Mój tata Czesław Chorążewicz (część I)

Mój tata Czesław Chorążewicz urodził się 1 marca 1923 roku w miejscowości Chwarzno, 3 kilometry od Starej Kiszewy na Pomorzu Gdańskim.
Jego ojciec Piotr, Kurp z Charciabałdy wraz ze swoją żoną Marianną z d. Felau przybył na te tereny z emigracji w USA.
Mając 7 lat tata doznał ogromnej straty – w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła jego matka. Na zawsze zapamiętał, że nosiła go w ramionach, śpiewała mu piosenki i tuliła go.
W przeciwieństwie do mamy jego ojciec był bardzo surowym człowiekiem i często bił małego Czesia – za łzy chłopiec dostawał dodatkową porcję razów, szybko więc nauczył się tłumić ból i jedynie w samotności ukryty w zbożu mógł sobie popłakać. Małe dziecko pozostawione bez matki musiało nauczyć się dawać sobie radę w okrutnym i twardym życiu, dodatkowo w domu panował niedostatek i czworo dzieci musiało same troszczyć się o pożywienie.

Kiedy wybuchła wojna Czesław miał już 16 lat, któregoś dnia do gospodarstwa dziadka samochodem zajechał Schwartz – parobek z majątku kiszewskiego, w towarzystwie żandarmów. Rodzina dostała 15 minut na zabranie swoich rzeczy. Czekało ich wysiedlenie. W tak krótkim czasie nie mieli szans na zabranie zbyt wielu przedmiotów i jedynie z węzełkami z odzieżą w dłoniach opuścili rodzinny dom. Zostali załadowani w bydlęce wagony w Chojnicach i po tygodniu jazdy w nieludzkich warunkach dojechali do Siedlec. Tam tata otrzymał przydział do pracy w młynie w miejscowości Żurawiny pod Wąsami. Młyn ten należał do trzech braci Biernatów: Bolesława, Longina i Franciszka. Ludzie ci byli tak serdeczni, że Czesław zaprzyjaźnił się z nimi i jeszcze w latach 70. i 80. często odwiedzał całą rodzinę Biernatów.
Czas okupacji to bardzo trudny okres, pełen zaskakujących sytuacji, niebezpieczeństw i chwil kiedy z pozoru proste sprawy niezwykle się komplikowały. Był rok 1941, tata niefrasobliwie wybrał się piechotą przez lasy z wizytą do stryja Walentego Chorążewicza, który był sołtysem we wsi Wola Błędowska. Po przejściu granicy GG został zatrzymany przez patrol niemiecki i umieszczony w obozie przejściowym w Ostrołęce.
Pracował tam w kamieniołomach, dodatkową męką była świadomość, że Niemcy codziennie wywozili więźniów w pobliskie lasy i rozstrzeliwali ich. W każdej chwili w takim transporcie mógł znaleźć się on…
Tata nawiązał kontakt ze znajomym z okolic Myszyńca, a który szczęśliwie wychodził na wolność i przekazał mu kartkę do stryja, w której pisał co się stało i prosił o pomoc.
W tej trudnej sytuacji stryj Walenty wykazał się ogromna odwagą. Przyjechał z pismem z magistratu i potwierdził, że Czesław chciał odwiedzić rodzinę. W ten sposób tatę zwolniono z obozu i dostarczono do Wąsów.
Poznał w sąsiedniej wsi rodzinę żydowskich uciekinierów z Warszawy, szczególnie ,,zainteresowała” go śliczna Lotta, z która zaczął się spotykać. Po ogłoszeniu przez Niemców o przymusowej wywózce Żydów do nowoutworzonego getta w Siedlcach , tato postanowił ukryć cała rodzinę w piwnicy opustoszałego domu na skraju wsi. Przez miesiąc przynosił im jedzenie. W międzyczasie był świadkiem okrutnej egzekucji całej polskiej rodziny ukrywającej Żydów. Niemcy zabili deskami dom i podpalili go miotaczami płomieni. Wszyscy Polacy z okolicznych wsi musieli oglądać tragedię tych ludzi.
