O tym jak próba zostania „lokalnym” zakończyła się sukcesem
Już zawsze będę pamiętał ten dzień… Letni spacer po Oruni, który prowadziła dwudziestoletnia przewodniczka. Zdziwiło mnie, że tak młodzi ludzie są profesjonalnymi przewodnikami. Zagadnąłem ją i okazało się, że wcale nią nie była. I że każdy może spróbować swojej szansy na egzaminie na lokalnego przewodnika.
Przez większość życia szwendam się po Gdańsku, tylko po to, by zobaczyć, co jest za kolejnym zakrętem. W ten sposób znalazłem swoje mieszkanie na Dolnym Mieście. Nie wiedziałem jednak, że to właśnie przewodnictwo spowoduje, że stanie się ono moim domem. Uczyłem się 6 miesięcy, zaglądając w każdy zakamarek dzielnicy, pod każdy kamień, wertując stosy książek. Tymczasem to, czego naprawdę potrzebowałem, znajdowało się tylko parę stuknięć w klawisze ode mnie. Strona www.opowiadaczehistorii.pl. Dopiero wtedy zrozumiałem, czym jest Dolne Miasto. Dopiero wtedy zrozumiałem, kim chcę zostać jak dorosnę. W końcu 165 cm do czegoś zobowiązuje. Przeczytałem ponad 900 artykułów i wreszcie przy czymś mogłem poczuć w sobie emocje. Śmiałem się, wzruszałem, przy pary artykułach miałem dreszcze. Dziś książka Opowiadaczy, z autografami autorów, stoi dumnie na mojej półce. Autorów których z dumą mogę nazwać dobrymi znajomymi, jak i również dobrymi znajomymi z redakcji.
Nie zapomnę tez dnia w którym po zdaniu egzaminu dostałem do rąk biało-żółtą torbę z napisem Lokalni Przewodnicy Dolne Miasto. Te uczucie, że warto marzyć i wkładać w marzenia całe serce. I że to naprawdę może się udać, zaszkliło mi oczy. Potem był pierwszy spacer. I chwila, która zmieniła moje życie. Gdy tylko pierwszy raz otworzyłem usta. Zniknął cały stres. Byłem na swoim miejscu. W końcu robiłem to, co naprawdę kocham. To uczucie nie przeszło mi do dziś. I ciągle pozwala mi znaleźć nowe drogi w, wydawałoby się, zamkniętej historii Dolnego Miasta.
To na spacerach poznałem ludzi którym mówię dziś cześć i dzień dobry na ulicy – moich nowych, bo już znanych, sąsiadów. To w trakcie spaceru stałem pod mostem, gdy na około lał deszcz, a ja opowiadałem jak na Dolnym było przechlapane, bo najpierw znajdowało się tam jezioro. To na jednym ze spacerów, mała dziewczynka, pocieszyła mnie, że to nic, że się mylę i mówię my zamiast ja. Bo przecież wszystkie miejsca, o których opowiadam też same opowiadają swoją historię, wiec mogę śmiało mówić my. I tak powtarzam wszystkim jej słowa, na każdym spacerze, gdy tylko złapię się na mówieniu my. To dzięki spacerom zrozumiałem, że choć na chwilę, mogę zabrać kogoś w inny świat, wzruszyć, rozbawić i jednocześnie pokazać Dolne Miasto, jakim jest naprawdę. Wielowarstwowym pięknem.
Najważniejsze jest jednak niewidoczne. Znajduje się głęboko w mym serduchu. Jest to odczucie, że nareszcie jestem czegoś częścią. Znalazłem swój dom, znalazłem bliskich mi ludzi. Ludzi którzy podzielają moja pasje. I miłość do Dolnego Miasta. Odnalazłem część siebie w której się zakochałem. A wystarczyło tylko spytać czy mogę? Czy mogę spróbować zostać przewodnikiem? Próbować zawsze warto, wszystkiego, co tylko wyda ci się ciekawe, bo nigdy nie wiesz, co odmieni twoje życie.
Zabawne, że gdy siadałem do tego tekstu, pomyślałem, że ja przecież nie mam o czym napisać.
Wspominał Lokalny Przewodnik po Dolnym Mieście Krystian Błaszczyk
Bardzo pięknie Pan to opisał… wzruszająco… A poza tym – fajny z Pana GOŚĆ – uśmiechnięty, sympatyczny.
Tak trzymać ! B.
Oooo, jak miło, że się Pani spodobało ! Dziękuję bardzi i za miłe słowa o mnie także ! Pozdrawiam serdrcznie ! 🙂