Mój tata Czesław Chorążewicz (część II)

Część I

W Gdańsku mój tata początkowo zatrzymał się w skromnym mieszkaniu siostry, a później w opuszczonej stodole przy ul. Elbląskiej. Dziwnym wydaje się znalezienie takiego lokum, jednak tata wewnątrz zbudował sobie „pokój” – naniósł słomy, zbudował sobie łóżko i żył w takim mieszkaniu kilka miesięcy. Dość szybko znalazł pracę w Sopocie – pilnował magazynów kilku Spółdzielni. Nie był to łatwy kawałek chleba, bo co drugi dzień wędrował z Gdańska piechotą 20 km do Sopotu i po 24 godzinach pracy wracał tą samą drogą, a wciąż poruszał się o lasce. To były ciężkie czasy, przez rok jedynym codziennym pożywieniem taty był bochenek czarnego chleba i margaryna z owczego łoju.
Po roku przymierania głodem i ciężkiej pracy tata wyjechał z bratem Dominikiem na Kurpie. Tam życie wydawało się łatwiejsze, a na pewno tata zaznał przyjemności i radości jaka tylko młodym jest znana – przez cały tydzień pomagali w żniwach, a wieczorami (razem z kuzynkami: Władysławą, Czesławą i Apolonią) bawili się na zabawach.
Po zakończeniu żniw tata powrócił na Pomorze i podjął pracę w gdańskich tramwajach, tam jednak nie pracował długo i ostatecznie aby jakoś wiązać koniec z końcem zajął się działalnością ,,spekulacyjną”. Był rok 1952, w tamtym czasie w Malborku mieściła się spółdzielnia mleczarska produkująca sery przeznaczone dla KBW. Tata wszedł w kontakt z pracownikami. Przewoził ten deficytowy towar do Gdańska i tam sprzedawał. Podczas jednego z kursów został zrewidowany przez patrol i zatrzymany. Za spekulację 50 kg sera otrzymał wyrok 2 lat więzienia. Odsiedział wyrok, a po wyjściu z więzienia zmienił trasę przejazdów…
W połowie lat 50. tata znalazł państwową pracę, tym razem w gdańskiej ,,Blaszance”, szybko też awansował na stanowisko brygadzisty. W tym czasie w zakładzie pracowała młodziutka Janina Kosakowska. Tata jako brygadzista i starszy stażem zajął się nią i pomagał wdrożyć do pracy. Z czasem zażyłość zacieśniła się, Czesław przynosił jej bułki, umawiał się po pracy na spacer. I tak Czesław i Janina zaczęli ze sobą spotykać się. Jak zapewne domyślacie się było im ze sobą dobrze, bo są to moi rodzice…
Od samego początku mama miała na tatę bardzo dobry wpływ, śmiało mogę powiedzieć, że uzupełniali się doskonale. Janina łagodziła wszelkie konflikty i trudne sytuacje, pomagała przetrwać ciężkie chwile, jak choćby kolejny pobyt Czesława w szpitalu – tym razem wiele lat później, bo w latach 80. Wtedy przechodził operację woreczka żółciowego i wątroby. Lekarze nie dawali mu szans przeżycia ale mama trwała przy nim. Cudem udawało jej się zdobyć grapefruity, które wówczas były wręcz nieosiągalne, tata pił sok z owoców i po pewnym czasie stanął na nogi. Wygrali tę walkę oboje.
Wróćmy jednak do głównego wątku mojej opowieści. Po pracy w „Blaszance” tata trafił na ponad 30 lat do gdańskich Wodociągów i Kanalizacji, pracował tam na stanowisku zaopatrzeniowca. Był niezwykle sumiennym pracownikiem i co najważniejsze uczciwym człowiekiem, a przekonałem się o tym dobitnie w latach 80., kiedy to sam pracowałem w zaopatrzeniu w spółdzielni budowlanej. Wysłano mnie z trzema samochodami do GPRD w Gdańsku. Miałem odebrać potężne rury kanalizacyjne, otrzymałem zamówienie i upoważnienie. Myślałem, że to wystarczy. Jednak na miejscu okazało się, że niezbędny był jeszcze czek, którego rzecz jasna nie miałem. Szef zaopatrzenia kategorycznie powiedział, że nie wyda mi tego materiału. Spojrzał jednak na upoważnienie i spytał patrząc na nazwisko: czy pana ojcem jest Czesław? I czy pracował w Wodociągach?
