Rynek
Dzień wolny od pracy. Poniedziałek. Niedługo Wielkanoc i czas pomyśleć o przygotowaniach. Postanowiłam się oderwać od prozaicznych zajęć domowych typu sprzątanie, pranie i tym podobne i wyruszyć na rynek. Dawno tam nie byłam. Może dostanę coś ciekawego na starociach… Upoluję jakiś drobiazg stareńki i wyjątkowy… Kupię jaja od szczęśliwych kur…
I tak idąc przypomniał mi się inny rynek, z czasów mojego dzieciństwa. Rynek na Chmielnej. W tamtych czasach, kiedy nie było zawrotnej ilości sklepów, marketów i galerii, taki rynek skupiał w sobie wszystkie zalety popytu i podaży… Można było się zaopatrzyć we wszystkie niezbędne artykuły. Począwszy od płodów rolnych, ubrań sprzedawanych z ziemi lub z „muru” (ocalałej resztki spichlerza Wielbłąd – ale o tym dowiedziałam się duuuużo później), ozdoby mieszkań i artykuły przemysłowe z pierwszej i kolejnej ręki, zwierzęta domowe typu kaczki, kury, świnie, owce, króliki i konie, pupile czyli psy, koty, gołębie, a na płytach pocztówkowych z przebojami i biżuterii robionej z bursztynu metodą chałupniczą jak i przywożonej przez mężów pań marynarzowych (także hity z krempliny i futra) kończąc. I na pewno o czymś zapomniałam w tej wyliczance.
Pamiętam, że uwielbiałam chodzić tam z mamą. Na rynek szło się przez most saperski – tak wtedy nazywaliśmy most, który zbudowano tuż po wojnie. Most żelazny i prowizoryczny… Po wielu latach dowiedziałam się, że tego typu most jest nazywany Mostem Baileya. Przed zakupami różnego rodzaju odwiedzałyśmy tę część rynku w której można było się zaopatrzyć we wspomniane zwierzęta różnej maści i gatunków. Był to dla mnie istny raj. Można było pogłaskać konika, królika, psa, kotka, owieczkę. Potrzymać małe kurczaczki i kaczuszki. Przed świętami Bożego Narodzenia powodzeniem cieszyły się choinki, bombki, anielski włos oraz lameta. Przed Wielkanocą natomiast wypchane kury, wykonane z cukru baranki z chorągiewką , gotowe pisanki i kraszanki, bazie, miotły brzozowe, które po wstawieniu do wody puszczały listki i było zielono…
Chodziłam dzisiaj po rynku i było mi żal… Tej atmosfery, różnorodności i… i dziecięcego zachwytu nad każdą błyszczącą ozdobą, zwierzęciem i zabawkami jarmarcznymi, kolorowymi drobnymi cackami… Te klimaty nie powrócą. Wspominajmy o nich dla następnych pokoleń.
Pierwsze czarno-białe zdjęcie zostało zrobione przez Tomasza Woronieckiego. Drugie przez pana Macieja Kalisza. Trzecie pochodzi z albumu pani Jolanty Janowskiej.
Autorka artykułu: Elżbieta Woroniecka.
[mappress mapid=”74″]
Bywałem na tym rynku, kupowałem, handlowałem, jeździłem do mamy tam handlującej na rowerku z Biskupiej – Na Stoku, gdy jeszcze nie chodziłem do szkoły. Bywałem tam i nocami na hurcie, bywałem i u gołębiarzy, którzy mieli swoje miejsce za murem nad Motławą, mój dziadek był gołębiarzem. Wielokrotnie szukałem zdjęć tego targowiska i praktycznie nie ma ich w internecie… Mógłbym o nim napisać wiele stron… Pozdrawiam.
Panie Darku – a da się Pan namówić na szersze wspomnienia. Może napisze Pan swój tekst o rynku na Chmielnej, który z przyjemnością umieścimy w naszym serwisie.
Co Pan na to?
Pozdrawiam i czekam na pozytywną odpowiedź od Pana.
Też pamiętam ten ryneczek i piesze wycieczki przez most saperski, chociaż dzieckiem wtedy byłam. Moja Babcia mieszkała jeszcze niedawno na Wspornikowej, ale musiała przenieść się do innej części miasta.
Prawie cały plac targowy (i okolice) tak wyglądał w latach ’60 XX w: http://murman.pl/images/galeria/miasto/MM-miasto-15.jpg
Dziękujemy. Bardzo ciekawe ujęcie.
Przez kilkanaście lat chodziliśmy z Mamą na ten rynek który był czynny dwa razy w tygodniu w poniedziałki i czwartki kupowaliśmy warzywa owoce i wiele produktów które były tam dostępne. Pamiętam że był tam też pchli targ gdzie starsze Panie sprzdawały różne towary porozkładane na gazetach było to blisko kanału. Było też stoisko z płytami muzycznymi tzw. pocztówki gdzie stało dużo ludzi niektórzy kupowali ale większość stała i słuchała muzyki ktorą puszczł sprzedawca. Na rynek chodziliśmy z Ułańskiej wzdłuż koszar i przez ten most saperski. Jak byłem mały to miałem stracha przechodzić po tym moście gdy jeszcze w tym czasie jechał tramwaj ale z czasem strach minął. Przed Świętami Bożego Narodzenia sprzedawali tam choinki nieraz czekało się kilka godzin zanim przywieźli ale jak już przywieziono to w tedy każdy się pchał i brano jak leci!!!.To było w latach 60 do końca 70 później już tam nie chodziłem ale wspomień z tego miejsca mam wiele.