Sanki, zegarek, znaczki pocztowe
Zbierałem kiedyś znaczki pocztowe. Co ciekawe – zacząłem je zbierać przez zupełny przypadek. A było to tak…
Zima – chyba 1966 rok. Było wtedy sporo śniegu, więc z moim kolegą z dzieciństwa Waldemarem poszliśmy zjeżdżać sankami z korony stadionu GKS. Jadąc z górki zauważyłem nagle coś błyszczącego. Po zjechaniu na dół wróciłem w to miejsce i okazało się że leży tam zegarek. A że nie było w pobliżu nikogo, zabrałem zegarek do domu.
Bardzo było mi żal tego dziecka, które go zgubiło. Więc postanowiliśmy ze starszym bratem, że jakoś trzeba tę osobę odnaleźć i oddać jej tą zgubę. Poszliśmy do Redakcji gazety „Wieczór Wybrzeża” zgłosić znalezienie zegarka. Bo w gazecie była taka rubryka „Zgubiono, Znaleziono”. I pamiętam, że takie ogłoszenie o tym, że znalazłem zegarek trafiło za jakiś czas do tej rubryki. Podano mój adres domowy, gdzie można było odebrać ten zegarek.
Ale to nie był koniec mojej wizyty w tej Redakcji, ponieważ w nagrodę za to, że jestem uczciwy otrzymałem bardzo dużo starych kopert ze znaczkami. Dodatkowo powiedziano mi coś takiego:
jeżeli interesują Ciebie chłopcze znaczki, to będziemy je dla Ciebie odkładać i możesz w każdej chwili do nas przyjść i je odebrać.
Od tej chwili zainteresowałem się zbieraniem znaczków i często odwiedzałem Redakcję, gdzie czekały na mnie kolejne znaczki.
Pewnego razu dostałem też wybrakowaną matrycę z jednym z odcinków komiksu Kajtek i Koko. To dopiero była radość.
I tak oto przez sanki i zegarek zostałem kolekcjonerem znaczków.
A co do wspomnianego zegarka to właściciel nigdy się nie odnalazł. I zegarek pozostał u mnie. Ale zawsze miałem spokojne sumienie, bo zrobiłem to, co mogłem, żeby odnaleźć właściciela tego zegarka.
I chociaż minęło już prawie sześćdziesiątych lat od tego zdarzenia, pamiętam to doskonale, bo poza znalezieniem tego zegarka nigdy potem przez całe życie niczego nie znalazłem.
Autor wspomnień – Roman Marchlik.
Warto też przeczytać:
Filatelista Jacek