Mieszkałem na Dolnej 10a – wspomina Kazimierz Furmańczyk (część XIV)
Część I, Część II, Część III, Część IV, Część V, Część VI, Część VII, Część VIII, Część IX, Część X, Część XI, Część XII, Część XIII
9/ I Liceum Ogólnokształcące w Gdańsku (część III)
Moje kolejne wspomnienia dotyczą następujących wydarzeń. Pamiętam jak w jednym roku zorganizowano w szkole (nie pamiętam z jakiej okazji) występy uczniów. Utworzono wówczas coś w rodzaju szkolnego teatrzyku. Powstał też z tej okazji zespół pieśni i tańca. Odgrywaliśmy jakąś scenę – chyba z czasu Rewolucji Październikowej. Zapamiętałem, że uczyliśmy się śpiewać i tańczyć „polkę- kaszubkę”. Śpiewaliśmy oczywiście po kaszubsku. I występowaliśmy w strojach kaszubskich. Nigdy nie przypuszczałem, że będę w stanie śpiewać po kaszubsku, ubrany w kaszubski strój regionalny. Było to dla mnie wielkie przeżycie. Wszyscy mieliśmy potężną tremę.
Tak się złożyło, że osoby siedzące w rogu klasy (z kilku najbliższych ławek) zbliżyły się do siebie tworząc grupę chętnie współpracujących ze sobą. Byli to: Grażyna Okoniewska (późniejsza architektka i urbanistka), Hania Wrzesińska, Krzysztof Naumiuk, Stefan Ciecholewski (późniejszy prezes SARP), Marysia Hellmann (późniejsza profesor chemii), Zbigniew Jankowski (późniejszy mechanik od Cegielskiego) i ja. Czasami dołączali do nas też inni koledzy i koleżanki tacy jak: Bogdan Wilski (późniejszy ekonomista), Andrzej Malinowski (późniejszy automatyk), Jolanta Lothe (późniejsza aktorka), Emma Popik (późniejsza pisarka SF), Bożena Franaszczuk. Po maturze całą klasą długo jeszcze utrzymywaliśmy kontakty prywatne. A szczególnie długo kontaktowała się ze sobą wymieniona grupa. Co mniej więcej 10 lat organizowaliśmy nieformalne spotkania całej kasy (o ile było to możliwe). Pomocne to było w uaktualnianiu danych kontaktowych i wymianie informacji:
co kto robi?
W większości przypadków kontakty te utrzymujemy do dzisiaj.
Wspominałem już, że siedziałem w jednej ławce ze Zbyszkiem Jankowskim. W ostatnich miesiącach przed maturą często odwiedzaliśmy się wzajemnie w domu, do wieczora ucząc się. Zbyszek mieszkał na Zielonym Trójkącie. Wieczorem odprowadzał mnie do tramwaju linii osiem, abym mógł bez przesiadek dojechać do domu na Dolną. Przechodząc przez przejazd kolejki jadącej z Głównego do Nowego Portu zauważyliśmy, że jakaś kobieta i mężczyzna stoją przy słupie podtrzymującym trakcję, kłócąc się i żywo gestykulują. Domyśliliśmy się, że mężczyzna chce popełnić samobójstwo, a kobieta chce go powstrzymać. Podeszliśmy do nich i mocno przytrzymaliśmy mężczyznę aż do przyjazdu kolejki. Kobieta była zdziwiona, ale nie reagowała. Gdy kolejka minęła nas, puściliśmy go. Kobieta bardzo nam podziękowała za interwencję. Zobaczyliśmy, że zgodnie odchodzą w swoją stronę, więc my poszliśmy dalej na przystanek tramwajowy. Gdy wracałem ulicą Łąkową od przystanku na Ułańskiej w kierunku Dolnej, zauważyłem w bramie dwóch stojących chłopaków. Jeden z nich ruszył w moim kierunku, ale drugi powiedział do niego:
zostaw go, on tu mieszka!
W taki to sposób, jednego dnia (wieczora) miałem dwa emocjonalne zdarzenia. Dochodząc do „swojej kamienicy” na Dolnej, stwierdziłem, że w „swojej” dzielnicy czuję się bezpiecznie.
Wracając do szkolnych historii – bardzo ciekawe i wszechstronne były zajęcia z wychowania fizycznego. W sali gimnastycznej uczyliśmy się elementów gier zespołowych. Były to – piłka ręczna, koszykówka, siatkówka. Okazało się, że nie są one takie trudne, trzeba tylko nabrać wprawy. Ciekawe były również różnego rodzaju skoki (skrzynia, kozioł), ćwiczenia na linie, równoważni itp. W szkole podstawowej były one w bardzo ograniczonym zakresie. Najbardziej lubiłem ćwiczenia na podwórku – na szkolnym boisku. Szybko okazało się, że bardzo dobrze „wychodzi mi” bieg na 60 m. oraz skok w dal. Szybko awansowałem do reprezentacji szkoły i startowałem nawet na zawodach międzyszkolnych i wojewódzkich. Nauczyciel wychowania fizycznego – p. Hieronim Czarnecki skierował mnie nawet do klubu MKS-Gdańsk na treningi w sprincie i skoku w dal. Dostałem tam wówczas specjalne buty typu „kolce”, dzięki czemu wyniki moje nieco poprawiły się. Trenowałem na boisku-stadionie TME. Treningi te były tak intensywne, że do domu wracałem potwornie zmęczony. Do dzisiaj pamiętam, jak mama obserwowała te ogromne ilości pochłanianego przeze mnie po takim treningu jedzenia. W pewnym momencie uświadomiła mi, że moim głównym obowiązkiem jest nauka. A ja przecież dodatkowo podjąłem się również działalności w Harcerstwie. A do tego jeszcze dochodziły – działalność w kółku geograficznym w szkole i MDK. A po treningach jestem zbyt zmęczony, aby temu wszystkiemu podołać – na koniec podkreśliła. Teraz sądzę, że głównym argumentem był zwyczajnie brak pieniędzy na dodatkowe jedzenie dla mnie. Byłem wtedy w klasie IX czy X i musiałem zacząć przygotowywać się do matury. Zrezygnowałem wówczas ze sportu wyczynowego (LA). A w X klasie oddałem też komuś innemu drużynę harcerską. Poza tym, na zajęciach z Przysposobienia Wojskowego (PW) okazało się, że bardzo dobrze strzelam, więc zgodnie z sugestią nauczyciela PW p. Jana Lisa zacząłem uczęszczać na strzelnicę LPŻ, co było dla mnie stosunkowo mało absorbujące. Uznałem, że mama miała rację, bo w krótkiej perspektywie czekała mnie matura, a później egzaminy wstępne na jakąś Uczelnię. Do tej mojej działalności harcerskiej i sportowej jeszcze wkrótce powrócę niejeden raz.
Mieliśmy wspaniałego nauczyciela geografii p. Eugeniusza Andrzejewskiego. Wspaniale prowadził zajęcia, czym zachęcił wielu uczniów do przynależności do kółka geograficznego, które prowadził w bardzo interesujący sposób. Prowadził również zajęcia w sekcji geograficznej w MDK we Wrzeszczu. Z chęcią i zapałem uczestniczyłem również w tej sekcji. Organizował tam dużo wycieczek i obozów.
Tak wyglądały zajęcia w kółku geograficznym.
To na tych zajęciach p. Eugeniusza nauczyłem się: jeździć rowerem, pływać kajakiem, jeździć na nartach. Dużo też chodziliśmy na wycieczki piesze zdobywając odznaki turystyki pieszej i należeliśmy do PTTK. Jego lekcje geografii, prowadzone kółko i sekcja geograficzna w MDK na dobre rozbudziły we mnie zamiłowanie do wędrówek, podróży i poznawania świata. Powoli dojrzewała we mnie decyzja o wyborze kierunku studiów. Wahałem się między wyborem Geografii i Kartografii na Uniwersytecie Warszawskim oraz Geodezją i Kartografią na Politechnice Warszawskiej. Widziałem, że Rodzice widząc moje szerokie zaangażowanie pozanaukowe mieli pewne wątpliwości czy podołam moim zamiarom, lecz nie słyszałem od nich ani słowa zwątpienia, lub sugestii zmiany decyzji, mimo, że było im materialnie bardzo ciężko. Jestem im za to bardzo wdzięczny.
Do matury przystąpiłem w maju 1961 roku.
Spróbowałem po latach przypomnieć sobie imiona i nazwiska wszystkich osób z powyższego maturalnego zdjęcia.
