Mieszkałem na Dolnej 10a – wspomina Kazimierz Furmańczyk (część XXXIII)

Część I, Część II, Część III, Część IV, Część V, Część VI, Część VII, Część VIII, Część IX, Część X, Część XI, Część XII, Część XIII, Część XIV, Część XV, Część XVI, Część XVII, Część XVIII, Część XIX, Część XX, Część XXI, Część XXII, Część XXIII, Część XXIV, Część XXV, Część XXVI, Część XXVII, Część XXVIII, Część XXIX, Część XXX, Część XXXI, Część XXXII

22/ Stan wojenny i później

Na początku, chciałbym opisać pewien trochę dziwny zbieg wydarzeń.
Otóż po opublikowaniu elementów mojej pracy doktorskiej w 1977 roku, otrzymałem list z NRD od pracownika Urzędu Meklemburgii i Pomorza Przedniego (odpowiednika naszego Urzędu Morskiego). Pisał on w nim, że jest zainteresowany metodyką określania batymetrii strefy brzegowej, którą opisałem w moim doktoracie, z prośbą o bardziej szczegółowe wskazówki. W końcu ustaliliśmy, że nadawca tego listu odwiedzi mnie w Gdańsku latem 1980 roku.
I faktycznie przyjechał gdzieś na początku sierpnia… w towarzystwie koleżanki z innego działu (tak ją przedstawił). Rozpoczęliśmy rozmowy merytoryczne, bardzo interesujące. W czasie rozmów zauważyłem, że Pani jest słabo zainteresowana rozmową merytoryczną i po prostu nudzi się. Zaproponowałem po paru godzinach przerwę obiadową. Gdy wyszliśmy „na miasto”, całe oplakatowane, pani poprosiła, aby przetłumaczyć jej co jest napisane na wszystkich plakatach. I wytłumaczyć – dlaczego te plakaty wiszą?, jaki jest tego kontekst? itp. W tym momencie uświadomiłem sobie rolę tej Pani. Tym bardziej, że widziałem mocno zażenowaną minę kolegi Niemca. Po obiedzie dokończyliśmy rozmowy merytoryczne i odprowadziłem ich na dworzec. Po tej wizycie kolega już nie odezwał się. A ja po 1985 wyjechałem do Szczecina i zapomniałem o sprawie.
Około 1992 roku brałem udział w delegacji  Szczecina. Wyjazd był chyba do Greifswaldu na oficjalne rozmowy o współpracy naukowej. Jakież było moje zaskoczenie, gdy wśród członków delegacji niemieckiej po dwunastu latach zobaczyłem mojego kolegę – tego Niemca. Przywitaliśmy się bardzo serdecznie. Pytał mnie, czy miałem jakieś nieprzyjemności związane z jego wizytą u mnie? Przeprosił mnie za wizytę „tej Pani”. Ale nie miał wówczas sposobności uprzedzić mnie o tym. To był początek naszej współpracy.

Marta - córeczka p. Kazimierza FurmańczykaParę dni przed wprowadzeniem „Stanu Wojennego” przyszła na świat moja ukochana córeczka Marta, co zmieniło mój tryb życia. Musiałem więcej pomagać żonie, a nieco mniej angażować się w sprawy Solidarności. Czas był wyjątkowo trudny: brak łączności, brak towarów w sklepach, wszystkie najniezbędniejsze towary na kartki. Największy kłopot sprawiały środki odżywcze dla noworodków, środki czystości i pieluchy dla nich. Mocno uciążliwe czasowo było też pranie pieluch bez pralki automatycznej. Jednak uśmiech dziecka wynagradzał wysiłek i dodawał siły.
Otrzymaliśmy też z naszej parafii na Przymorzu środki czystości i odżywki dla dzieci, co znacznie ułatwiło nam „codzienność”.  Uprzedzając pewne fakty – po blisko dwóch latach przyszła na świat nasza druga wspaniała córeczka Izabela. Co to była za radość?! Ale i ogrom obowiązków. Miałem przecież moc dydaktyki i prac badawczych. Jestem pełen wdzięczności i podziwu dla mojej małżonki Jolanty, że „dawała dardę”  w tej sytuacji. Mieściliśmy się w jednym pokoju z kuchnią. Cokolwiek czytać, lub pisać można było tylko „na kolanach”, lub na ministoliczku (1×0,5m) w kuchni (2x2m). Dzieci dodają jednak ogrom energii.
Książki z drukarni podziemnejW tym czasie przygotowywałem następne publikacje i prowadziliśmy badania. Pewnego dnia w Instytucie przygotowywałem z  Krystyną Niewińską-Sznajderską sprawozdanie z badań antarktycznych, gdy nagle wpadł z impetem do pokoju Jacek Kozłowski z sąsiedniego Zakładu, cały spocony, dźwigając ogromną torbę. Rzucił ją na ziemię przed nami i powiedział (o ile dobrze pamiętam) coś w ten sposób:

zróbcie coś z tym; rozdajcie ludziom, lub ukryjcie, bo miałem dzisiaj rano „kipisz” w domu, ale na szczęście niczego nie znaleźli. Nie wiem, czy nie wrócą.

Otworzyliśmy torbę, a tam literatura nielegalna z drukarni podziemnej. Szybko rozprowadziliśmy  wszystko wśród  koleżanek i kolegów z naszego Koła Solidarności. Zostawiłem sobie kilka egzemplarzy na pamiątkę  (część z nich zamieszczam na zdjęciu.)  Jacek Kozłowski działał wtedy w Solidarności w grupie Jana Krzysztofa Bieleckiego (późniejszego Premiera). Natomiast sam Jacek został w późniejszym czasie wojewodą mazowieckim. Więcej informacji o nich można znaleźć w Wikipedii.

Jacku, chwała Ci za to !!!

Iza i Marta - córeczki p. Kazimierza Furmańczyka

Córeczki p. Kazimierza Furmańczyka – z lewej Izabela, z prawej Marta

Po zakończeniu Stanu Wojennego niewiele się zmieniło. Ludzie radzili sobie, jak mogli. Zaopatrzenie w mięso organizowane było społecznie: z grupy osób w pracy wysyłano jednego kolegę (mającego znajomych, lub kogoś z rodziny na wsi), który przywoził np. pół świniaka do podziału. Podobnie było z drobiem i nabiałem. Od swoich rodziców słyszałem, że podobnie organizowali swoje zaopatrzenie w żywność mieszkańcy miast w czasie okupacji podczas II Wojny Światowej. (znamienne porównanie).
Rosło niezadowolenie społeczne, a przecież jakoś musieliśmy żyć. Dodawała nam siły „nadzieja”. Brakowało nie tylko żywności. Z dwójką dzieci, nawet najwspanialszych był duży problem czasowy z praniem. Kiedyś stałem prawie całą noc w kolejce po pralkę (automatyczną, lub półautomatyczną). Do mnie już nie wystarczyło, niestety. Została tylko jedna pralka, jugosłowiańska, uszkodzona, której nikt nie chciał kupić. Zdecydowałem się, mimo wysokiej ceny, bo współpracowałem z fizykami i mechanikami, więc miałem nadzieję, że pomogą ją naprawić. W domu okazało się, że miała tylko skrzywioną nóżkę i po 5 minutach była już gotowa do użytku. Wielka pomoc i oszczędność czasu.

Okładka streszczeń referatówW 1984 roku odbyła się w Warszawie XI Ogólnopolska Konferencja Fotointerpretacji, w której wzięliśmy udział ze studentami (Jola Hus, Leszek Hus, Jurek Prajs)  z referatem o interpretacji zdjęć satelitarnych obszarów antarktycznych,  z pracownikami z CLO w Warszawie (Marek Daszkiewicz, Jacek Galas) , o metodzie interpretacji falowania wiatrowego, z pracownikami I.Mat. UG (Joachim Domsta i Edmund Chabowski) o  spektroalbedomierzu własnej konstrukcji. Byliśmy wtedy zaliczani do grupy najprężniej rozwijających się ośrodków fotointerpretacyjnych, a wszystko to dzięki koleżeńskiej współpracy z kolegami z Instytutu Matematyki UG oraz CLO w Warszawie oraz naszych, zdolnych studentów.

c.d.n.

Autor wspomnień i prawie wszystkich udostępnionych materiałów zdjęciowych – Kazimierz Furmańczyk.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *