Nie ma Eli!!!
Powitałam ten świat 3 sierpnia. Moja mama wspominała, ze była to upalna niedziela, godzina 14:20 (w porze niedzielnego obiadu…). Byłam maciupeńkim noworodkiem, bo nawet nie miałam 50 cm. Wtedy wypisywali ze szpitala nie po 3 dniach tylko trzymali mamy z maluchami dłużej.
Kiedy pojawiłam się w domu, okazało się, że mój tata zdobył tylko wózek spacerowy, z wiklinowymi bokami i z metalowym podnóżkiem. Był tak wielki, że mnie prawie nie było w nim widać. Położono mnie w nim, a ja natychmiast po nakarmieniu zasnęłam. Podobno przyszła wtedy cała nasza rodzina (ciotki i wujkowie, babcie) by mnie przywitać. Ja grzecznie spałam w drugim pokoju. No może nie zupełnie… wierciłam się chyba strasznie, bo wysunęłam się z beta (informacja dla młodych mam-tak przechowywało się wtedy niemowlęta…) i radośnie zjechałam na ów metalowy i zimny podnóżek, „siedząc” na nim tylną częścią ciała.
Kiedy mama zajrzała do mnie, sprawdzając czy wszystko w porządku – nie znalazła mnie w wózku, a ja zaplątawszy się w becik, kocyk i Bóg wie w co jeszcze – byłam „dobrze schowana”. Mama narobiła rabanu krzycząc: „Nie ma Eli!!!! Dokąd poszła?” Skończyło się na salwie śmiechu, kiedy zauważono komizm całej tej sytuacji, ponieważ było tylko widać kawałeczek mojej fioletowej tylnej części ciała i zważywszy na fakt, że byłam przeciętnym dzieckiem i w wieku kilku dni, nie mogłam się nauczyć trudnej sztuki chodzenia… Po tym wydarzeniu nie miałam nawet kataru.
Potem dostałam porządny wózek z zasuwanym dachem, a jako spacerówkę nowoczesny trójkołowy z zagranicy… przywieziony przez mojego wujka marynarza… A skąd? Tego niestety nikt nie pamięta.
Na jednym ze zdjęć widać już ten porządny wózek. To grupowe zdjęcie to część rodziny, która przyszła mnie powitać. Wujek Bolek robił zdjęcie. Reszta rodziny przyjechała później. Moja siostra tego dnia dostała tę lalkę… na pocieszenie. Potem ja się nią bawiłam przez wiele lat. Lalka zamykała oczy i mówiła mama.
Wspominała Elżbieta Woroniecka. Z Jej domowego archiwum pochodzą też wszystkie rodzinne zdjęcia.