Mój ojciec przymusowo pracował w garbarni na Łąkowej
Mój ojciec – Leon Żynda – urodzony w 1910 roku, zamieszkały w Ostrowitem gmina Gniew posiadał przed wojną gospodarstwo rolne.
W czasie II wojny światowej pewnej nocy do domu mojego ojca przyszli żołnierze niemieccy (SS) z rozkazem natychmiastowego opuszczenia gospodarstwa. Całą rodzinę, siostry z dziećmi załadowali na samochody i wywieźli do obozu w Potulicach koło Bydgoszczy. Z tej samej wioski Ostrowite zabrali jednocześnie więcej rodzin. Ojciec mój był z obozu wywożony do przymusowej pracy – tak do kamieniołomów koło Brodnicy jak i do garbarni w Gdańsku na ulicy Łąkowej.
Mój ojciec był szczupłym człowiekiem. Zmuszano go do bardzo ciężkiej pracy. Kiedy ojciec wspominał – a ciężko było mu o tym mówić – stał przy nim SS-man z pistoletem, który nie dawał ani chwili odpoczynku. Pomimo tego, że ojciec był zmęczony, był cały czas poganiany przez SS-mana uderzeniami kolbą w głowę. Ojciec opowiadał również, jak na jego oczach Niemiec zatłukł ciężarną kobietę, a mój ojciec musiał po nim posprzątać.
Do jedzenia dostawał suchy chleb. Czarny jak kawa. Lecz tym chlebem dzielił się jeszcze ze swoimi dziećmi, aby nie umarły z głodu. Dostawał też zupę, ale była ona rzadka jak woda.
Więcej nie pamiętam z opowiadań ojca, ponieważ dużo nie mówił na ten temat. Zawsze bardzo to wszystko przeżywał, ilekroć powracał do wspomnień z tamtego okresu.
Na przedwojennych rysunkach widać budynki farbiarni i przyrządzalni w zakładach Artura Petzolda na Weidengasse 35/38 (Źródło – „Piłsudczycy„. Numer 9-10 z 1934 r., str. 28).
Autorka relacji: Gabriela Grossa z domu Żynda (córka pana Leona).