Odpowiedziałem twierdząco na jego pytania. Spojrzał na mnie i powiedział: „Współpracowałem z pana ojcem przez ponad 20 lat i zawsze dotrzymywał słowa, mam nadzieję, że dobrze pana wychował”, po tych słowach wydał mi materiały, a ja na drugi dzień rano przywiozłem czek.
W latach 60. tata zajmował się handlem złotem – przerabiał pierścionki u znajomego jubilera i sprzedawał je w komisach przez podstawione osoby. Niestety w każdej rodzinie zdarzają się „czarne owce”. U nas takim typem był ideowy komunista – szwagier taty o imieniu Adam. Na podstawie jego donosu, tata został aresztowany przez milicję. Wiele trudu kosztowało mamę udowodnienie, że złoto do wyrobu pierścionków pochodziło ze spadku po dziadku. Całość złota skonfiskowano, a tata po kilku miesiącach został zwolniony do domu. Od tego czasu nigdy nie utrzymywał kontaktów ze szwagrem.  Tak działo się jednak aż do śmierci Adama, a raczej wydarzeń ją poprzedzających. W czasie telewizyjnej transmisji ostatniego zjazdu PZPR w chwili gdy na sali opuszczono partyjny sztandar, Adam doznał udaru mózgu… Bardzo długo w stanie ciężkim leżał w szpitalu. Jak powiedział lekarz „walczył, aby jeszcze utrzymać sie przy życiu”.
Moja mama spytała go, czy chce zobaczyć Czesława, a on potwierdził to kiwnięciem głowy. Wówczas tata poszedł go odwiedzić, usiadł obok i wziął go za rękę. Powiedział do Adama „wiem, że to ty na mnie doniosłeś… wybaczam ci to”. Adam popatrzył na niego, z oczu popłynęły mu łzy…i tak zakończył życie.
Poza pracą tata zawsze miał dodatkowe zajęcie. Zajmował się fotografią i znany był ze swojej solidności i pracowitości. Nauczył mnie, że jeżeli mam godzinę na dojazd to powinienem wyjechać wcześniej o jeszcze dodatkową godziną ze względu na nieprzewidziane okoliczności.
Tata był niezwykle pracowitym człowiekiem, oprócz fotografii, w czasie boomu lat 70. zajmował się także obróbką i sprzedażą bursztynu . W czasie moich licznych budów domów zawsze mnie wspierał pracą, radą i finansami. Zawsze mogłem i wciąż mogę na niego liczyć. Pomimo dramatycznego dzieciństwa, trudnego życia, kłopotów ze zdrowiem i ciężkiej pracy cały czas był aktywny. Mając 94 lat chodził sam na rynek i zajmował się naprawą zegarków.
Podczas pierwszych silnych mrozów przemroził sobie palce u nóg i wdała się w nie gangrena. Od października do maja 2017 opiekowaliśmy się tatą w domu. W międzyczasie zachorował na zapalenie płuc i spędził miesiąc w szpitalu. Tam zapamiętali go z wyjątkowego uporu i nocnego krzyku – „ja chcę żyć!”
Zmarł 13 maja 2017 roku.
Jego rady na życie to:
Zawsze zajmować się jakąś pasją. Nie pożyczać pieniędzy. Wydawać mniej niż się zarabia. Dotrzymywać słowa. Traktować ludzi tak, jakbyśmy chcieli aby nas traktowali.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z rodzinnego archiwum autora.

Autor wspomnień: Waldemar Chorążewicz

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Anna P. pisze:

    Piękne wspomnienia wycisnęły mi łzy -dobrze że podzielił się Pan nimi z nami.Pozdrawiam i zmówie ,,Zdrowaśke,, za Tatę. Anna P

  2. Anna Szu pisze:

    Cudowne wspomnienia. Rozbroiły mnje do łez.

  3. Stanisław pisze:

    No właśnie, fotograf, którego szereg pięknych fotografii mojej rodziny z lat 1955-1965 mam w albumie rodzinnym. Nie były to zwykle sztampowe fotografie, ale małe dzieła artysty fotografika! Przypadkiem dowiedziałem się niedawno, kto był ich autorem.
    Dziękuję za piękne wspomnienie!

  4. Grażyna pisze:

    Panie Waldemarze , rodzice przez pewien okres mieszkali z moimi rodzicami (lata 50te).na Długiej Grobli, mam sporo zdjęć zrobionych przez pana tatę. Moi rodzice już nie żyją ale zawsze mile wspominali pana rodziców. Pozdrawiam Grazyna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *