Rozmowa z Panem Ryszardem Majchrowskim

Maria Rybińska (Opowiadacze Historii): Znajdujemy się w piekarni pana Ryszarda Majchrowskiego przy ul. Dolna Brama 12. Które to pokolenie?

Ryszard Majchrowski (RM): Drugie. Ojciec był piekarzem cały czas, a ja jestem kontynuatorem jego działalności. Chociaż przede mną z moim ojcem pracował brat, ale wyjechał. 30 listopada 1981 roku wyjechał. 13 grudnia był stan wojenny, a brat wyjechał 30 listopada w tym samym roku. I już został. I to jest przyczyną tego, że się tutaj znalazłem.

MR : A jest Pan z wykształcenia piekarzem?

RM: Nie. Ukończyłem studia. Jestem inżynierem mechanikiem.

MR: No tak, to też się zdarza… Latem wydaliśmy subiektywny przewodnik po pl. Wałowym i okolicy. I jesteście państwo w tym przewodniku na trasie mapy pod numerem 18.

RM: To wspaniale, bardzo mi miło.

MR: Mieszka Pan tutaj?

RM: Nie. Kiedy ojciec przyjechał do Gdańska w 45., tylko nie wiem w jakim miesiącu, czy to był kwiecień czy maj), to jak ojciec wspominał to Gdańsk się palił.

MR: Przyjechał może na Dworzec Południowy?

RM: Nie. Nie dotarł na Dworzec Południowy, ponieważ tu całe Żuławy były zalane. Pociąg się cofnął do Bydgoszczy i przyjechali przez Kościerzynę do Gdyni i od tamtej strony tutaj. Jak czasami opowiada to tak myślę: jak to tutaj było zalane? Jak to możliwe? Ojciec miał piekarnię na Chełmie na ul. Lubuskiej 50. Chcąc to zlokalizować, to tak jak teraz Armii Krajowej biegnie… I jest taka kładka pobudowana… Przy przystanku tramwajowym są dwie windy. To tam była piekarnia. Do 1953 roku. Po 53 polikwidowano prywatne inicjatywy. Potem za czasów Gomułki próbowano „naprawić” krzywdy, wydano pozwolenie na otwarcie, ale odzyskał 1/3 tych pomieszczeń, warunki mieszkaniowe były ciężkie… I tam był do końca 1972. Potem chciał to rozbudować, zrobić remont, ale urząd stwierdził, a właściwie to było prezydium Rady Narodowej, że nie wyda żadnej zgody na rozbudowę i modernizację, z uwagi na to, że jest przewidziane do rozbiórki, ponieważ będzie budowana ta trasa. I ojciec zaczął poszukiwać nowego lokalu na piekarnię. A ponieważ były pustostany po dawnej piekarni, bo tu było wszystko zrujnowane i zniszczone, trafił tutaj. Chciał ewentualnie jeszcze we Wrzeszczu, ale tam nie wyrazili zgody i urząd przydzielił to, jako, że tu była kiedyś piekarnia. To był taki trochę przydział w ciemno. Bez oglądania w środku, co się dzieje. Ojciec na to, że jak tu piekarnia była to się remont zrobi i to pohula. Okazało się że po przydzieleniu kluczy których nie było, przyszedł tutaj, żeby oglądać. Tutaj drzwi były zamknięte, nie było dostępu, trzeba było wywalać drzwi i się okazało, ze tutaj było wszystko totalnie zdewastowane i zalane. Jakaś kanaliza była nieczynna czy coś, zalało, potem się cofnęło i wszystko szlag trafił. Warunki makabryczne. Trzeba by było wszystko w środku wyburzyć i postawić na nowo mury. Łatwiej by było własnymi siłami coś nowego postawić. I miałoby się na własność. A tak znowu się dźwignęło z ruin. Ojciec wszystko mógł sam zrobić. I tak pierwszy wypiek odbył się 17 stycznia 1973 r. O i tak to było tutaj. I znowu harcerz…

MR: A mój mąż ze Stogów przyjeżdża tutaj po chleb razowy. O!

RM: Aha. Ta piekarnia w tej chwili jest ostatnią, która taki chleb piecze. Bo wszyscy poszli za taką modą pieca elektrycznego i tych wszystkich urządzeń… a my zostaliśmy przy starociach. I pieczemy tak, jak się piekło kiedyś, bez tych wszystkich polepszaczy, bez chemii, na naturalnych składnikach. I tak to idzie…. A ja tutaj trafiłem, bo tak jak wspomniałem – brat wyjechał 30 listopada, a 13 grudnia ogłoszono stan wojenny. Brat miał wrócić, ale nie wrócił. Po roku okazało się, że wylądował w Stanach. Nie miałem wcześniej żadnej informacji. Tylko ktoś przyszedł i przyniósł przesyłkę od brata. Dowiedzieliśmy się, że jest cały i zdrowy, ale nie wraca. Rodzice się uspokoili, że brat żyje, bo nikt nie wiedział co się dzieje. W tym czasie pracowałem w żegludze gdańskiej, byłem szefem całego działu mechanicznego. I ponieważ zaistniała taka sytuacja, to dogadaliśmy się, że ja odejdę. I wtedy też była taka fajna data bo 1 kwietnia 1982 roku. Na trochę… na prowizorkę. I tak minęło 35 lat. I prowizorka to już chyba dożywocie. Potem zacząłem działać. Ojciec coraz starszy, chory na serce. Najpierw byłem wspólnikiem, a potem ojciec się wycofał. Około 80-tki miał.

MR: Ale budynek należy do miasta?

RM: Do miasta. Ale były takie przepisy, że jak tam ojciec się wybrał na emeryturę to przejąłem tak po prostu tą działalność. A ojciec pracował tu do osiemdziesiątego któregoś roku życia. Miał chyba 86 czy 87 lat. Dopiero odszedł. A dożył do 95 i pół. A tutaj też sprzedawała moja mama. I stała za ladą do 88 roku życia. Kiedy skończyła 88, to powiedziała: Ja już pójdę sobie. To byli ludzie stworzeni z innego materiału. Wychowani na naturalnych składnikach. To byli inni ludzie… Nie to, że mi się należy, ale ja sobie zapracuję.

MR: Dziękuję Panu za rozmowę.

Autor portretów Pana Ryszarda: Kuba Terakowski.

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. Fornalik pisze:

    Pamiętam tą piekarnie jeszcze z Chełmu . Chleb razowy z margaryną i cukrem to była pychotka ,zostały tylko wspaniałe wspomnienia !!!!!!Pozdrawiam wszystkich mieszkańców starego Chełma dawniej /POCHULANKA/ rocznik 1947

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *