Mieszkałem na Dolnej 10a – wspomina Kazimierz Furmańczyk (część I)

1/ Z Rawicza do Gdańska

Mój tato w 1948 roku otrzymał mieszkanie służbowe w Gdańsku, z zakładu pracy DALMOR w Gdyni. Było ono zlokalizowane na terenie „Dolnego Miasta”, przy ul. Dolnej 10a. Była to uliczka poprzeczna do Łąkowej, niewiele zniszczonej w czasie wojny. Natomiast „nasz” dom był z trzech stron otoczony gruzami. Dla mnie, jako 5-letniego dziecka była to ogromna różnica pomiędzy krajobrazem Rawicza, w którym śladów wojny nie dostrzegałem i potwornie zniszczonym Gdańskiem. Jako dziecko jednak szybko przywykłem do przygnębiającego widoku gruzów i razem z kolegami mieszkającymi w pobliżu bawiliśmy się w tych gruzach, wśród szkieletów przedwojennych domów.

Kazimierz Furmańczyk - szkolne zdjęcie.

Wprowadziliśmy się do kamienicy, na trzecim piętrze, a z okien mieszkania w otoczeniu widoczne były same gruzy. Jako dziecko, myślałem, że widocznie tak musi być i musimy sobie radzić w otaczającej rzeczywistości. Dopiero z upływem lat, gdy uprzątano gruzy, zacząłem stopniowo dostrzegać piękno odbudowanego Gdańska.
Z okien na trzecim piętrze kamienicy przy ul. Dolnej 10a, gdzie mieszkałem w latach 1948-1969 roztaczał się piękny widok na stare miasto oraz zrujnowaną część Wyspy Spichrzów oraz Dolnego Miasta. Mogłem też śledzić postępy w likwidacji gruzowisk, porządkowaniu obszaru i nowego zagospodarowania terenu, Okno w kuchni wychodziło na wprost ul. Jaskółczej. Początkowo był to widok w 50% na „morze gruzów”. Po drugiej stronie ulicy Dolnej stały dwa ocalałe domy, a dalej, wzdłuż ul. Jaskółczej ciągnęły gruzy aż do Łaźni Miejskiej. W prawo natomiast, cały kwartał: ulice Jaskółcza, Kamienna Grobla aż do Ułańskiej i Szuwary leżały w gruzach. Chodzenie wśród tych gruzów, odkrywanie ścieżek i przejść było wówczas dla mnie znakomitą przygodą.

c.d.n.

Autor wspomnień widoczny też na zdjęciu – Kazimierz Furmańczyk

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Danuta Zaremba pisze:

    Witam, znam ten dom, jeśli się nie mylę – to mieszkali tam na parterze moi rodzice chrzestni – Franciszek i Leokadia Czaja z dziećmi i mamą cioci Lodzi. Również przez pewien czas mieszkali kątem z nimi moi rodzice Monika i Jan Mechlinscy. Czy pamięta ich Pan? Czy dobrze kojarzę ? Pozdrawiam serdecznie Danuta Zaremba

  2. Szanowna Pani Danuto, mam już 81 lat i wiele faktów pamiętam pobieżnie. Pamiętam, że w mieszkaniu narożnym mieszkali przemili Państwo Czajowie. Nie pamiętam ich imion (dziękuję za przypomnienie). Mieszkali z dziećmi i chyba z jakąś starszą osobą. Prawdopodobnie zetknąłem się również z Państwem Mechlińskimi, ale faktu tego nie mogę skojarzyć, gdyż ciągle u Państwa Czajów było dużo ludzi. Kontakt z Państwem Czajami był bardzo miły, byli to bardzo uczynni i pomocni ludzie.

  3. Beata Michno pisze:

    Mieszkałam na Łąkowej 50 blisko opisywanego miejsca, ale też pamiętam Państwa Czajów, a raczej ich syna – Romana, z którym chodziłam do jednej klasy. Pozdrawiam Cię Kaziku razem z bratem Andrzejem, Beata Michno (z domu Niepiekło)

  4. Beatko, bardzo mi miło,że się odezwałaś. Gdy chodziłem do szkoły, bywałem u Was w domu dosyć często. Na Waszym podwórku przy trzepaku bawiliśmy się razem: Ty, Twoja siostra Małgosia i Twój brat Andrzej. Ciekaw jestem, jakie były i są Twoje (Wasze) losy? Z Andrzejem miałem kontakt aż do jego wyjazdu do RPA (chyba?). Jestem w tej chwili na emeryturze (80lat) w Szczecinie. Ostatnio byłem profesorem w Uniwersytecie Szczecińskim. Odpowiedz , proszę tutaj w komentarzach, lub na mój mail prywatny-służbowy. Bardzo serdecznie pozdrawiam. Kazimierz Furmańczyk. PS Pamiętam i znałem też Twoich rodziców, często bywałem u Was w domu. W pokoju mieliście piękny piec kaflowy (chyba ciemnozielony) z duchówką zamykaną na śliczne, ażurowe drzwiczki. Niecierpliwie czekam na dalszy kontakt.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *