Wysockiego) zasadniczo nie wolno było bawić się w innych szkołach, ale nie pamiętam, żeby ktoś poniósł karę za to przewinienie. Boisko technikum służyło nam po południu do gry w siatkówkę, w lecie graliśmy do zmroku. Z dawnymi koszarami wiąże się jeszcze wspomnienie mojej pierwszej pracy w Zakładach Radiowych T-18 (od 1972 r. Unimor). Po maturze (1958) nie dostałam się na studia i zatrudniono mnie jako pracownika fizycznego oczywiście po krótkim przeszkoleniu. Produkowaliśmy „Neptuny”, ale ważne dla nas było życie towarzyskie – na taśmie pracowało wiele młodych osób – tuż po maturze lub trochę starszych. Na wiosnę 1959 r. odeszłam, aby się uczyć i zdawać drugi raz na Uniwersytet Warszawski.
PS Ponieważ w przewodnikach Opowiadaczy zamieszczone są sylwetki zasłużonych dla miasta osób, więc pragnę zaznaczyć, ze w naszym domu pod nr 15d mieszkał przez kilka lat (1953-1960) prof. Józef Szczekot – później znany chirurg a mąż mojej siostry. Tu wychowywał się też ich syn Wojciech.
Gdybym miała napisać list do którejś z dawnych koleżanek, to pewnie brzmiałby on tak: Pamiętasz (Haniu, Krysiu…) ten cudowny smak tranu podawany przez Panią na dużej przerwie jedną łyżką każdemu dziecku i prędko zagryzany skórką od chleba? A czujesz jeszcze uderzenia piłką przez Henię w czasie gry w dwa ognie? Henia miała najskuteczniejsze rzuty! Albo jak biłam się o coś z Jankiem, a jego brat Antek nam sekundował? A pochody pierwszomajowe – obowiązkowe. Raz nawet wyłowili mnie z tłumu i stałam na trybunie pod dworcem „odbierając” defiladę? Ale wstyd. A jak buczałyśmy na wieść o śmierci Stalina? Wpadłam do domu z płaczem, a mama uspokajała mnie, pewnie ciesząc się w duchu. Dzieciom nie wolno było mówić o polityce, dlatego moje pokolenie (i nie tylko) nie znało odczuć i poglądów starszych. A szkoda…
Archiwalne kolorowe zdjęcie budynku na placu Wałowym 15d pochodzi z 1998 roku i zostało osobiście zrobione przez autorkę wspomnień. Czarno-białe zdjęcie GTZN pochodzi od p. Artura Sakowskiego. Zdjęcie z dziećmi na ulicy pod Zrębem pochodzi ze zbioru p. Teresy Bastrzyk. Autorką zdjęć współczesnych jest Elżbieta Woroniecka. Pierwsza strona „Dziennika Bałtyckiego” z 6 marca 1953 roku (numer 56) pochodzi z Bałtyckiej biblioteki Cyfrowej.
Autorka wspomnień – Maria Janiszewska-Jaderny (Tarnów 04.01.2019)
PS [od redakcji] W 2018 roku dom Pani Marii wyglądał już niestety tak jak na załączonych zdjęciach
Dzieki