Mieszkałem na Dolnej 10a – wspomina Kazimierz Furmańczyk (część XI)

Część I, Część II, Część III, Część IV, Część V, Część VI, Część VII, Część VIII, Część IX, Część X

8/ Szkoła Podstawowa nr 4 (część III) i inne tematy

Pod koniec szkoły podstawowej mojemu Tacie coraz trudniej było znaleźć pracę w Trójmieście. I dlatego wyjechał „za pracą” do Warszawy, swojego rodzinnego miasta. Mimo bardzo trudnej sytuacji materialnej, w jakiej się znajdowaliśmy, rodzice starali się, żebym każde wakacje spędzał poza miastem. Zazwyczaj bywałem w Kozienicach, skąd pochodzi moja Mama.

Kozienice - 1965 rok - Skrzyżowanie ulicy Lubelskiej z Radomską.

Kozienice – lata 60.

Przebywałem tam zazwyczaj u pp. Jastrzębskich. To byli bliscy znajomi mojej Mamy, u których miałem okazję obserwować jak wygląda zwykły dom parterowy kryty gontem. Albo co to jest strych, do którego wchodzi się po stromej drabinie, na którym suszyły się owoce, grzyby i zioła. Na podwórku była studnia z kołowrotkiem i wiadrem na wodę uwiązanym na łańcuchu. Czasami w tym wiadrze opuszczano w metalowej kance mleko, żeby je schłodzić. Ze śmietany, która się na nim utworzyła sporządzano masło.
Do przechowywania produktów mięsnych, mleka, serów itp. służyła ziemianka wykopana w ziemi do ok. 1 m. głębokości na podwórku, z małym daszkiem. Było w niej zimno, mimo upału na zewnątrz. (W tym czasie nie było lodówek). W zimie, utrzymywała się tam podobno lekko dodatnia temperatura mimo mrozu na zewnątrz. Był też składzik , w którym znajdowały się różna narzędzia gospodarskie, które z zainteresowaniem poznawałem. Był tam również zgromadzony opał na zimę: drewno i węgiel. Na końcu podwórka była toaleta w postaci t.zw. „sławojki”, a tuż przy domu niewielki ogródek warzywny. Piękny, lecz niewielki ogródek kwiatowy znajdował się po drugiej, frontowej stronie domu. Myliśmy się w kuchni (najcieplejszym miejscu w domu) w dużej miednicy, a wodę wylewało się „do ogródka”, lub po prostu „na podwórko”.
Czasami p. Bartłomiej brał mnie „na pole”. Jechaliśmy prawdziwym wozem drabiniastym. Pokazywał mi jak rośnie zboże, jak się je kosi, zbiera, młóci i zawozi do młyna. Pani Jastrzębska pokazywała mi jak się doi krowę i kozę. Pokazywali mi też – jak się wyrabia i piecze chleb. Dla mnie, dziecka wychowującego się wśród gruzów dużego miasta, było to świetne urozmaicenie i nauka innego, bardziej naturalnego sposobu życia. Bardzo ich lubiłem za ich delikatność i cierpliwość.

Pamiętam, że jeździłem tam z Mamą w pierwszych latach szkoły podstawowej. W późniejszych latach wyjeżdżałem tam już tylko sporadycznie. W czasie tych pobytów odwiedzaliśmy znajomych moich Rodziców, naszą dalszą rodzinę ze strony Mamy i cmentarz. Mama pokazywała mi, gdzie chodziła do szkoły, kościoła, gdzie bawiła się w lesie, nad jeziorem i nad Wisłą. W czasie rodzinnych wypraw do Warszawy odwiedzaliśmy bardzo liczną rodzinę mojego Taty. Wszędzie byłem bardzo serdecznie przyjmowany. W Częstochowie bywałem u Cioci Oli (bratowej mojego Taty). Był tam pięknie utrzymany ogród, w którym lubiłem „buszować” oraz miałem już kolegów, z którymi mile spędzałem czas. Z moimi kuzynami chodziliśmy na ryby i do lasu.

Kazimierz Furmańczyk - opinie ze Szkoły Podstawowej nr 4 w GdańskuPewnego roku, w czasie roku szkolnego byłem chyba 1-2 miesiące jesienią w Szklarskiej Porębie (być może w jakimś sanatorium). Widziałem wówczas „zakręt śmierci”, który wywarł na mnie duże wrażenie. Pamiętam, że mieliśmy lekcje oraz dużo wycieczek (nie mogę znaleźć jakiegokolwiek dokumentu na poświadczenie tego faktu). Wydaje mi się, że było to w pierwszej połowie Szkoły Podstawowej. W drugiej połowie Szkoły Podstawowej byłem mocno zaangażowany w działalność w Harcerstwie. Wszystkie zajęcia związane z Harcerstwem były świetnie przygotowane, prowadzone w atrakcyjny sposób, a osiągnięcia sprawiały dużą satysfakcję.

Zbysław Cieślak - zdjęcie harcerzaDziałalność ta rozciągnęła się prawie do matury, dlatego postaram się opisać to w odrębnym rozdziale. W szkole nie miałem z nauką problemów, gdyż razem ze Zbigniewem Mierzejewskim byliśmy najlepszymi uczniami w szkole. Żałuję ogromnie, że nasze drogi: ze Zbigniewem Mierzejewskim i Zbysławem Cieślakiem (na zdjęciu obok), po skończeniu „Podstawówki” rozeszły się. Nie wiem nawet do jakich szkół średnich zdawali.

Róża (siostra Kazimierza Furmańczyka) z synem Adamem na ulic DolnejW czasie, gdy byłem w SP nr 4 – mój brat Zdzisław skończył studia farmaceutyczne w Warszawie i podjął tam pracę. Siostra moja Róża ukończyła Szkołę Pielęgniarską w Poznaniu oraz Szczecinie i przyjechała do nas do Gdańska. Po urodzeniu syna Andrzeja, pracowała w szpitalu przy ul. Śluza. Później w szpitalu klinicznym AMG. A następnie w Szpitalu Morskim w Gdyni. Zmarła w 1971 roku.

c.d.n.

Autor wspomnień oraz posiadacz zaprezentowanego w artykule szkolnego dokumentu, książki oraz zdjęć kolegi Zbysława i siostry Róży z synem Adamem – Kazimierz Furmańczyk.
Zdjęcie Kozienic z 1965 roku pochodzi z profilu Dawne Kozienice.

P.S. Z czasów szkolnych została panu Kazimierzowi jeszcze jedna pamiątka – nagroda książkowa z 1957 roku.

W górach Atakamy - nagroda książkowa dla Kazimierza Furmańczyka

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *