Wykopana tablica Wilhelma Wiegandta (uzupełnienie)
Po opublikowaniu 1 listopada artykułu o tablicy Wilhelma Wiegandta odkrytej na dawnym ewangelickim cmentarzu Ujeścisko – Wonneberg Friedhof udało nam się dotrzeć do dwóch nieznanych wcześniej dokumentów związanych ze śmiercią tej osoby. Tym pierwszym jest wpis w księdze parafialnej. Tym drugim natomiast oficjalny akt zgonu podpisany przez Urzędnika Stanu Cywilnego w Gdańsku.
Na ich podstawie publikujemy uzupełnienie do wspomnianego artykułu.
Oto co można wyczytać z dostępnych materiałów.
Wiegandt Wilhelm August – syn Augusta Wiegandta i matki Luise Wiegandt z domu Lietz działających na roli.
Rolnik z Schönfeld (Łostowice), zamieszkały w Łostowicach. Ewangelik. Kawaler.
Zmarł 3 kwietnia 1934 roku. Przeżył 29 lat. Pochowany 8 kwietnia 1934 na cmentarzu Ujeścisko.
Forma pochówku: dwukrotne bicie dzwonów (po 5-7 minut z 3-minutową przerwą). Przemówienie przy grobie.
Miejsce pochówku, rok i numer państwowego rejestru: Gdańsk I, 1934, Nr.9.
Dodatkowe informacje: Pan Wiegandt został potrącony przez samochód ciężarowy na Łostowicach. I zmarł o 8:15 w drodze do szpitala Diakonis Ewangelickich w Gdańsku (dziś Szpital Wojewódzki – dopisek tłumacza) przy Nowych Ogrodach.
Po zapoznaniu się z nowymi faktami pojawia się w tym miejscu kilka znaków zapytania.
Wg naszych wcześniejszych ustaleń – Wilhelm Wiegandt mieszkał na ulicy Sadowej. Tutaj dowiadujemy się, że był rolnikiem z Łostowic. Czy jedno wyklucza drugie?… A może wspomniany robotnik z Dolnego Miasta zarabiał na życie właśnie jako robotnik rolny z Łostowic?… Co więcej – może zwyczajnie pracował na rodzinnym gospodarstwie z rodzicami albo był na gospodarce po rodzicach?…
I na koniec – czy kiedykolwie uda się rozstrzygnąć te nieścisłości…
Dziękujemy p. Mariuszowi Baarowi, p. Aleksandrze Wieliczko, Wolfgangowi Naujocks i Andreasowi Kasperskiemu za pomoc w dotarciu do tych dokumentów. A Andreasowi dodatkowo za ich tłumaczenie.
PS. Może nasza wyobraźnia poszybowała zbyt daleko. Ale… Łostowice to po niemiecku Schönfeld. Jak można było wyczytać w gazecie – wypadek miał miejsce na Oruni. A tam właśnie na ulicy Podmiejskiej (An der Schönfelder Brücke) mieszkał Friedrich Wiegandt. Czy Wilhelm wpadł pod samochód w czasie odwiedzin u wspomnianego Friedricha?… Czy to tylko zwykły zbieg okoliczności?…
Dziś – 1.XI. czytam te wspomnienia o Wilhelmie, obejrzałam wszystkie zdjęcia… podpisy… tak, to byli nasi sąsiedzi.
Może spotkaliśmy ich w sklepie, może w kościele, może w szkole ? My jeszcze jesteśmy, ale ilu osób już nie ma ?
Powspominajmy… w taki dzień…
Może zacytuję wiersz, nie znam autora, ale…
” Nieważne czy rok minął, dzień, miesiąc, czy też lata.
Gdy odszedł ktoś…na zawsze, to tracisz cząstkę świata
I cząstkę samej siebie, bo żyjesz już inaczej.
Choć wstajesz co dzień rano, choć śmiejesz się i płaczesz.
Świat wygląda tak samo, choć tyle się zmieniło…
Nic się już nie powtórzy, nie będzie już jak było…
Cóż zostało nam dzisiaj ? Wspomnienia, ten czas, te chwile…
To dużo…czy może niewiele…aż tyle, czy tylko tyle…