Widok z mojego okna
W latach 70. i 80. (te dekady mogę już wspominać osobiście) miejsce po drugiej stronie ulicy naprzeciwko mojego domu zajmowały zawsze Gdańskie Zakłady Papiernicze. Kiedy byłem małym chłopcem i obserwowałem przez okno ruch na ulicy, często widziałem jak strażnik otwierał bramę zakładów dla wjeżdżających i wyjeżdżających samochodów marki Warszawa, Fiat, Polonez, Wołga, Renault, Żuk, Nysa, Robur, Star albo Avia i sprawdzał przepustki. Zawsze byłem ciekaw co jest tam głębiej na terenie „Papiurek” – bo tak właśnie nazywaliśmy w domu te zakłady – w tych niedostępnych dla mojego wzroku miejscach. Co się tam może kryć? Jakie samochody lub inne maszyny tam stoją? A może są tam jeszcze jakieś dodatkowe budynki, magazyny, garaże? Niestety z mojej perspektywy nie było zbyt wiele widać i mogłem sobie na te pytania odpowiedzieć jedynie w wyobraźni. Czasami wykorzystywałem np. wizyty na strychu, u sąsiadki (tej, która mi kiedyś na gwiazdkę wręczyła książkę z dedykacją) albo u kolegi Waldka Śliwińskiego pod trzydziestką na trzecim piętrze, aby przez inne okna lub z wyższego piętra móc rzucić okiem na to, co się znajduje głębiej na terenie GZP.
Pamiętam, że w 1988 r. kiedy w imieniu Komitetu Osiedlowego chodziliśmy z Moją Mamą po zakładach pracy w naszej dzielnicy z prośbą o wsparcie działalności komitetu, pierwszy raz miałem okazję wejść na teren GZP i zobaczyć jak wyglądają te części, których nie mogłem dostrzec z trzeciego piętra. Co więcej – weszliśmy nawet do środka tego głównego budynku po prawej stronie i odwiedziliśmy gabinet ówczesnego prezesa czy też może towarzysza dyrektora na pierwszym piętrze oraz ogromną halę produkcyjną na parterze. Ale to było dla mnie przeżycie. Ponieważ prośba Mojej Mamy o jakiekolwiek wsparcie spotkała się z przychylnym odzewem – wychodziliśmy przez bramę ze sporą porcją materiałów papierniczych z przeznaczaniem na działalność Komitetu. Moja Mama miała kilka kartonów wypełnionych zielonymi kopertami na listy, a ja dźwigałem sporą porcję kartonu w dwóch formatach. Część była przycięta do wymiaru bloku technicznego, druga to były obszerne płachty jeszcze nie podzielone na mniejsze części. Przy wyjściu zatrzymał Nas strażnik chcąc interweniować w temacie wynoszenia mienia państwowego, ale na jedno skinienie swojego zwierzchnika wyglądającego przez okno, bez słowa sprzeciwu wypuścił nas na zewnątrz.
Teraz z perspektywy minionych lat i wspomnień uważam, że to były bardzo prężnie działające zakłady produkujące m.in. koperty, zeszyty i bloki rysunkowe. Po 1989 r. los im już jednak przestał sprzyjać tak jak wielu innym zakładom – nie tylko w Gdańsku, nie tylko w Trójmieście, nie tylko w województwie pomorskim. One działały jeszcze przez pewien czas, bo sam pamiętam, że pierwszym asortymentem sprzedawanym z tego kiosku w murze przy plebani były właśnie zeszyty z kolorowymi okładkami pochodzące moim zdaniem z dawnych GZP. Sam chyba nawet jeszcze jeden taki mam nie do końca zapisany. Ale w drugiej połowie lat 90. słuch o Gdańskich Zakładach Papierniczych zaginął. A w tamtym miejscu pojawiały się różne firmy działające krócej lub dłużej. Przypominam sobie sklep z wykładzinami i zakład introligatorski. Pamiętam zakład kowalsko-ślusarski i hurtownię kaset magnetofonowych firmy Takt. Pamiętam też wietnamską firmę od przypraw i zupek instant. Jej pracownicy mieszkali nawet na najwyższym piętrze jednego z budynków.
Wspominał i kolorowymi zdjęciami podzielił się: Jacek Górski.
c.d.n.
Autor czarno-białej fotografii: Artur Wołosewicz.
Źródło: Sobiecka L., Kaliszczak M. (ed.), Gdańsk – Dolne Miasto. Dokumentacja historyczno-urbanistyczna, PP Pracownie Konserwacji Zabytków Oddział w Gdańsku Pracownia Dokumentacji Naukowo-Historycznej, Gdańsk 1979.