Moje 10 lat w Opowiadaczach
Mam w tym roku taką małą rocznicę. 10 lat w Opowiadaczach.
Wtedy też był weekend – niedziela 8 maja. To był dla mnie trudny czas. Opiekowałam się chorą teściową i każdą wolną chwilkę jej właśnie poświęcałam. Do pracy wstawałam o 4:50, przed 6 wychodziłam z domu i jechałam najpierw autobusem, potem przesiadałam się do kolejki SKM, by dojechać do Oliwy. Właśnie w czasie jazdy do pracy dowiedziałam się o pewnym wydarzeniu. Poranny środek lokomocji, wiozący codziennie ten sam skład pasażerów, wypełniony po brzegi znajomymi twarzami, nazywałam wesołym autobusem. Jechała nas zawsze kilkuosobowa ekipa, która żartowała, komentowała wydarzenia dnia poprzedniego lub przekomarzała się. Inni pasażerowie przyglądali się nam z ciekawością, uśmieszkami lub politowaniem.
Któregoś majowego poranka jeden z ekipy zapytał, czy wybieram się na niedzielny pokaz filmu, który prezentowany będzie w naszej dawnej zajezdni tramwajowej. Kino na Dolnym? Brzmiało ciekawie. Wiedząc, że czeka mnie pewnie cała lista obowiązków do wypełnienia przy chorej teściowej – odmówiłam…
Nadeszła niedziela. Piękna, słoneczna i ciepła. Zieleń wybuchła po piątkowym, majowym deszczu. Byłam zmęczona, tak zwyczajnie po ludzku. Wracając od teściowej pomyślałam sobie, że muszę odpocząć, odciąć się od nadmiaru obowiązków, że potrzebuję przerywnika w rutynowych codziennych zadaniach. Właściwie dlaczego nie miałabym pójść na projekcję filmu. Daleko nie mam. Nie miałam pojęcia o czym będzie ten film i kogo tam spotkam. Zainscenizowane kino w hali dawnej zajezdni prezentowało się surowo i zagadkowo. Spotkałam tam kilka znajomych osób. Między innymi jednego z towarzyszy codziennych podróży do pracy – Jacka Górskiego, który powiedział mi o tym wydarzeniu i który, jak się okazało, już był na jednym ze spotkań z osobami organizującymi projekcję.
Film poruszył mnie bardzo. Opowiadał o ludziach mieszkających na obrzeżach Legnicy, za rzeką Kaczawą. „Ballada o Zakaczawiu”. Nie będę opisywała fabuły, ale to co się wydarzyło po projekcji zaważyło na moich następnych 10 latach życia.
Krzesła ustawiono w okręgu. Zaproszono chętnych widzów do zajęcia miejsc. Prowadzący dyskusję Piotr Wołkowiński poprosił uczestników o przedstawienie się i opowiedzenie o sobie kilka słów. I tak się to zaczęło. Pytania o życie w naszej dzielnicy, prośba o opowiedzenie jakiś historii z nią związanych, zapytania o nieistniejące obiekty. Miałam wrażenie, że w czasie spotkania znalazłam się w innej czasoprzestrzeni. Zapomniałam o problemach, zmęczeniu. Zapowiedziano następne spotkanie, które miało się odbyć w Łaźni. Mieliśmy przynieść jakieś swoje zdjęcia ze starych albumów.
Kiedy wróciłam do domu wyciągnęłam zdjęcia i spojrzałam na nie zupełnie innymi oczami. Nie patrzyłam na pierwszoplanowe osoby, ale uważnie przyjrzałam się tłu. To co zobaczyłam zachwyciło mnie na nowo. To kamienice, ruiny dawnego Dolnego Miasta, których już nie ma. Zaczęłam sobie przypominać kolejne okoliczności powstawania tych zdjęć, opowieści rodziców, siostry, babć, ciotek i wujków. Przypominać nieistniejące domy, elementy architektoniczne, sklepy. Nazwałam to później samonapędzającą się pamięcią…Wiedziałam, że to jest to, że to może okazać się moją pasją i że na pewno następne spotkanie odbędzie z moim udziałem.
Dzisiaj mija 10 lat i wiem, że będzie ich dużo więcej.
Wspominała i swój album ze zdjęciami pokazała: Elżbieta Woroniecka.
Warto też przeczytać:
Jak zostałem Opowiadaczem Historii
Elutka to już 10 lat? GRATULUJĘ (y) Jesteś niesamowita .
Elu, gratulacje z całego serca ! Odnalazłaś się TU w 100 % !!! Jesteś tu niezastąpiona ! Jako przewodnik, jako organizator, jako „opowiadaczka” pisząca i mówiąca… a nawet przebrana za”mieszczkę” na imprezach naszej dzielnicy… Kochana, Ty tu byłaś zawsze… to Twoje 100 LAT – nie 10 ! Ha, ha ! Nie gniewaj się, ale z p. Jackiem
uzupełniacie się doskonale ! Pozdrawiam serdecznie i życzę dalszych, owocnych Jubileuszy ! Powodzenia !