Siostra Wera Ziółkowska
Z moich i rodzinnych wspomnień.
Siostra Wera /bo tak o niej mówiono/ była wykształconą położną. Być może mieszkała przy ul. Toruńskiej już przed wojną, w czasie której straciła męża – kapitana statku – we wrześniu 1939. Jej syn K- ksiądz(?) zginął w Stutthofie, a córka lekarka(?) do roku 1945 pracowała w szpitalu. Nie wiem, w którym. Straciła życie zgwałcona i zamordowana przez żołnierzy rosyjskich.
W czasie wojny siostra Wera ukrywała w swoim mieszkaniu rodzinę żydowską. Małżeństwo z dzieckiem. Udało się ich uratować. Po wojnie wyjechali do Izraela. W obawie przed sąsiadami i ewentualnymi donosami, myła często podłogi lizolem, żeby ewentualne psy Gestapo nie wyczuły zapachu człowieka. Trafiła również do gdańskiego więzienia z wysokim wyrokiem. Za co – tego nie wiem. Została uwolniona dzięki wysokiemu urzędnikowi chyba z Berlina. Jak i dlaczego znalazła się w Lubece ? Jak długo tam przebywała? Wspominała, że i tam też odbierała porody podczas bombardowania miasta. Najczęściej w domach, ale czasami to nawet i na ulicach. I zupełnie nie miało znaczenia, kim były kobiety rodzące. Nie było żadnych warunków sanitarnych. Do dezynfekcji służył jedynie mocz. I dzieci przeżywały.
Przez wiele lat po wojnie siostra Wera pracowała jako asystentka prof. Gromadzkiego w szpitalu położniczo-ginekologicznym przy ul. Klinicznej oraz w przychodni przy ul. Jaskółczej. Poza pracą zawsze i chętnie pomagała kobietom ciężarnym, rodzącym i niemowlętom. Nie wykonywano jeszcze badań USG, a ona spojrzawszy na ciężarną wiedziała, jaka będzie płeć dziecka. Uchroniła matkę czterech córek przed aborcją kolejnego dziecka, bo przewidziała, że tym razem będzie mieć syna. I miała najbardziej udane dziecko.
Poznałam Siostrę Werę w czerwcu 1979 roku. Przez ponad tydzień przyjeżdżała do mojego domu, żeby nauczyć młodych rodziców, jak kąpać niemowlę. Zakładała zawsze biały fartuch, robiła na czole dziecka znak krzyża i sprawnie je kąpała. Miała wówczas 82 lata, ale była bardzo sprawna. Była to drobna, pogodna kobieta mimo ciężkich doświadczeń. Po kąpieli chętnie wypijała filiżankę kawy, lampkę koniaku i zjadała kawałek ciasta domowego. I wtedy zdobywałam te fragmenty opowieści o jej ciekawym życiu. A potem spieszyła – ona staruszka – do swoich staruszków, bo miała pod opieką kilkoro niedołężnych ludzi, którymi się opiekowała. Była całkowicie bezinteresowna, bo kochała ludzi.
Wspominała – Barbara Bobowik
PS. Czy willa, w której zamieszkała rodzina Rychertów w 1970 r., /rodziny pierwszych gdańskich pięcioraczków/ przy ul. M. Skłodowskiej-Curie była jej własnością? Mam wrażenie, że tak…
Powyższe wspomnienia przesłała mi moja koleżanka polonistka p.Barbara Bobowik.
Od siebie chcę dodać, że siostra Wera była moją sąsiadką. Mieszkała przy ul. Toruńskiej 13a, później 24a. Okna Jej mieszkania to te dwa na pierwszym piętrze od strony pustej ściany kamienicy. Budynek ten – jak widać na zdjęciach – jest dzisiaj bardzo zniszczony. Był on własnością prywatną pani Pawelii. Do jej mieszkania zanosiliśmy opłaty czynszowe.
Siostra Wera odbierała poród mojego syna. Prowadziła swoją własną ewidencję. W marcu 1964 roku było w niej ponad 10 tysięcy prowadzonych przez nią porodów. Nasza sąsiadka bardzo kochała zwierzęta.
Dokarmiała smakołykami mojego kota. A ten z wdzięczności przyniósł jej dwa razy upolowanego przez siebie szczura. Siostra Wera Ziółkowska spoczywa na Cmentarzu Łostowice (wejście od ul. Kartuskiej) vis a vis lecznicy zwierząt.