Po tygodniu, w czasie odwiedzin rodziny Lotty we wsi zatrzymał się samochód z żołnierzami. Wysiedli i zaczęli patrolować domy. Wszyscy czekali w napięciu na chwilę, gdy odkryją ich kryjówkę. Na szczęście na ulicy zatrzymał się samochód z oficerem i po wydaniu rozkazów żołnierze pojechali dalej.
Rodzina Lotty podjęła decyzję o zgłoszeniu sie do getta. Tato nadal przynosił im produkty żywnościowe i podawał przez dziurę w płocie. Był świadkiem likwidacji getta i śmierci Lotty. Obserwował jej ucieczkę i widział jak padła trafiona kulami.
Opowiadał mi jak zorganizował przemyt przez bolszewicką granicę. Poznał człowieka, który miał kontakty z rodziną pozostawioną z drugiej strony granicy. O świcie przepływali granicę na łódce z plecakami pełnymi wyrobów przemysłowych (nożyczek , żelazek itp.) i z drugiej strony przemycali futra zwierząt. Za zarobione pieniądze kupił sobie garnitur, a siostrze sukienkę. Ryzykowali chociaż za to groziła im śmierć na miejscu
Jakiś czas po powrocie z obozu w Ostrołęce tata wstąpił do Armii Krajowej, oddział ,,Rysia” kpt. Zdanowskiego i wraz z oddziałem operującym w okolicach Wąsów brał udział w akcjach bojowych przeciwko Niemcom. Latem 1944 roku rozeszła się wieść, że Niemcy będą pacyfikować Wąsy, w tej sytuacji partyzanci postanowili działać i chronić ludność cywilną. Oddział, w którym był tata, kontrolował więc drogę wiodącą do miejscowości. Czesław otrzymał zadanie wspięcia się na najwyższe drzewo i obserwacji terenu. Kiedy znalazł się wysoko zobaczył zbliżający się na motocyklach oddział Kałmuków Dał znać kolegom i zaczął schodzić z drzewa. Niestety został dostrzeżony przez nieprzyjaciela i dosięgła go kula snajpera. Tata zsunął się z drzewa, był w złym stanie – pocisk wszedł biodrem i rozszarpując pęcherz kula wyszła przez udo. Zanim doczołgał się do stanowiska kolegów stracił wiele krwi. Koledzy przenieśli go leśnej kryjówki, przeleżał w tym schronie kilka dni, jednak jego stan był wciąż bardzo ciężki. Koledzy z oddziału załatwili transport do szpitala w Siedlcach, jednak i tam stan taty nie ulegał poprawie. Rana była bardzo poważna…
Tymczasem działania wojenne się skończyły, przebywając wciąż w szpitalu tata napisał list do domu. Tam zaś rodzina była już niemal w komplecie – Genowefa wróciła z pracy w fabryce zbrojeniowej w Niemczech, Dominik z robót przymusowych z Olsztyna. Na wieść o ranie i złym stanie zdrowia siostra załatwiła Czesławowi przydział do szpitala Przemienienia Pańskiego w Warszawie. Przyjechała do Siedlec i odebrała go ze szpitala. Był niesamowicie wychudzony – ważył zaledwie 36 kg. Genowefa zaniosła na rękach na stację kolejową, a dalej do Warszawy i do szpitala, w którym zajął się nim doktor Lipop. Przeprowadził kilka operacji, po których Czesław zaczął wracać do zdrowia. W wieku 23 lat wrócił do domu wspierając się na dwóch kulach. Niestety nie spotkał się tu z dobrym przyjęciem ze strony ojca. Troskliwie zaś zajęli się nim sąsiedzi – rodzina p. Antoniego Czapiewskiego. Kurowali go, żywili i traktowali jak syna.
Dzięki nim zaczął chodzić podpierajac się laską. Wtedy też podjął decyzję wyjazdu do Gdańska.

Część II

Zdjęcie pochodzi z archiwum autora.

Autor wspomnień: Waldemar Chorążewicz

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. Maria pisze:

    Pamiętam p. Czesława, jak przyjeżdżał do rodzinnego domu mojego dziadka Antoniego Czapiewskiego w Chwarznie. Zawsze uśmiechnięty i pogodny. Mamy również zdjęcia wykonane przez p. Czesława.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *