Saga na murze zajezdni
Naszym głównym placem zabaw był placyk na rogu Wierzbowej i Radnej. Tam graliśmy w Żydka albo w Dwa ognie. A wieczorem bawiliśmy się w chowanego albo podchody. Nie było wtedy domofonów, klatki były przejściowe, można było wejść i łatwo przejść na podwórka na Polnej czy między Wierzbową a Zieloną. Latem wszyscy przebywali na Głębokim. Tam się kąpaliśmy. A ten, kto słabo pływał, to szedł na Baczek. Zaś zimą były sanki i szło się na Kręconą. Albo łyżwy i wycieczki po całym kanale. Lub graliśmy też w hokeja.
Pamiętam, że na dzielnicy byli tacy dwaj panowie – Ziutek i Mongoł. I oni trzęśli całą dzielnicą. Ale tylko oni się odważyli skoczyć na głowę do wody z szyny przy wejściu do śluzy (szyna to była taka konstrukcja otwierania bramek do młyna). Kiedy Ziutek skakał, to była atrakcja. Na Głębokim wystarczyło źle się wybić i można było wylądować na murku. Dlatego nie było chętnych do skakania stamtąd. Ale za to skakało się z muru czy mostu lub poręczy na moście. Z tej ostatniej ja sam też skakałem. Niektórzy skakali też z wagonów jadącego pociągu do Blaszanki.
Przy śluzie był też taki kołowrót. I gdzieś go zabrali w czasie remontu tej śluzy. Był też tam taki żelazny mostek nad wodą. Widziałem go póżniej w trawie przy tej drugiej śluzie koło szkoły samochodowej.
Przy Fundacyjnej za zajezdnią jest taki duży plac. Tam mieliśmy zrobione bramki i graliśmy w piłkę. Za ADM-em były ogródki. Tam chodziło się na szabat – na jabłka i gruszki. Teraz tam jest pusty plac. A jeżeli chciało się pić, to za garażami był kran z wodą.
Pamiętam, że z kilku kamienic na Wierzbowej zniknęły ozdoby z elewacji. Na każdym budynku było coś innego. I one zniknęły w czasie odnowy tych elewacji w latach 70.
A teraz jeszcze, co do tego zdjęcia z chłopcem z Wierzbowej 7, które widziałem na Waszych stronach…
Jego nie kojarzę. Ale jeśli chodzi o te inicjały na ścianach, to mieliśmy taką modę pisania po murach. Kojarzę kilka z nich. J.K. to może być mój starszy brat, bo na ulicy to tylko on ma takie inicjały. Kojarzę też M.SZ. i S.M. O! I jeszcze jeśli dobrze widzę, to jest tam też inicjał T.E. – on mieszkał pod 1/2.
Powiem więcej – pisaliśmy też imiona psów które mieliśmy. Na murze zajezdni chyba jeszcze zachowała się Saga – to było właśnie imię psa.
I jeszcze taką ciekawostkę mam na koniec – nie ma kamienicy na Wierzbowej 6. Z tego co słyszałem, to budynek ten był tak zniszczony po wojnie, że nie opłaciło się go odbudowywać.
Autor wspomnień – Jarek He z ulicy Wierzbowej.
Autorem zdjęć z okolic Kamiennej Śluzy jest Jan Grecki.
Autorem zaprezentowanej powojennej fotografii ulicy Wierzbowej był Artur Wołosewicz. Źródło: Sobiecka L., Kaliszczak M. (ed.), Gdańsk – Dolne Miasto. Dokumentacja historyczno-urbanistyczna,