Wspominała – Wanda Szafran
Autor czarno-białej fotografii: Artur Wołosewicz.
Źródło: Sobiecka L., Kaliszczak M. (ed.), Gdańsk – Dolne Miasto. Dokumentacja historyczno-urbanistyczna, PP Pracownie Konserwacji Zabytków Oddział w Gdańsku Pracownia Dokumentacji Naukowo-Historycznej, Gdańsk 1979.
Autor kolorowych współczesnych fotografii: Jacek Górski.
Jakiś czas mieszkała u siostry Wery jej bratanica chyba, miała na imie Karina. Siostra Wera yła bardzo znaną postacią na Dolnym Mieście .
Kiedy mieszkała Karina /Moja rodzina wyprowadziła się z Toruńskiej w 1970 roku.
Niesamowita opowieść, wspomnienie ! Piękne ! Oby takich listów było więcej ! Tego życzę z całego serca temu portalowi ! Pozdrawiam wszystkich czytających.
Dziękujemy pięknie za miłe słowa.
Zarówno mój brat (1947), jak i ja (1952) „wyszliśmy” spod ręki Pani Wery. To były porody domowe i moja mama zawsze ciepło ją wspominała. Podobnie jak lekarza, który w tamtych czasach sprawował opiekę nad mieszkańcami Dolnego Miasta. O ile pamiętam z mamy opowiadań nazywał się Gardzielewicz.
Urodzilem sie w styczniu 1953 r. ul. Torunska 13A dzisiaj 24 A wyszlem takze z pod reki Pani Wery
Ziolkowskiej. Pania Were odnalazlem w Lipcu 1991r. (moja matka wszystko taila – dlaczego to robila
to dowiedziaiem sie tej prawdy po kilkudziesieciu latach). Pani Wera sie bardzo ucieszyla, dalem jej
kwiaty,praliny i kawe, powiedziala mi ze moja matka ze mna u niej przez jakis okres mieszkala.
Przyobiecalem Pani Werze ze jak przyjade do Polski to ja odwiedze (mieszkam od 1980 r. za granica)
przyjechalem ale za pozno w Lipcu 1993 r. a Pani Wera zmarla w Grudniu 1992 r. majac 95 lat, stanalem przed zamknietymi drzwiami ze lzami w oczach bo to byla kobieta co w zyciu przeszla i bardzo duzo za bezcen zrobila i sie nie poddala.
Nikt nie mogl mi powiedziec gdzie pani Wera spoczywa ale ja jestem Koziorozcem i w sierpniu 2021 odnalazlem Grob Pani Wery (Gdansk, Cmentarz Sw. Franziszka od ulicy Kartuskiej za brama po prawej
stronie Kwatera 6, Rzad 14, Grob Nr.6. tak dlugo jak zdrowie i sytuacja pozwoli odwiedze Grob PANI
WERY ZIOLKOWSKIEJ.Posiadam dwa zdjecia, jedno z Pania Wera z 1991 r. a drugie to paszportowe ktore mi dala na pamiatke. Pozdrawiam wszystkich i przepraszam bledy i stylistyke. Do zobaczenia w Gdansku
Zapomnialem dodac ze Pani Wera Ziolkowska byla i jest maja matka chrzestna za co jej bardzo dziekuje,
Chcialbym byc wiarygodny, mieszkalem w tej kamienicy od 1946 do 1967. Pamietam biegajac po schodach na pierwszym pietrze zapach Siostry Wery, nigdy nie zapomne, i tak zawsze bylo, mieszkalem wtedy na trzecim, pomiedzy Siostra Wera a nami mieszkali pp. Sadkowscy, a naprzeciw moja sympatia (o czym ona nie wiedziala) Wandzia Szafran, wtedy nazywala sie z panienska. Wandziu mile wspomnienia. Jacku, wielkie dzieki za prace wlozona w prowadzeniu tej strony. Od czasu tzn 1967 roku mieszkam w Kanadzie, Mowi sie ze pamiec z wiekiem czym bardziej odlegla jest bardziej detaliczna. P. Gorski sluze moze cos pamietam, Chodzilem do nieistniejacej szkoly podstawowej Nr.3 potem do I liceum i skonczylem Politechnike wydzial Elektryczny w 1967. Moze sie przydam opowiadaczom hidtorii Dolnego Miasta Gdanska. Pozdrawiam Jurek Karpowicz, Torunska 13a(24a) m 7