Mój wierzbowy i czerwonokrwisty widok z okna

Kiedy dziś patrzę przez okno, mając bliżej do 60-tki, niż do połowy z dziesięciu, wracam myslami do lat dziecinnych. Zza ciężkiej, zielonej kotary gałęzi płaczącej wierzby wychyla się budynek mojego dawnego przedszkola. Dla mnie jest to jednak najweselsza wierzba pod słońcem, bo pośród jej korony nieustannie wieje wietrzyk dziecięcych śmiechów i odgłosy beztroskiej zabawy. Każdy rodzic wie, jak takie usytuowanie pierwszego miejsca socjalizacji ich dziecka ułatwia codzienną logistykę. Hulajnogi przed przedszkolem na Głębokiej 19Obie z siostrą miałyśmy do przedszkola przysłowiowe „trzy kroki” i zawsze przemierzałyśmy je z mamą pieszo. Czasy się jednak zmieniły i dzieci są już inne, mocno „zmotoryzowane” ,więc pod przedszkolem stoi obecnie kolorowa stajnia rowerków i hulajnóg.

Nieco w głębi widzę czerwonokrwisty, zbudowany z cegieł blok mieszkalny z lat 20. XX wieku. Według ówczesnych standardów, został on uznany za najdłuższy budynek w mieście – taki pierwszy neo-falowiec. Ciekawostkę może stanowić fakt, że choć budynek jest jeden – w kształcie litery Co Kasia widzi z okna?„U” – otaczają go z każdej ze stron tylko cztery ulice: Elbląska, Mostek, Wygon i Powalna. Z tymi ulicami też ciekawa sprawa. Po II wojnie światowej postanowiono nadać im nazwy, związane z postaciami z twórczości wieszcza Adama. I tak ulica Wygon to powojenna ulica Wojskiego (przed wojną nosiła nazwę Jednorożca – od pobliskiego Bastionu Jednorożec). A ulica Powalna to onegdaj – Gerwazego. Na szczęście ten powojenny Wygon jest już bardziej oczywisty. W końcu ulica ta powstała przed wojną podczas zagospodarowywania zarośniętych terenów pofortecznych. I to tam właśnie w latach 70. ubiegłego wieku postawiono blok, skąd ten mój widok z okna się rozgrywa.

Po zachodniej stronie falowca w latach 30. XX w. wyodrębniono park. Poczyniono nasadzenia kasztanowców, lip i brzóz. A pomiędzy nimi wytyczono alejki. Będąc dzieckiem – park ten wykorzystywaliśmy w dwojaki sposób. Po pierwsze: wiosną, latem i jesienią – służył nam do jazdy na komunijnych rowerach Wigry 2 oraz wirażowania na zakrętach. A po drugie: zimą, z dziś już zniwelowanego niewielkiego wzniesienia – zjeżdżaliśmy na czym się tylko da. A najczęściej na d… Zdziwionego wzroku naszych mam, dlaczego zjeżdżając na d…mamy czarne od ziemi podkoszulki i plecy, nikt nam już nie wróci… Jeśli i Ty, Czytelniku, właśnie się dziwisz – objaśniam. Tylu nas było chętnych, że w efekcie tyle nieodpuszczajacych tylnych części ciał rozgrzewało tę nasza lodową górkę do takiego stopnia, że po jakimś czasie zostawał już z niej tylko zmarznięty czarnoziem i wspomnienie. I jak się pewnie domyślacie – zupełnie nam to nie przeszkadzało!

Wspominała: KG

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *