Sherlock Holmes na Dolnym Mieście
Wałbrzych, 12 września 2015 r.
Mój Drogi Watsonie
Jak z pewnością pamiętasz – wybrałem się na początku września na południe Polski, aby pomóc w poszukiwaniach złotego pociągu. Bo jak wiesz – moje życie to ucieczka przed monotonią, a takie małe zagadki mi w tym pomagają. Ale po drodze postanowiłem zboczyć z obranego kursu i zatrzymać się na kilka dni nad polskim morzem. Mam taką dziwną konstrukcję. Praca nigdy mnie nie męczy, zaś bezczynność wyczerpuje mnie bezgranicznie. Mój wybór padł na Gdańsk. A tam spotkała mnie sympatyczna przygoda.
Dokładnie dzisiaj mija tydzień od dnia w którym miałem przyjemność uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu, jakie odbywało się wówczas w Gdańsku na Dolnym Mieście. Otóż wyobraź sobie, że akurat w tamto sobotnie popołudnie część ulic, skwerów i okolicznych miejsc spacerowych została zdominowana przez ogromny festyn w stylu retro stanowiący podsumowanie I etapu rewitalizacji tej dzielnicy. A ponieważ doskonale wiesz, że w stylu retro czuję się jak ryba w wodzie, zatem postarałem się wczuć w swoją rolę tak mocno, jak to tylko było możliwe i z przyjemnością uczestniczyłem w tym święcie. A trzeba Ci wiedzieć drogi Watsonie, że przygotowane ono zostało z rozmachem. I każdy mógł znaleźć coś dla siebie
Wyobraź sobie dwie duże sceny. Na jednej – nazwijmy ją wysoką – występują popularni artyści, których usłyszeć można w TV i radiu, a publiczność śpiewa razem z nimi ich największe przeboje, a na drugiej – nazwijmy ją niską – brzmią polskie przedwojenne klasyki w wykonaniu Orkiestry z Chmielnej, a w rytm tej muzyki kołyszą się pary młodszej i starszej młodzieży.
Wśród atrakcji dla najmłodszych w specjalnej strefie dla dzieci były m.in. gigantyczne bańki mydlane, gry planszowe, malowanie twarzy i malowanie farbami, lepienie z gliny, jojo, robienie latawców, chodzenie na szczudłach, strzelanie z łuku, budowaniu domów z olbrzymich klocków, balony i wata cukrowa, żonglowanie talerzami, siłowanie na rękę, robótki ręczne. Ale i tak największą furorę wśród dzieciaków robiła klasyczna karuzela. Nawet mnie korciło, aby wsiąść… ciekawe czy odgadniesz do czego?… brawo Watsonie – oczywiście do samochodu policyjnego. Nie mogło być inaczej…
A skoro o samochodach mowa – na drugim krańcu przestrzeni imprezowej zaparkowało prawie 20 staromodnych aut. I wiesz co zaobserwowałem… zrobienie sobie zdjęcia na tle zabytkowego mercedesa, citroena, cadillaca, barona, poloneza albo barchetty w cylindrze… tak, tak – nie przesłyszałeś się – oryginalnego fiata barchetty w cylindrze to był dla niektórych obowiązkowy punkt programu.
Nie ma co ukrywać – ja też od czasu do czasu stawałem się bohaterem zdjęcia. I było to bardzo miłe. Kto by pomyślał, że w czasach tabletów, iphonów, ipadów i innych gadżetów XXI wieku tak wiele ludzi zna klasykę światowej literatury i doskonale rozpoznaje głównych bohaterów z tego kanonu.
Jeżeli ktoś zgłodniał – miał do wyboru albo zakupy w jednym z food trucków (swoją drogą – nie wiem czy o tym wiesz, ale ten angielski termin przyjął się już w Polsce, chociaż słyszałem też jego polski – trącący chyba odrobinę myszką synonim – barobus) gdzie wśród oferowanych smakołyków znalazły się m.in. zapiekanki, burrito, belgijskie frytki, sushi, sałatki, burgery, naleśniki, soki, lemoniada i kawa z ekspresu – to po pierwsze. Albo dania wegetariańskie, zdrowe i niekaloryczne, do kupienia na Wolnym Targu, który się rozstawił na ścieżce prowadzącej w kierunku mostu na Olszynkę – to po drugie. Albo obszerną ofertę napojów i potraw serwowanych przez Zajezdnię Dolne Miasto Cafe&Bar – to po trzecie. Ich zapiekanka – mówię Ci – palce lizać! Każda z wymienionych propozycji cieszyła się sporą popularnością. A Pan serwujący kawę stał na ulicy Wróblej – dasz wiarę – jeszcze do późnego wieczora.
Uwagę wszystkich przyciągał z pewnością postawiony na torach w widocznym miejscu oryginalny wagon tramwajowy. Jego czerwień widać było z daleka. Jeżeli ktoś podszedł bliżej, mógł przyjrzeć się historycznym zdjęciom Dolnego Miasta. Natomiast jeżeli ktoś wszedł do środka – witała go sympatyczna ekipa Opowiadaczy Historii w strojach z epoki, która chyba nikogo nie wypuściła bez subiektywnego przewodnika po Dolnym Mieście. A wspomnieniom dawnych czasów nie było końca. Dla dzieci był specjalny kącik z kredkami i kolorowaniem symboli ulic z tej dzielnicy, dla dorosłych – zielona krzyżówka, jajko z niespodzianką i zaproszenie na spacery po Dolnym Mieście.
Kilka z takich spacerów po dzielnicy odbyło się tego właśnie dnia. Pierwszy, szczególny poprowadziła Opowiadaczka Historii Danusia. Spacer ten był wyjątkowy, bo środkiem transportu był wysłużony autobus marki jelcz, popularnie zwany ogórkiem. A wśród osób zwiedzających z Danusią Dolne Miasto był m.in. sam Pan Prezydent Gdańska. Kolejne cztery spacery prowadzone już per pedes w odstępach godzinowych przez dwie przewodniczki – Anię i wspomnianą już Danusię oraz przewodnika Jacka zebrały łącznie grupę złożoną chyba z około 120-140 osób. I nie straszna im była nawet woda lejąca się od czasu do czasu z nieba albo kłopoty z nagłośnieniem.
W wielkim finale nocne niebo rozbłysło kolorowymi barwami fajerwerków, które dawały znać, że festyn powoli zbliża się do końca. Ale Dolne Miasto jeszcze się nie skończyło i jeszcze niejeden raz zaskoczy wszystkich swoich mieszkańców i wszystkich gości. Nie zapominaj o tym, że nie ma nic bardziej niezwykłego, niż zwykłe zdarzenia. Wiem nawet coś więcej na ten temat. Ale jak powiedział kiedyś w mojej obecności pewien podejrzany, przesłuchiwany przez Scotland Yard – tylko zimą puszczam parę z ust.
I tym optymistycznym żartobliwym akcentem kończę szanowny Watsonie moją relację z zabawy w stylu retro na Dolnym Mieście. Szkoda, że Ciebie tutaj nie było i nie mogłeś robić zdjęć. Sądzę, że Twoje wspomnienia byłyby w części zbliżone do moich. Ale ponieważ nie mogłem być w tym samym czasie we wszystkich miejscach na Dolnym Mieście – z pewnością coś byś jeszcze dodał, dopowiedział i uzupełnił… Bo nie ma co ukrywać – źle się dzieje, gdy dwóch ludzi nie może podzielić się swoimi myślami.
Pozdrawiam Ciebie serdecznie. A Ty pozdrów w moim imieniu Panią Hudson i mojego brata Mycrofta.
P.S. Załączone zdjęcia są autorstwa jednego z Opowiadaczy Jerzego Gajewicza. A co z pociągiem – zapytasz?… O tym napiszę Ci w kolejnym liście. Wiedz jednak, że jestem już na tropie. Dla wielkiego umysłu nie ma rzeczy małych.
[mappress mapid=”49″]
Super list i pełne przekazania wrażeń ! Jak dla mnie- bomba!