Wspomnienia Marka, prostego chłopaka z Dolnego Miasta. Część XIII
Część 1, Część 2, Część 3, Część 4, Część 5, Część 6, Część 7, Część 8, Część 9, Część 10, Część 11, Część 12
Mieszkaliśmy przy Szpitalu na Łąkowej
Nasz szpital zwany był przez Gdańszczan „szpitalem na Łąkowej”. Chociaż jego adres to była wtedy ulica Śluza 9. Sam obiekt trwał niezmiennie od połowy XIX wieku w tym samym miejscu (jako „katolicki” szpital Marii Panny, prowadzony przez siostry boromeuszki) aż do 1945 roku. Potem już „upaństwowiony” jako szpital kliniczny związany z Akademią Lekarską (Akademią Medyczną w Gdańsku). Nasz szpital miał wpływ na charakter naszej ulicy i życie nas czyli jej mieszkańców. Po wojnie pozostawał bez zmian choć ulegał niewielkim korektom zabudowy. Porównanie fotografii pocztówki sprzed wojny z moimi zdjęciami rodzinnymi z lat 60. to potwierdza.
Społeczność szpitala: chorzy, lekarze i personel medyczny byli jak sąsiedzi. Wielu znaliśmy z widzenia i spotykaliśmy na ulicy i w okolicznych sklepach. A także podczas niedzielnych mszy i nabożeństw. Nasz kościół parafialny NPNMP powstał w oparciu o „poprzedni” przyszpitalny. Dodam, że przed wojną parafia dla katolików z Dolnego Miasta znajdowała się w kościele Świętego Mikołaja. Ale nasz kościół po wojnie nadal spełniał funkcje kościoła przyszpitalnego, połączonego bezpośrednio ze szpitalem. W specjalnie wydzielonej kaplicy chorych we mszach i nabożeństwach uczestniczyło wielu chorych odzianych w piżamy i szlafroki. Wielu lekarzy przed trudnymi zabiegami i operacjami wstępowało do kościoła, by pomodlić się o ich powodzenie. Ponieważ tradycyjne ołtarze w Boże Ciało powstawały na pierzei budynków mieszkalnych ulicy Śluza naprzeciwko szpitala, w ten dzień jego otwarte okna pełne były chorych i pracowników medycznych, uczestniczących w ten sposób w uroczystościach religijnych.
Lekarze i pielęgniarki cieszyli się wielkim szacunkiem mieszkańców – zresztą niektóre sąsiadki pracowały w szpitalu. Największym autorytetem był niewątpliwie Profesor Zdzisław Kieturakis, jako ten który był współtwórcą szpitala klinicznego w ramach Akademii Lekarskiej (Akademii Medycznej w Gdańsku). Jako wybitny chirurg, praktyk i naukowiec. Lekarz chirurg o „złotych” rękach. Powszechnie znane były jego wileńskie korzenie i fakt czynnego udziału w polskim ruchu oporu okręgu wileńskiego AK.
Na kolejnej fotografii – z 1964 (moja siostra Teresa z koleżanką Marianną Skierka, Marianne Schielke – mieszkająca tam gdzie teraz jest ISE) widać wejście główne do szpitala dla chorych i ich odwiedzających.
Trzy następne fotografie na których jestem ja z moją mamą Marianną, oraz sam w roku 1958 i potem w roku 1968, pokazują niezbyt okazałe drzwi do wspomnianego szpitala.
Miejsce to, pozornie spokojne, zamieniało się w dni dyżuru szpitala (bo taka była wtedy organizacja służby zdrowia) w jedno z najbardziej obleganych karetkami z chorymi miejsc przyjęć pacjentów wymagających natychmiastowej pomocy! Zwożono tutaj poszkodowanych i rannych z całego Gdańska i okolic! Częste były wypadki w gdańskich zakładach pracy, a najbardziej tragiczne to chyba w naszych stoczniach. Przyjeżdżające na sygnale karetki wzbudzały ciekawość dzieciaków i obecnych w okolicy tak mieszkańców, jak i przypadkowych przechodniów. Chmara ludzi zbiegała się i otaczała karetki w trakcie wynoszenia poszkodowanych na noszach. Czasami nieprzytomnych, ciężko rannych i zakrwawionych… Wzbudzało to duże emocje!
Na następnej fotce za moją Mamą widoczny jest znak drogowy: krzyż świętego Andrzeja, oznaczający miejsce zatrzymania pojazdu w związku z ruchem pociągu torem bez zapór! I rzeczywiście ulica Śluza prostopadle zbliżała się na jakieś kilkanaście metrów do linii kolejowej obsługującej logistykę m.in. Hydrosteru, Zakładów Futrzarskich, Blaszanki, jednostek Wojska Polskiego, Rzeźni. Na dodatek tuż obok był wyjazd wozów bojowych Państwowej Straży Pożarnej. Łatwo sobie wyobrazić – co się działo gdy szpital miał dyżur, strażacy wyjeżdżali na sygnale i dodatkowo kolejarze przetaczali wagony… No i te chmary ludzi biegnących, by zobaczyć poszkodowanych wynoszonych z karetek… Musiało to się kiedyś skończyć wypadkiem. I tak właśnie się stało. W wóz bojowy straży wyjeżdżający na sygnale do pożaru uderzyła lokomotywa ciągnąca skład wagonów towarowych. Rannych strażaków przenoszono na noszach bezpośrednio do izby przyjęć szpitala i tam udzielano im pomocy.
Najbardziej spektakularne zdarzenie miało miejsce latem 1969 roku. Ciężko ranny w wypadku samochodowym nasz wielki aktor Bogumił Kobiela został przetransportowany samolotem wojskowym z Bydgoszczy do Gdańska. A potem do naszego szpitala. Dodam jeszcze, że wielu ludzi czuwało, by zobaczyć i w ten sposób wspierać Kobielę. Mimo dwóch operacji, jego stan był na tyle ciężki, że zmarł u nas w Gdańsku 10 lipca, osiem dni po wypadku. Mama mojego kolegi Krzyśka, Pani Stanisława, pracująca w szpitalu, była świadkiem jak Profesor Kieturakis stojąc przy aktorze powiedział głośno:
Kobiela, Kobiela, coś ty nam uczynił…
Na tej fotografii z 1958 roku są moi rodzice na rogu ulic Śluza i Reduta Wyskok, a w tle widać funkcjonującą wtedy jeszcze tzw. kostnicę. Najciekawszy jest wylot ulicy Reduta Miś i widoczne po prawej stronie budynki za betonowym ogrodzeniem. W tym miejscu szpital kliniczny miał laboratoria do badań i eksperymentów na żywych zwierzętach. Co ciekawe nie były to tylko myszy i szczury, ale i koty! Było to przyczyną licznych konfliktów z mieszkańcami którym ginęły koty, częste wtedy wśród rodzin. Nie wiem czy to prawda, ale mówiono o skupywaniu zwierząt przez szpital.
Profesor Kieturakis zmarł w 1971 roku. A odcinek ulicy Śluza przy szpitalu został w 1972 roku nazwany ulicą Profesora Zdzisława Kieturakisa . Mówi się że duch Profesora trwa w budynku dawnego szpitala do dziś… Bardzo cieszy fakt, że nowy właściciel obiektu, teraz hotelowego pod nazwą Arche Dwór Uphagena, tak dba o tradycję miejsca i o to co pozostało z artefaktów.
Pamięć o Profesorze jest żywa do dziś. A przekonałem się o tym, gdy obserwowałem jak mieszkańcy z sympatią reagują na zbierającego podpisy do rady dzielnicy jego wnuka Maksymiliana Kieturakisa. A dziś radnego Miasta Gdańska.
Marek Bumblis (prosty chłopak z Dolnego Miasta)
Wszystkie zdjęcia pochodzą z rodzinnego albumu autora.
Och, znowu jestem zachwycona tymi wspomnieniami Marka, ładnego chłopaka z Dolnego Miasta. Są mi tak bliskie,
tak prawdziwe, wzruszające… Dziękuję !