Śluza Kamienna
Każdy na swoje ulubione miejsca w rodzinnej dzielnicy. Ja też takie mam. Kiedy byłam dzieckiem nie interesowało mnie ono zbytnio. Było stałym elementem krajobrazu w którym przyszło mi żyć. No i bawić się. Zwiedzać okolicę i penetrować różne jej zakamarki. Mijały lata i zainteresowanie historią spowodowało, że dostrzegłam niezaprzeczalny urok tego miejsca. Degradacja powoduje ból w okolicach serca i poczucie bezsilności, jakże doskwierające. A kiedyś przecież wyglądało to miejsce zupełnie inaczej. I tu zaczyna się opowieść…
Dawno, dawno temu bo XVI wieku Gdańsk był miastem bardzo bogatym i niezależnym. W związku z tym był także bardzo łakomym kąskiem dla okolicznych nacji. Trwała wojna ze Szwecją od północy i z Rosją od wschodu. Włodarze miasta postanowili zadbać o zapewnienie bezpieczeństwa Gdańskowi. Ok. roku 1600 pojawili się dwaj eksperci od fortyfikacji pochodzący z Włoch. Oczywiście na specjalne zaproszenie Rady Miasta. Byli to panowie Jan Battista z Vercelli i Hieronim Ferrery. Pooglądali okolicę i wykazali wszystkie słabe punkty obronne. Wysłano zatem w delegację Jana ( lub jak kto woli Hansa) Strakowskiego, pełniącego wówczas funkcję architekta i budowniczego miejskiego. W krajach niderlandzkich znalazł podobne warunki do naszych gdańskich. Kiedy wrócił przedstawił swój pomysł na budowę fortyfikacji. Ówczesne władze wybrały jednak plan nie rodzimego architekta lecz (jak uznano) tańsze i lepsze rozwiązane Adriana Olbrantsa i Wilhelma Jensena Benninga, dwóch fortyfikatorów, Holendrów z Zachodniej Fryzji. Na „otarcie łez” Janowi Strakowskiemu zlecono nadzór nad budową Bramy Nizinnej. Jednak do końca swojego żywota nie mógł się on pogodzić z decyzją władz… W roku 1618 wybuchła wojna (później nazwana trzydziestoletnią) i ten fakt spowodował, że przyśpieszono decyzję o budowie umocnień. O budowaniu całych fortyfikacji można by pisać dłuuuugo… Ale tylko część fortyfikacji jest tematem tego artykułu.
Jest to absolutna perełka , jedyna w Europie. A i chciało by się powiedzieć w świecie. Kamienna Śluza. Spełniająca kluczowy element zabezpieczenia przed wrogami i przed zalewaniem miasta. Malownicza i … po prostu piękna. W czasie budowy fortyfikacji wyglądała trochę inaczej, ale ostateczną postać (taką jaka bardzo częściowo przetrwała do dzisiaj) Śluzy jest zasługą Jeana Charpentiera, gdańskiego fortyfikatora, który w latach 1710-1711 przebudował ją troszeczkę.
Najbardziej charakterystycznym elementem, rozpoznawalnym i malowniczym śluzy są kamienne wieżyczki, nazwane Dziewicami ze wzglądu na swoją niedostępność, ponieważ były połączone ze sobą stożkowatymi grodzami. Grodze zwane lunetami były ogromnym utrudnieniem dla potencjalnego wroga, przejście po nich nie będąc zauważonym graniczyło z cudem. Zakończone dwiema wysepkami, nazwanymi Świńskimi Głowami, stanowiącymi punktami wczesnego ostrzegania (tak było w starszej wersji). Śluza była zaopatrzona również w cztery pary wrót, które regulując poziom wody w fosach, w zależności od zapotrzebowania mogły zabezpieczyć miasto od zalania lub mogły spowodować zalanie terenów Żuław, aby ochronić je przed atakiem wroga nadciągającego od tej strony. Szwedzi kilkakrotnie zresztą zbliżali się do Gdańska z tego kierunku. Zalane Żuławy zatrzymywały atak, bo można było podpłynąć lub podejść po podmokłym terenie, ale o podciągnięciu armat nie było mowy. Był też zwodzony most ułatwiający omasztowanym statkom swobodne przepłynięcie bez dodatkowych zabiegów jak np. składanie masztów.
Obok Śluzy stał Młyn rezerwowy. Miał być wykorzystany w chwili, kiedyż to wróg docierając do miasta i odcinając dopływ Raduni zablokuje młyny działające wewnątrz miasta. Młyn rezerwowy mający inne źródło zasilania w postaci Motławy miał być zapasowym i awaryjnym. Zburzony pod koniec II wojny światowej czeka na swoje wskrzeszenie… jak i cały obiekt, który jest w opłakanym stanie…
Często chodzę na spacery do Kamiennej Śluzy i z przerażeniem obserwuję, jak takie miejsce, które powinno otrzymać tytuł pomnika historii, być odrestaurowane przez konserwatorów i pokazywane jako perełkę światowej klasy… popada w ruinę…
Autorka artykułu: Elżbieta Woroniecka.
P.S. To miejsce wygląda o każdej porze roku przepięknie.
Pierwsze czarno-białe zdjęcie wykorzystane w artykule pochodzi z Bildarchiv Foto Marburg. drugie z książki „Danzig in 144 Bildern” (Verlag Gerhard Rautenberg, Leer (Ostfriesland), a trzecie jest autorstwa Janusza Ciemnołońskiego i opublikowano je na stronie 69 w książce Mariana Pelczara „Gdańsk„. Warszawa. Sport i Turystyka. 1958 r.
Czarno-białe zdjęcia w galerii pochodzą z kolekcji – Magdy Uścinowicz, Mirka Kowalczyka, Dariusza Słowikowskiego, Andrzeja Srogi.
Wszystkie kolorowe zdjęcia w galerii pochodzą ze zbiorów Elżbiety Woronieckiej.
[mappress mapid=”73″]
Przeczytaj też:
Wspaniały artykuł, tu spędziłem „szczenięce lata” aż łezka w oku się kręci, oglądając te zdjęcia. Nigdy nie miałem odwagi skoczyć „na główkę” z tamy, podziwiałem śmiałków.
trzeba było to zrobić aby dzisiaj to wspominać
A ja skakałam z tamy ale na nogi :))) to była naprawdę odwaga jak patrzę z perspektywy czasu. Dzisiaj taki”wyczy” nikomu by nie imponował :))) To magiczne miejsce z mojego dzieciństwa wspominam cały czas….tęsknie
hmmmm..piękne fotki…i wspomnienia..murek,tzw..głębokie,śluza…chłopcy skakali na główkę z mostu..inni zaś przyglądali się siedzac na murku..ach..żeby usiąść na murku musiałam mieć specjalne pozwolenie starszego brata..mówił zawsze…szczeniary na baczek…ale i ja posiedziałam na murku jak zdałam do 8 klasy..cała klasa usiadła na murku a niektórzy pływali na głębokim…ach..jak bardzo dorosła się wtedy czułam…pomyślałam..świat od dziś do mnie należy…rechot żab,tatarak,którego dawniej jakby wiecej było…Powiem ta..piękne okolicznosci przyrody nas otaczały..szczęśliwe lata
Elu pieknie to opisała ,wraz z szerokim rysem historycznym. Ja pamiętam jeszcze grodze w lepszym stanie … Żal,że to tak się marnuje .A Ministersto nic nie robi 🙁
A ile tam szczurów pływało, teraz to by człowiek tam nogi nie włożył, ale wspomnienia z dzieciństwa ,z tej dzielnicy są wspaniałe ,serce tam zostało.
Trzeba było skoczyć z szyny to był wyczyn. Na główkę nie skoczyłem ale na nogi już tak.