Pierwszy sklep z galanterią na Dolnym Mieście
Była jesień 1945 roku. Wszyscy jeszcze doskonale pamiętali koszmar wojny. Ale życie powoli wracało do normalności. Poranne wstawanie, mycie, pierwszy posiłek, wyjście z domu, powrót, obiad albo czasami już obiadokolacja, pranie, wyżymanie, krochmalenie, prasowanie, spotkanie z sąsiadami, odrabianie lekcji z dziećmi, jakaś książka lub gazeta przed snem. Do tego każdego dnia trzeba było gdzieś kupić chleb, nabiał, owoce i warzywa, mięso i wędliny – najlepiej blisko domu. Trzeba też było gdzieś zaopatrzyć się przed zimą w ciepłą bieliznę, odzież wierzchnią i dodatki do niej typu rękawiczki, szaliki, golfy, czapki, mufki – też im bliżej, tym łatwiej i szybciej. Na Tkackiej bieliźniarstwem zajmowała się p. Kosińska. Na Jana z Kolna działał sklep z pościelą p. Stefanii Pierzynowskiej. Dwa sklepy galanteryjne były na ulicy Pańskiej (pod numer 3 i 12). Do tego dwie pracownie kapeluszy i trzy sklepy z galanterią we Wrzeszczu. Plus bardzo bogata oferta w Oliwie złożona ze sklepu z konfekcją męską; z konfekcją damską; z konfekcją damską i dziecinną oraz z galanterią damską, męską i dziecinną; z tekstylnymi artykułami dziecinnymi i robótkami, a także z galanterią i bławatami. Ten ostatni prowadził p. Edward Marknitz. Swoją drogą – kto dzisiaj pamięta co znaczyło kiedyś słowo „bławaty”?…
Ale dla mieszkańców Dolnego Miasta najbliżej było do Pani Danieli Łuczak, która na Łąkowej 7 prowadziła sklep z galanterią. Nie był to pierwszy sklep p. Danieli. W czasie wojny w Głownie prowadziła mydlarnię i sklep z dodatkami szewskimi. A na Dolnym Mieście rozpoczęła działalność handlową – jak wskazują urzędowe dokumenty – dokładnie 1 października 1945 roku. Zachowała się do dzisiaj Karta Rejestracyjna z tamtego czasu. Sklep nazywał się „Daniela” i prowadził sprzedaż detaliczną artykułów galanteryjnych. Początkowo w sklepie pracowała tylko jedna osoba, ale już w 1946 roku liczba ta się podwoiła. Jeden pracownik był od prac fizycznych, a drugi od umysłowych. Obaj – jak można wyczytać w formularzu – byli Polakami. W tym samym roku Naczelnik Wydziału Planowania oficjalnie przyznał p. Danieli prawo do użytkowania lokalu handlowego na ulicy Łąkowej 7, a Izba Przemysłowo-Handlowa w Gdyni zarejestrowała firmę w swojej bazie danych. W „Skorowidzu informacyjnym władz, urzędów, szkół, związków, firm, ulic itp.” (dla Gdańska, Wrzeszcza i Oliwy) z 1946 roku można na stronie 75. znaleźć sklep p. Łuczak z błędnym inicjałem imienia. Zamiast D napisano A – być może zmieniając imię Daniela na Aniela.
Pani Daniela nie miała do pracy daleko. Mieszkała wraz z rodziną blisko sklepu. Po drugiej stronie ulicy Łąkowej na IV piętrze w kamienicy oznaczonej numerem 54. Jedne źródła błędnie wskazują na numer mieszkania 12. Inne poprawnie na numer 13. Na klatce schodowej, na parterze w tym domu było jedno mieszkanie. Na kolejnych piętrach od I do IV były po trzy mieszkania. Razem – 13. Tę przestrzeń mieszkalną na parterze zajmowało jedno mieszkanie oraz sklepy: narożny w kierunku ulicy Ułańskiej to była drogeria, a od strony Łąkowej był sklep mięsny.
