Pierwszy dzień w szkole

Był rok 1949, szkoła nr. 3 w Gdańsku na Dolnym Mieście. Pamiętam, że do szkoły prowadziła mnie babcia. Byłam bardzo zdenerwowana, ponieważ do przedszkola nie chodziłam, słabo czytałam, nie miałam żadnego kontaktu z innymi dziećmi i praktycznie nie znałam polskiego. Obawiałam się, że pani mnie o coś zapyta, że będę musiała coś przeczytać lub odpowiedzieć na jakieś pytanie a ja nie będę w stanie tego uczynić.
Wychowana byłam w rodzinie niemiecko-polskiej, w której dorośli najczęściej rozmawiali po niemiecku. Dlatego było to dla mnie największym stresem – jak ja sobie teraz poradzę. Wśród dziewczynek w klasie była też jedna nieśmiała i jej mama nas ze sobą zapoznała. Z tą dziewczynką, jako że sama byłam raczej nieśmiała, od razu złapałam dobry kontakt i do domu szłyśmy już razem. Poza tym byłam już trochę bardziej wyluzowana, bo przecież dostałam na rozpoczęcie mojej szkolnej przygody tzw. Schultüte. Był to duży rożek wykonany przez babcię, napchany wszelkiego rodzaju słodyczami. Oprócz tego w swojej Tucie mogłam znaleźć jakiś upominek lub zabawkę, w zależności od kondycji babcinego portfela. Była ona ręcznie wykonana lub kupiona. Tornister miałam skórzany, używany po mojej zmarłej mamie. Dziś pewnie byłabym dumna z tej pamiątki a wtedy było mi bardzo smutno, że nie dostałam nowego tak jak inne dzieci.


Przypomniałam sobie jak w latach 60. moja przyrodnia siostra Sabina, która sama została nauczycielka języka polskiego, dostała przydzieloną pod wychowawstwo klasę pierwszoklasistów. Jedna z uczennic podeszła do niej w pewnym momencie i powiedziała:

Wie pani co? Jak panią pierwszy raz zobaczyłam to się troszkę bałam. Ale teraz jak tak na panią popatrzę, to z panią jeszcze idzie wytrzymać:)

No cóż, z czasem dzieci stały się najwidoczniej bardziej odważne i bezpośrednie niż my wtedy.

Autorka wspomnień i posiadaczka pokazanych zdjęć: Róża Kasperska.

Warto też przeczytać:

Szkolna fotografia

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Monika pisze:

    Uczęszczałam w latach 80-tych do szkoły (SP 57), w której nauczała p. Sabina Rodhe 🙂 czyli przyrodnia siostra autorki wspomnień… jak tylko zobaczyłam to zdjęcie w artykule, wiedziałam, że nie mogę się mylić 🙂

    • Piotr Wysocki pisze:

      Pani Rodhe. Bardzo dobra Polonistka. Gdy wyrzucili w 84 Panią Lewtak, ta rodzicom na zebraniu powiedziała, ze powierza nas, ósmoklasistow, najlepszej z najlepszych. I tak w VIII klasie Pani Sabina Rodhe była moją nauczycielką jęz. polskiego. Pamiętam, że na lekcję przychodziła zawsze ze szklanką kawy, wyjmowała z medalionu jakas tabletkę i ja zażywała. Ale to na marginesie.

  2. Iwona Kogut pisze:

    Nasza Pani Sabinka- cudowna sąsiadka i przyjaciółka rodziny. Kiedy pod koniec szkoły podstawowej nie wiedziałam gdzie iść dalej, wzięła mnie na rozmowę. Znała mnie od urodzenia, nie raz widziała jak bawię się na podwórku, bywała na uroczystościach rodzinnych i zwykłych pogaduchach przy kawie. Była świadkiem mojego rozwoju i konsekwencji podejmowanych decyzji. To za jej sugestią związałam swoje życie ze szkołą, dziećmi, nauczaniem i wychowaniem. Miałyśmy także przez kilka lat okazję razem pracować. Cieszę się, że miałam to szczęście mieć Ją tak blisko- do dziś wspominam i tęsknię.

  3. Piotr Wysocki pisze:

    Pani Rodhe. Bardzo dobra Polonistka. Gdy wyrzucili w 84 Panią Lewtak, ta rodzicom na zebraniu powiedziała, ze powierza nas, ósmoklasistow, najlepszej z najlepszych. I tak w VIII klasie Pani Sabina Rodhe była moją nauczycielką jęz. polskiego. Pamiętam, że na lekcję przychodziła zawsze ze szklanką kawy, wyjmowała z medalionu jakas tabletkę i ja zażywała. Ale to na marginesie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *