O podbiale, Herbapolu, czereśniach i o tym czym się to skończyło…
W sekretariacie Herbapolu w latach 50. pracowała pani Rode – moja przybrana mama. I ona informowała nas zawsze jakie w danym okresie zioła przyjmują do skupu. Zbierałam rumianek, pokrzywę, czarny bez.
Najbardziej lubiłam zbierać podbiał, ze względu na jego duże liście, które szybciej się suszyły. Przez parę dni chodziłam po łąkach na bastionach zbierając odpowiednie rośliny. Potem nosiłam wszystko na strych i rozkładałam na gazetach tak, aby każdy listek leżał osobno, i żeby był gładki, cały i szybko wysechł. Codziennie wietrzyłam też strych otwierając okna. Często też przewracałam liście na drugą stronę. Było to dla mnie dość pracochłonne i zajmowało trochę czasu. A miałam wtedy około 7-8 lat. Po wysuszeniu wkładałam delikatnie wszystko do worka, żeby niczego nie połamać, bo wiedziałam, że za całe liście płacono więcej.
Kiedy już nadszedł ten dzień – cała szczęśliwa zaniosłam mój susz do skupu. I tu się rozczarowałam. Po zważeniu okazało się, że suszu jest zaledwie kilogram i dostałam za cały worek tylko 2 zł.
Za ciężko zarobione złotówki nie mogłam wiele kupić, a marzenia były duże. Zdecydowałam, że za całą sumę kupię duże czerwone czereśnie, które w domu rzadko się jadło z powodu biedy. W drodze do domu prawie wszystkie zjadłam. Nie patrząc na to, czy są czyste i całe, bo taka byłam taka spragniona ich smaku. Resztę czereśnie zjadłam w domu rozgryzając każdą. I tu okazało się, że wszystkie one były robaczywe (wrr!!!).
Minęło przeszło pół wieku A ja nadal nie mogę się skusić na te piękne czereśnie (ze względu na pamięć o tamtej wkładce mięsnej).
Wspominała: Róża Kasperska.
Autor zdjęcia Herbapolu: Roman Sułkowski.
Zdjęcie podbiału pochodzi z Wikipedii.
Pozdrawiam Różyczki. Ja też zbierałam podbial. Za zarobione pieniądze kupowałam myszki z cukru o żelu