Pani Daniela (nazwisko panieńskie Kabat) przyjechała z Głowna na Dolne Miasto na przełomie lipca i sierpnia 1945 roku z dwójką synów – Jakubem i Markiem oraz ze swoją matką Stefanią Kabat. Obie panie były już wówczas wdowami. Pani Stefania wychowywała swoją córkę, a potem także i wnuki w duchu patriotycznym. W 1921 r. ofiarowała swój złoty pierścionek zaręczynowy na Skarb Narodowy (w rodzinie zachował się dokument poświadczający te chwalebny czyn). To był wyraz radości z odzyskanej niepodległości. Wielokrotnie o tym w opowiadała w rodzinnym gronie. Zmarła 6 lutego 1951 r i została pochowana na cmentarzu przy Bramie Oliwskiej. Wspomniany Marek przyszedł na świat w Głownie 19 maja 1941 roku. Rodzina mieszkała w tym samym domu na Dolnym Mieście do 1964 roku.
W zaprezentowanym kolejnym przewodniku-informatorze „Poznaj Gdańsk” – tym razem z 1949 roku błędu w imieniu już nie ma. Ale jak wskazuje jeden z rodzinnych dokumentów – dane zaprezentowane w tym miejscu są już nieaktualne. W kwietniu 1947 r. Zarząd Miejski odebrał sklep p. Danieli i przydzielił innej obywatelce, która być może – jak wskazuje ogłoszenie prasowe z tego samego roku – otworzyła w nim owocarnię. W 1957 roku działał w tym miejscu zakład krawiecki. Był też sklep. A potem też przez wiele lat zakład szewski.
Sam proces odbierania sklepu we wspomnieniach p. Danieli cytowanych po latach przez syna wyglądał bardzo dramatycznie.
Do sklepu weszło dwóch milicjantów w czapkach, z paskami pod brodą, w towarzystwie jakiejś pani. Jeden z milicjantów oświadczył, że decyzją władz (nie podał jakich) – sklep zostaje zlikwidowany i przekazany wraz z towarem – towarzyszącej im pani. Mamie kazano podpisać napisane odręcznie, na kawałku papieru oświadczenie, że zamyka sklep. A lokal wraz z towarem przekazuje przybyłej właśnie pani. Za towar w sklepie i zapasy w magazynku – pani położyła na ladzie równowartość dzisiejszych 100 zł. Następnie kazano Mamie włożyć płaszcz i opuścić cudzy już sklep.
Bardzo bliski i żywy czas okupacji, hitlerowskie metody z czasów okupacji, zabicie męża przez hitlerowców w bardzo podobnej sytuacji – sparaliżowały p. Danielę. Nie protestowała. Jedyną reakcją był płacz. Wielodniowy płacz, którego powodu synowie nie do końca rozumieli. Ich Mama – wdowa z dwójką dzieci i chora Babcia – zostały pozbawione całego dorobku życia. Pozostały bez pracy… Do końca życia, wspominając tą sytuację – Mama zawsze płakała.
Pani Daniela zmarła 12 czerwca 1977 roku i została pochowana na Srebrzysku.
Za udostępnienie wszystkich prywatnych i rodzinnych dokumentów oraz podzielenie się rodzinnymi historiami bardzo dziękujemy p. Markowi Łuczakowi – synowi p. Danieli. Cytowane ogłoszenie pochodzi z „Dziennika Bałtyckiego” z 4 sierpnia 1947 roku. Natomiast oba katalogi firm z lat 40. są w posiadaniu Opowiadaczy Historii.
Autor czarno-białej fotografii: Artur Wołosewicz.
Źródło: Sobiecka L., Kaliszczak M. (ed.), Gdańsk – Dolne Miasto. Dokumentacja historyczno-urbanistyczna,
Dwukrotnie odzyskana niepodległość. Za pierwszym razem ludzie oddają najdroższe sercu precjoza, aby młode państwo mogło itsnieć i funkcjonować. Za drugim razem – w 1945 r – „przedstawiciel” państwa rabuje cały dobytek, aby bezprawnie, bezpodstawnie przekazać komuś „zasłużonemu”. Tak to było….
Dopiero dziś trafiłam na tą opowieść. Jaka smutna, prawdziwa… Jestem pod wielkim wrażeniem dokładności opisu, udokumentowania i jednocześnie wrażliwości autora… Niesamowite !