Samotna grusza

Stoi taka samotna. Przy tej oficynie, której budynek grozi zawaleniem. Teraz trudno do niej dotrzeć, bo z jednej strony dostępu do niej bronią dwie zamknięte bramy z domofonami, a z drugiej prowadzi w jej stronę wąska ścieżynka przy płocie zagrodzonego podwórka. Niektórzy nawet nie wiedzą, że tam rośnie.

Gdyby mogła mówić – jestem przekonany, że opowiedziałaby nam mnóstwo ciekawych historii związanych z podwórkiem kamienic Łąkowa 28, 29, 30 i Jaskółczej 4 oraz 5. Kiedyś rosła wśród innych wspaniałych drzew posadzonych przez mieszkańca jednego z pobliskich domów. Na Łąkowej 30 na I piętrze mieszkał pan Mikołaj. I to on opiekował się sadem, który przez wiele lat cieszył oczy na tym podwórku. Sad był otoczony drewnianym płotem i graniczył z jednej strony z magazynkiem pod chmurką pobliskiego warsztatu naprawy lodówek, z drugiej z ogródkiem państwa Majorków, a z trzeciej z kawałkiem przestrzeni ogrodzonej płotem przez państwa Gudaszewskich. Każdej wiosny drzewa w sadzie rozsiewały na wszystkie strony upojne zapachy i słychać było bzyczenie pracowitych pszczół uwijających się wokół feerii młodych kwiatów. A latem cieszyły oczy okrągłymi jabłkami i gruszkami o beczułkowatym kształcie. Do sadu prowadziły drewniane drzwiczki zamykane na kłódkę. W sadzie było też miejsce na kwiaty i owocowe krzewy.  Pamiętam do dzisiaj twarze ogromnych słoneczników spoglądające na nas – dzieciaki z podwórka – zza płotu. Kawki, wrony i inne ptaki wpadały od czasu do czasu na owocową przekąskę. Podobnie było z dzieciakami, które wchodziły na dach pobliskich komórek i z tej wysokości zrywały dorodne owoce. Nawet mieszkańcy wspomnianej oficyny z I piętra potrafili przyciągnąć do swojego okna najbliższe gałęzie i poczęstować się świeżą gruszką. Sam kilkakrotnie byłem tego świadkiem. Sam też niejeden raz smakowałem tych owoców – poczęstowany najczęściej przez mojego sąsiada Artura (wnuka p. Mikołaja).

Drewniane ogrodzenie istniało jeszcze na przełomie 80. i 90. lat. Zupełnie nie pamiętam kiedy zniknęło. Nie pamiętam też kiedy zniknęła większość roślin w tym sadzie. Samotna grusza jeszcze długo potem miała przy sobie ostatnią towarzyszkę tego samego gatunku. Ale przyszedł taki moment, że niestety musiała się z nią rozstać (druga grusza została chyba złamana i uschła – z tego co pamiętam). I teraz już tylko ona jest widocznym śladem dawnego sadu pana Mikołaja. Ona i jedno jedyne zdjęcie, które się zachowało z czasów, kiedy ten sad był jednym z najładniejszych zakątków na Dolnym Mieście. Pięknie tam było!

Autor wspomnień: Jacek Górski. On też jest autorem kolorowych zdjęć zrobionych z okna wychodzącego na podwórze.

Biało-czarne zdjęcie pochodzi od Artura Paszko. Czas powstania zdjęcia – sierpień 1965 r.

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. Artur pisze:

    Piękny artykuł Jacku … Łzy w oczach ..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *