Wśród kamienic, fabryk i koszar (część II)
Dom z malowidłami
Na początku lat 90. ulica Ułańska była przede wszystkim normalną ulicą, składającą się z kilku kamienic ciągnących się w stronę Łąkowej. Pamiętam, że mieściły się w nich jakieś sklepy, a każdej zimy na chodniku przed domem tworzyła się dość spora ślizgawka, stanowiąca atrakcję dla okolicznych dzieci.
Przez pierwsze kilka lat mojego życia praktycznie każde wyjście z domu wiązało się z przejściem przez Bramę. Malowidła na suficie i ścianach zawsze mnie intrygowały. Kto je tam umieścił? Co oznaczały? Nikt dokładnie nie wiedział, a plotki o ich masońskim pochodzeniu rozbudzały wyobraźnię. Niestety ściany bramy stały się celem okolicznych wandali i szybko pokryły napisami wymalowanymi sprayem, przez co w końcu je otynkowano.
Wchodząc do bramy z ulicy, mijało się klatkę schodową i wychodziło na długie, wąskie i ponure podwórko. Po lewej stronie mijało się okna oficyny, po prawej – wysoką ceglaną ścianę z jednym małym okienkiem na parterze. Ściana ciągnęła się mniej więcej do drzewa, po którym do dziś pozostał tylko kwadracik ziemi otoczony chodnikiem. Dalej znajdował się garaż, a za garażem ogrodzone siatką niewielkie ogródki, w rodzaju ogródków działkowych, oraz trzepak, przy którym grało się „w gumę”.
Wzdłuż wschodniej ściany naszej kamienicy rozciągała się Blaszanka. Nigdy nie byłam na terenie fabryki i nie znam nikogo, kto by tam pracował, ale buczenie maszyn, tajemnicze światła przeciskające się zza zakratowanych okien i gwizd wjeżdżającego na teren fabryki pociągu były elementem mojej dziecięcej codzienności.
Wspominała i rodzinnym zdjęciem z pieskiem się podzieliła – Małgorzata Żurawska
Zdjęcie ulicy Ułańskiej z początku lat 90. pochodzi ze zbiorów Andrzeja Tymińskiego.
Kolorowe zdjęcie polichromii na stropie przejazdu bramnego powstało w 2004 r. Jego autorem jest Dariusz Boczek.