Po pierwszym spacerze przyszły następne
Po przeczytaniu artykułu „O tym jak próba zostania „lokalnym” zakończyła się sukcesem” autorstwa Krystiana Błaszczyka sam poczułem ten klimat. Fakt jest taki, że wcale nie tak łatwo stanąć przed dość liczną grupą wpatrzonych w ciebie ludzi i starać się opanować wszystkie emocje w sobie. Zwłaszcza jak robi się to pierwszy raz.
Moja przygoda z oprowadzaniem po okolicach Dzikiej Fosy Miejskiej i pokazywaniu jej przyrodniczych wartości zaczęła się od uczestnictwa w spacerach organizowanych przez „Opowiadaczy Historii Dolnego Miasta w Gdańsku”. A przewodnikami byli Ewelina Sobańska i Piotr Kamont. Tak – przed spacerem słuchałem ich audycji „Ptasie Radio”, gdzie można było już powoli dowiedzieć się o naszych skrzydlatych i ich zwyczajach.
Mijały lata, lektura, spotkania, zdjęcia w terenie, pogawędki ze znawcami tematu o ptasich zachowaniach, aż w końcu przyszła propozycja od Jacka Górskiego:
napisz coś o ptakach z Dolnego Miasta.
Tak powstał cykl gawęd przyrodniczych „K jak…”, który już parę odcinków ma. No i po pierwszych pisanych gawędach dostałem propozycję poprowadzenia spaceru.
Tak. Ucieszyłem się, ale pierwsze myśli były inne. Czy dam radę? Czy ktoś przyjdzie? A może wcale nie wypali? Później jeszcze takie refleksje jak – przecież moja wiedza nie jest taka duża. Co zrobić jeśli przyjdą prawdziwi ornitolodzy i mnie zjedzą?… W końcu przyszedł ten dzień i wybiła godzina 8.00. Napięcie powróciło. Ilu chętnych przyjdzie?… Są… Jest ich coraz więcej… Jest dobrze… Od czego zacząć?… Całkiem spore towarzystwo… Czas zacząć… Poszło!
To był ten moment, zmiana temperatury ciała, raz ciepło, raz dreszcz emocji albo obaw. Okazało się, że Ci co przyszli, chcieli słuchać. A ja mam co opowiadać. Padły pytania, były też i odpowiedzi. Spacer przewidziany był do godziny 10.00, przeciągnęło się do 12.00 i jeszcze nie wszyscy chcieli się rozejść. Dziękuję. Z ostatnimi uczestnikami dotarłem jeszcze na bastion św. Gertrudy. A gdy było już po wszystkim – nastało uczucie ulgi i radości, że wszystko wyszło.
Był to mój pierwszy spacer, ale okazało się, że nie ostatni, bo przyszły następne. Jeżeli ktoś pomyśli że to „bułka z masłem” to trochę nie tak. Zawsze jest mały stres. Przecież już było kilka spacerów i może już te klimaty – chociaż temat inny – już się zakończyły. Dobrze że wszystko idzie w dobrym kierunku. Nasza przyroda żyje. Ptaki na Dolnym Mieście dalej są. I obserwacji też nowych trochę jest. Odwiedzają nas nowe gatunki i liczba stwierdzonych sięga już 92, więc jest o czym gadać. Zapraszam.
Autor wspomnień – Mariusz Lehmann