Wśród kamienic, fabryk i koszar (część IV)
Wielkie wyburzanie
Wyburzanie kamienic wokół Ułańskiej 11 rozpoczęło się mniej więcej w czasie, kiedy szłam do zerówki, może nieco wcześniej, w roku 1990 albo 1991. Obserwowanie metamorfozy całej okolicy było dla mnie ogromnym przeżyciem. Choćby wtedy, gdy z budynków przeznaczonych do rozbiórki wyprowadzili się lokatorzy, a okoliczni mieszkańcy tłumnie ruszyli „na szaber”. Najlepiej zapamiętałam wymontowywanie ram okiennych wraz z szybami. W czasach kiedy „niczego nie było” uważano je za cenny łup i wykorzystywano m.in. do budowania amatorskich szklarni na działkach.
Pewnego dnia tata wrócił do domu z nowiną, że będą wysadzać budynek przy Sadowej. Z bezpiecznej odległości oglądałam to wydarzenie z zapartym tchem. Nie udało się zburzyć wszystkiego, więc przez jakiś czas budynek wyglądał jak domek dla lalek, z pozbawionymi ścian kolorowymi pomieszczeniami na piętrach, w których stały jeszcze gdzieniegdzie urządzenia sanitarne, ze stropów wystawały pręty zbrojeniowe, a wokół leżało pełno gruzu.
Za to kiedy burzono kamienicę, której ściana ciągnęła się wzdłuż naszego wąskiego podwórka, w pewnym momencie samotne małe okienko na parterze odsłoniło się i przez kilka dni stanowiło prawdziwe okienko na świat, przez które podziwialiśmy budowany w oddali most. W powietrzu czuło się wtedy ekscytujący powiew świeżości i nadchodzących wielkich zmian.
Wspominała – Małgorzata Żurawska
Autor pierwszej fotografii: Andrzej Tymiński. Druga pochodzi z archiwum Katarzyny Noetzel.