Uczniowie od lewej:
Bogdan Wilski, Śliwiński, Jaworski, Zbigniew Jankowski, Stefan Ciecholewski, Paweł Wilk, Andrzej Malinowski, Krzysztof Naumiuk, Wojciech Nitecki, Wojciech Boniecki, Mirosław Bytner, Jan Romanowski, Kazimierz Furmańczyk.
Uczennice od lewej:
Jadwiga Górska, Maria Hellmann, Henryka Kostiuk (Emma Popik), Ewa Bielniak, Danuta Bohuszewicz, Leokadia (Lidia) Sadowska, Elżbieta Białkowska, Maria Waszkiewicz, Jolanta Lothe, Joanna Gudełajtis, Grażyna Okoniewska, Maria Wróblewska, Renata Gerus, Bożena Franaszczuk, Krystyna Sosnowska, Izabela Fijałkowska, Magdalena Kopaczew, Hanna Wrzesińska, Wiesława Mogielnicka, Stanisława Chmielewska.
Nauczyciele od lewej:
Renata Klinger (język angielski), Lucyna Skonieczna (matematyka), Wasilewska-Trzuskawska (biologia), Iwaniukowicz (fizyka), Antoni Księżopolski (język rosyjski, nasz wychowawca), Doczkałowa (wicedyrektor), Jan Rozumiłowski (historia), Małczyński (WOS), Zygmunt Wasilewski (PW), Noetzel (chemia).
Nauczyciele nieobecni na zdjęciu:
Dominik Wysocki (dyrektor), Janina Pyrzakowska (język polski), Jan Lis (historia i PW), Hieronim Czarnecki (WF), Supera (chemia), Eugeniusz Andrzejewski (geografia).
c.d.n.
Autor wspomnień oraz posiadacz wszystkich klasowych zdjęć – Kazimierz Furmańczyk.
dobre
Szanowny Panie, ciszę się bardzo, że moj trochę nieudolnie napisane wspomnienia, spodobały się Panu. Serdecznie pozdrawiam, Kazimierz Furmańczyk
Bardzo przyjemne wspomnienia. Ja maturę zdawałam w 1951r.,ale na zdjęciu jest, i we wspomnieniach przywołał Pan mojego brata Stefana Ciecholewskiego.
Opowiedziana przez Pana historia wywołała we mnie tyle wspomnień. Bardzo dziękuję za to.Serdecznie pozdrawiam Ewa Kolanowska
/Ciecholewska/
Tak się zasugerowałam wspomnieniami,że podałam rok rozpoczęcia nauki ,a nie matury. Maturę zdawałam w 1955r.
Szanowna Pani Ewo, jest mi niezmiernie miło, że byłem w stanie przywołać w Pani pamięci bardzo miłe wspomnienia z dawnych lat. W szkole byliśmy w tej samej „paczce”,. Po maturze nasze drogi trochę rozeszły się, gdyż ja poszedłem na studia do Warszawy, a po studiach pracowałem początkowo w Gdańsku (UG), a później w Szczecinie (USz), gdzie jestem do chwili obecnej. Ok. 10 lat temu odnowiłem kontakt ze Stefanem, nawet spotkaliśmy się w Gdańsku na miłych wspominkach. Stefan pozostanie w mojej pamięci jako mądry człowiek i serdeczny kolega. Bardzo serdecznie Panią pozdrawiam, Kazimierz Furmańczyk
Wszystkie części bardzo ciekawe, bardzo dużo Pan pamięta – pozazdrościć tylko świetnej pamięci !
Tyle wspomnień, tyle imion, nazwisk. No i ciekawostek… Bardzo, bardzo dziękujemy !
Szanowna Pani Beato, dziękuję bardzo za komplement dotyczący mojej pamięci. Tak dobra „pamięć” dotycząca klas maturalnej jest w dużej mierze zasługą koleżanek i kolegów z tej klasy, z którymi utrzymuję nadal stały kontakt telefoniczny/mailowy. Może Pani porównać z liczbą pamiętanych przeze mnie nazwisk koleżanek i kolegów ze szkoły podstawowej. Tym niemniej bardzo dziękuję za komentarz i bardzo serdecznie pozdrawiam, Kazimierz Furmańczyk